wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział XIV "Potrzebuję cię, mamo..."

Gdybym miała zdefiniować siebie... Szczerze? Nie mam pojęcia co bym napisała. Mój charakter to Laura. Serio, nie spotkałam nigdy, w całej siedemnastoletniej egzystencji, drugiej tak pogmatwanej i sponiewieranej przez życie osoby. 
Koniec końców ciężko jest pisać o sobie, bo co? Jestem ładną, wysoką szatynką. 
Cześć. 
Koniec historii? 
Jestem demonem Mortui. Cholernym cholerstwem, które zaprogramowano tylko i wyłącznie na mord. 
Dasz się wyciągnąć na kawę? 
Żałosne. Niee. Tak. Kurwa. 
Pierwszy raz tak na serio tu przeklęłam i nie czuję się z tym źle. Buhaha, jestem zła do szpiku kości. Teraz już tylko brutalne odbieranie życia kobietom i dzieciom! 
Kurwa mać, jestem wrakiem człowieka! 
Jak długo się nie użalałam, pieprzyłam, że życie jest warte przeżycia, tak teraz chcę zrezygnować. Bo co? Bo mama umarła? Bo nawet nie pytałam kim jest mój ojciec? Bo chyba zakochałam się we własnym przyjacielu? Bo noszę na szyi pierdolony Kamień Filozoficzny, który wsysa dusze moich, MOICH, ofiar? Bo tracę emocje i staję się bezuczuciową *dziwką? Bo wiem, że każdy popełnia błędy, ale moje, MOJE, mogą doprowadzić do upadku tego kurewskiego świata? OKEJ! Niech upadnie... 
Jeśli on widzi prawdę o mnie, ja sama nie chcę widzieć siebie już nigdy więcej. Jeśli on mnie nienawidzi, to jak ja mogę nawidzić siebie? 
Nie chcę szukać prawdy, bo im więcej wiem, tym słabsza się staję, chyba przegrałam.

Christina Novelli "Concrete Angel"
L.M.

                Drzwi do pokoju otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, a przemoczona, męska bluza znalazła swoje miejsce na łóżku. Tuż obok upadła sylwetka dziewczyny, ta natomiast wzięła głęboki oddech. Laura nie należała do tych słodkich nastolatek z amerykańskich filmów, które tuż po spotkaniu z chłopakiem umierały z tęsknoty. Pomijając sam fakt że była Brytyjką, a Stiles nie był jej chłopakiem, tylko najlepszym przyjacielem. Mógł dać jej bluzę, coby nie zmokła, prawda? Jednak o ironio, nie bluza w tym wszystkim okazała się najważniejsza. Mulligan po raz pierwszy miała ochotę chichotać. Owszem, w swoim nastoletnim życiu spotkała wielu chłopaków wartych uwagi. Umawiała z się z kilkoma, na Boga, jednego zostawiła w niepewności, wróć, w Bradford, ale przy żadnym nie czuła czegoś takiego. Jakby jej wnętrzności założyły szkołę tańca, do cholery!
 Ale to były przyjemne bóle brzucha. Nie te, które odczuwa się po zjedzeniu nieświeżych hotdogów ze stacji benzynowej. Zupełnie inne, niezrozumiałe. Niezrozumiałe były także rumieńce. Jestem chora – pomyślała, usiadłszy. Przeczesała włosy palcami i ułożyła dłoń na czole. Gorączka, to tylko gorączka – mówiła sama do siebie w duchu. Kiedy wstała, bezpośrednio udała się do salonu, gdzie Melissa wypełniała jakieś papiery. Pani McCall rzadko zabierała pracę do domu, jednak w niektórych przypadkach to okazało się konieczne.
                - Mamy coś na zbicie? – zapytała nastolatka, ignorując fakt, że teoretycznie nie mogła zachorować. Jej organizm sam się uleczał, przeziębienie nie wchodziło w grę. Może to była tylko przykrywka? Podświadomie Laura czuła, że coś jest nie tak. Po prostu wypierała myśl, że może to być coś zupełnie innego.
                - Jesteś chora? – Melissa odłożyła plik kartek na bok i spojrzała na Laurę. Marszcząc czoło, położyła dłoń na jej czole, a następnie poliku – rzeczywiście rozpalona… - kobieta poszła do kuchni i wysunęła szufladę z lekami – coś cię boli?
                - Brzuch, trochę – Laura momentalnie ruszyła za nią i usiadła na stole.
                - Jadłaś coś? – lekarka zmierzyła temperaturę dziewczyny termometrem elektronicznym i uniosła obie brwi. - Dziwne… Chyba się zepsuł. Trzydzieści dwa… - Laura przełknęła ślinę. Przecież teoretycznie była martwa! Melissa jednak znów ułożyła dłoń na jej czole – no nie masz gorączki. Masz wypieki…
                - Dziwne – odchrząknęła dziewczyna, przeklinając siebie samą za to, iż przyszła do pani McCall z tym problemem.
                - Odwiedziła cię ciotka? – zapytała kobieta znacząco. Obie rzecz jasna wiedziały o co chodzi.
                - Nie, po wizycie – wzruszyła ramionami.
                - Okej, brzuch cię jeszcze boli? – Melissa zaczęła się jej dokładnie przyglądać. Coś było nie tak. Laura wydawała się być inna.
                - Już nie… - Mulligan zmarszczyła czoło. Sama przestała rozumieć swoje objawy – jestem chora? Rano wydawało się być dobrze… Zjadłam zupę mleczną jak zwykle… - jeśli torebkę krwi można nazwać zupą mleczną… - potem biegałam na Sportowym Lecie, kanapki Scotta, kawałek pizzy... byliśmy ze Stilesem w Roadhouse, zjadłam ciastko… O, wtedy zaczął mnie brzuch boleć! Ciastko? – Melissa słuchając słów dziewczyny uśmiechnęła się pod nosem. Sama przecież to przeżyła, wiedziała co znaczy poczuć tak zwane motylki. Niewinność dziewczyny uważała w tym wszystkim za uroczą. Jakby chowała się za barierą, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że Stiles to nie tylko jej przyjaciel.
                - Mhm… Gdzie dokładnie cię boli? – starała się nie zaśmiać, a Laura wzruszyła ramionami.
                - Szczerze? Nie wiem. To taki dziwny ból, nawet…
                - Przyjemny? – Melissa weszła jej wpół zdania i zamknęła szafkę z lekami. Zamiast tego wyciągnęła tabliczkę czekolady.
                - Cholernie… - palnęła siedemnastolatka, bacznie obserwując kobietę – co robisz?
                - Nic… Stiles też jadł ciastka? – Laura skinęła – jego też brzuch boli? – zapytała uśmiechając się delikatnie.
                - Nie wiem, nie pytałam – Laura wzruszyła ramionami.
                - Ach… A miał może rumieńce, tak jak ty? – pani McCall naprawdę uwielbiała się z nią droczyć. Mimo wszystko postanowiła, że nastolatka powinna sama dojść do tego, co jej jest.
                - No tak, ale to nie od… - zamarła, wtedy coś nią szarpnęło, jakby zaczęła się orientować. Nie mogła. Nie mogła pozwolić sobie na coś więcej. – Z resztą, to już nieważne… Lepiej mi – zawahała się, a Melissa podała jej czekoladę.
                - Lekarstwo – sama porwała kosteczkę – na wszelki wypadek.
***
                W pokoju panował półmrok, a jedyne światło na skoncentrowaną twarz chłopaka rzucał komputer. Za oknem wciąż padało, od czasu, do czasu błysnęło, kiedy indziej zagrzmiało, ale nic nie mogło przerwać jego skupienia. Na wyciągniętych wzdłuż niepościelonego łóżka nogach spoczywał laptop i tylko on, prócz setek myśli, się teraz liczył. Nastolatek miał już szczerze dość przeglądania głupawych filmików w internecie, ale nie miał też głowy, aby zabrać się za konkrety. Musiał robić coś, co odciągnęłoby jego uwagę od wydarzeń minionego wieczoru. Z jednej strony zachodził w głowę ile dla Laury znaczył ten prawie pocałunek, a z drugiej nie chciał wiedzieć. Teraz, gdy było już po fakcie, do tego wszystkiego doszła i Lydia. Owszem, nie spotykali się, ba, Martin przez połowę życia ignorowała jego obecność, ale zakochany Stiles poczuł się niewierny. Jeśli byłoby inaczej? Czy umawiając się z Lydią umiałby powstrzymać się od pocałowania Laury? I czy umiałby zagłuszyć to uporczywe uczucie? Nawet przy rudzielcu tego nie odczuwał. To było niesamowicie dziwne, ale i przyjemne. Kiedy go dotykała, kiedy do niego mówiła, kiedy przejechała wargą po jego wardze…
                - Cholera! – zaklął i sięgnął po szklankę wody, która stała na nakastliku – Dlaczego musisz mnie nienawidzić?! – spojrzał znacząco w sufit, jakby zaklinając się na Boga. Następnie tylko westchnął i wszedł w folder „ulubione”. Tam bowiem zaznaczył strony dotyczące demona, które miał jeszcze do przestudiowania. Podczas gdy jego przyjaciele upierali się, że internet na nic się nie zda, on nie byłby sobą, gdyby nie zaczął szperać. Tak też zrobił.
                - Co my tu mamy… - uśmiechnął się pod nosem, widząc jakąś nową informację – przestań gadać sam do siebie, deklu! – warknął, a następnie dopił wodę ze szklanki. Wariował, zbyt wiele się działo, aby on – jedyny człowiek wśród swoich przyjaciół - mógł zachować resztki normalności.
Zagłębiając się w lekturze, Stiles uśmiechnął się pod nosem. Znalazł coś, ot co! Dlatego właśnie wygrzebał się z łóżka i podłączył laptopa do drukarki. Jeszcze raz prześledził tekst wzrokiem, a w ostateczności zamarł. Znów o niej pomyślał, znów Laura przejęła cały umysł nastolatka, jednak tym razem nie chodziło o jej urok, chodziło o coś więcej.
- Kamień Filozoficzny – przeczytał na głos, przyglądając się obrazkowi. Zapamiętał ten wisiorek, widniał na szyi Mulligan i nigdy się z nim nie rozstawała. Był niewielki, przezroczysty, mimo to zaczerwieniony od boków. Miał kształt rąbu, a od zawieszki przez całą długość przechodziła srebrna podobizna węża z czerwonymi ślepiami.
Wtedy do niego dotarło. Zaczął dostrzegać fakty, których nie chciał dopuścić do siebie wcześniej. Wstrzymał oddech, a wyciągnąwszy kartki z drukarki, niczym oparzony chciał się rzucić w stronę tablicy korkowej. Nie przewidział jedynie kabla, o który się potknął, tym samym strącił z biurka komórkę. Wypadła z niej bateria, co Stiles zignorował. Podniósł się prędko i wyciągnął jeszcze inne zapiski z teczki. Zaczął przekładać włóczkę na tablicy, oznaczając to, co już miał, a gdy spojrzał na swoją pracę, gdy skończył – zamarł.
Kawałki wreszcie zaczęły układać się w całość.
Przyjechała do miasta, demon jej nie skrzywdził, wiedziała, jak ginęli ludzie, czasem tajemniczo znikała i ten naszyjnik…
***
- Wciąż nie odbiera! – jęknął Isaac, kiedy cała trójka – on, Lydia i Carmen – znalazła się w posiadłości Martinów. Wilkołak bezskutecznie próbował dodzwonić się do Stilesa, ale jego telefon leżał rozczłonkowany na podłodze.
- To zrób tak, żeby odebrał – Lydia założyła na siebie szlafrok, ponieważ jej kusa pidżamka przemokła do suchej nitki. Zmywała z siebie resztki makijażu, czekając aż Isaac wreszcie coś zdziała.
- Posłuchajcie – głos w ostateczności zabrała Carmen. Spojrzała po tej dwójce, zastanawiając się czy powinna powiedzieć, że wie, o co tak naprawdę chodzi. – muszę już iść. Jakkolwiek ta sprawa nie jest ważna i tak jestem spóźniona.
- W porządku – Lahey uśmiechnął się do Mortis przyjaźnie i po raz kolejny przystawił słuchawkę do ucha, lecz stracił nadzieję na to, iż Stiles raczy odebrać.
- Powodzenia – odwzajemniła uśmiech, a następnie wyszła. Kiedy znalazła się na zewnątrz, wzięła głęboki oddech. Dopiero co wkroczyła w anaturalny świat i już coś zaczęło się dziać. Miała Marcoosowi za złe to, że nie wtajemniczył jej wcześniej. Może potrzebowała czasu, aby się jakoś przygotować? Niestety to wszystko działo się zbyt szybko, wiedziała, że musi działać z prędkością światła, zanim brat uwolni jakąś, do diaska, przerażającą Ciemność. I jeszcze te dzieciaki. Zbyt duże brzemię.
Lydia – Banshee, Laura – Mortui, Daphne – Illuminatos, Marcoos – Custos, połowa Beacon Hills – wilkołaki. To przytłaczało.
Gdy wsiadła do Impali, nie mogła ruszyć dalej. Uderzyła głową o oparcie, a pięścią potraktowała kierownicę. Dawniej chciała by supernaturalny świat był prawdziwy. Chciała pobawić się w łowcę demonów, ale kiedy przyszło co do czego… Nie wiedziała, czy sobie poradzi.
- Pierdzielenie o Chopinie – burknęła i odpaliła auto. Jechała w ciszy, co robiła rzadko. Zawsze towarzyszyło jej radio, albo chociaż słuchawki i mp3. Tym razem było inaczej. Kobieta za wszelką cenę próbowała skupić pełną uwagę na drodze, ale to okazało się nierealne. Bez przerwy zerkała do tyłu, aby zobaczyć, czy pudełko które wiozła stało bezpiecznie na tylnym siedzeniu. W nim znajdowało się kilka notatek Marcoosa, które Carmen ukradła, aby pokazać Peterowi. Chciała pomóc, była po stronie Hale’ów, bo nie wiedziała jeszcze jak brutalny potrafi być Peter.
Po piętnastu minutach jazdy, auto stanęło z niewiadomych przyczyn. Carmen tylko zmarszczyła brwi i mimo ulewy wyszła na zewnątrz. Zostawiła zapalone lampy, jednak to niewiele dało w mroku lasu, gdzie Impala odmówiła współpracy. Mortis zaświeciła latarką w telefonie na ukochany samochód i spostrzegła, że złapała gumę. Nie wystraszyłaby się, gdyby nie fakt, że opona nie była dziurawa. Została rozdarta przez silne pazury…
***
Laura nie mogła zasnąć tamtej nocy. Dochodziła druga, a nastolatka bezskutecznie przewracała się z boku na bok. Coś ją trapiło. Próbowała wyłączyć myślenie, odkrywała się, aby następnie wejść w całości pod kołdrę. Układała poduszkę na tysiąc różnych sposobów, kładła się do góry nogami, ale nic nie pomagało. Po raz kolejny bolał ją brzuch, ale ten ból nie był przyjemny, a Laura znała go zbyt dobrze. Poczucie winy. Ogromny klamot na sercu, który nie pozwalał jej spać. Musiała powiedzieć prawdę. Czuła, że jeśli tego nie zrobi, stanie na dachu i wykrzyczy każdą swoją myśl. Deszczowa aura nie pomagała, powodowała tylko, że dziewczyna coraz bardziej się wierciła.
Ten ból był stresem. W pewnym sensie. Nawet jeśli postanowiła sobie, że po prostu opowie od początku do końca, co i jak, stresowała ją reakcja Stilesa. To jemu chciała powiedzieć, bo to jemu najbardziej ufała. Mimo wszystko z czasem widziała tylko kiepską wersję jego szoku. Widziała, jak na nią krzyczy, jak wyrzuca ją z domu. Nie chciała go tracić, jednak z drugiej strony kiedyś i tak by się dowiedział. Daphne mogła mieć rację. Im wcześniej, tym lepiej. Mulligan wolała, aby przyjął to na klatę od niej, niż od osoby trzeciej. Jednak reakcja… Tu już nie chodziło o nastoletnie miłostki, chodziło o życie, lub śmierć. A jeśli będzie się mnie bał? – pomyślała, siadając. Jej ciało przestało współgrać z rozumem. Wewnętrzna walka okazała się przeżerająca, wykańczała ją do tego stopnia, że Laura pragnęła się rozpłakać. Nie mogła, nawet gdy mocno zacisnęła powieki, łzy nie chciały spłynąć po policzkach. Kiedy chodziło o Stilesa robiła się bezsilna. Był dla niej wtedy najważniejszy. Tak bardzo nie kochała nikogo innego. Związując włosy w coś, co miało być kokiem uklękła. Robiła to pierwszy raz od dawien dawna, ale musiała, poczuła wewnętrzną potrzebę, porozmawiania z kimś bliskim i świadomym. Erica – nienawidziła jej. Peter – cha, dobre sobie! Boyd – znała go z widzenia. Derek… Derek? Nie, on by nie zrozumiał, nie był tak uczuciowy. Dlatego wzięła głęboki oddech i złożyła ręce.
- Boże, jeśli tam jesteś… - zaczęła łamiącym się głosem – proszę, oddaj mi mamę. Potrzebuję jej, mamo potrzebuję ciebie. Przepraszam – pociągnęła nosem. To była parodia płaczu, parodia modlitwy. Laura stała się taką parodią człowieka. Ni to potwór, ni to dziewczyna. Nie miała pojęcia gdzie stoi, nie miała pojęcia dokąd zmierza. – przepraszam, bo jestem złą osobą. Nienawidzę tego, czym się stałam… Nie chcę być sama. Boże, ja tak bardzo nie chcę być sama.
Siedemnastolatka wpatrywała się przez moment w okno. Całe niebo płakało, o ironio, ona nie mogła. Kolejny upadek. Kolejny brak. Kiedy przetarła twarz, tylko westchnęła. Wiedziała już, co musi zrobić. Jakby Tracey szepnęła jakąś podpowiedź z góry. Nie, to nie był duch, to była odwaga, która obudziła się w Laurze tak nagle. Dziewczyna nie czekając ani chwili dłużej po prostu zeszła na dół.
- Melisso… - szepnęła, widząc że kobieta leży na kanapie w salonie. Zasnęła, a telewizor wciąż był włączony. Laura przykryła ją kocem, uśmiechając się pod nosem. Zwlekała, robiła co miała robić najwolniej jak potrafiła, aby tym razem przemyśleć swoje słowa. Zarzuciła na siebie bluzę Stilesa i wsunęła zużyte trampki. Wychodząc z domu wzięła jeszcze trzy głębokie oddechy.
- Wybacz Derek… - wyciągnąwszy rower Scotta z garażu, szepnęła jakby z nadzieją, że Hale ją usłyszy. Może gdyby pojawił się ni skąd, odwiódłby Mulligan od tej myśli. Jednak ona była już pewna. Jeśli mnie odrzuci – chociaż nie będzie żył w kłamstwie – pomyślała. Kto, jak kto, ale Stiles zasługiwał na prawdę…
***
- Radzę się do mnie nie zbliżać! – głos Carmen drżał, mimo to stała w pozycji bojowej, wyciągając rękę do przodu – mam scyzoryk i nie zawaham się go użyć! – wrzasnęła, po czym usłyszała szelest. Obróciła się gorączkowo, ale nikogo ani nic nie dostrzegła. Serce kobiety przyspieszyło. Całe życie przeleciało przed jej oczami, gdy szmer się powtórzył. Jednak zawtórowało mu także warczenie. Carmen przełknęła głośno ślinę. Znów zmieniła pozycję, a wtedy zamarła. To co zobaczyła… Nie spostrzegła wilka, spostrzegła damską postać. Była lekko przygarbiona, miała długie, silne pazury, a na szkaradną twarz opadały ciemnobrązowe włosy. Wilkołak. Carmen po raz pierwszy w swoim życiu widziała tę bestię na własne oczy. Warczała, aż wreszcie ruszyła na szatynkę.
- Odejdź! – wrzasnęła Carmen. Nic innego nie przyszło jej do głowy. Wymachiwała scyzorykiem na prawo i lewo, jednak wilczyca nie chciała się poddawać. – On… On jest ze srebra – rzuciła już pewniej. Następnym co usłyszała nie było o dziwo warknięcie, a dźwięczny śmiech. Ten potwór. On przybrał postać dziewczyny. Była ładna, nawet bardzo, nikt o zdrowych zmysłach nie posądziłby jej o wilkołactwo.
- Serio?! – uniosła obie brwi, podchodząc do Carmen. Ta natomiast naparła na drzewo – srebro? – wywróciła oczami, gdy Mortis nie odpowiedziała nic ze strachu. Znów to zrobiła, znów się przemieniła. Dyszała ciężko, pazurem raniła Carmen w polik, ale delikatnie. Dla przestrogi. Szatynka nie mogła widzieć nic więcej, gdyż zamknęła oczy. Poczuła pieczenie na brzuchu, ponieważ znudzona napastniczka zaczęła niszczyć jej ubrania. Mortis nie miała wyboru, wrzasnęła i mimo, że sama była ranna drasnęła ramię wilczycy scyzorykiem. Ta natomiast zawyła, ale nie pod wpływem bólu, pod wpływem ryku. Pojawił się drugi wilk. Mężczyzna, który stając w obronie Carmen, przestraszył tamtą.
Wilkołaki spojrzały sobie w oczy. Jej błysnęły błękitem i tyle ją widziano. Zniknęła, po prostu uciekła, rozpływając się w mroku nocy.
- Peter?! – zapytała Carmen, patrząc jak Hale przybiera ludzką postać. Był całkiem zbity z tropu. – Kto… Kto to był? – kontynuowała, widząc jak szatyn wodzi wzrokiem za wilczycą. Niepewnie ułożyła dłoń na jego ramieniu.
- Cora – odparł. Doznał olśnienia. Był w totalnym szoku – Cora Hale – przełknął głośno ślinę, a następnie przeniósł wzrok na Carmen. Widział, że jest ranna i nie da rady sama dojść do posiadłości, dlatego wziął ją na ręce. Jednak nie tak, jak powinien to zrobił, przerzucił sobie Mortis przez ramię, zaglądając do auta.
- Pet, możesz mnie postawić – mimo to Carmen uśmiechnęła się pod nosem. Lubiła to, co z  nią robił.
- Gdzie dokumenty? – zapytał jakby samego siebie i pozwolił Carmen stanąć na ziemi.
- Cholera, nie ma ich… - spojrzeli po sobie. Cora była zajęta krwawym drażnieniem się z Carmen, więc kto je zabrał?!
Wilczyca pędziła przed siebie, ile sił miała w nogach. Wreszcie dotarła do wyjścia z lasu, gdzie zaparkowało czerwone Porshe. Wślizgnęła się na miejsce pasażera, zerkając w stronę kierowcy.
Młoda kobieta o kruczoczarnych włosach i nieskazitelnie błękitnych oczach w oprawie ciemnych rzęs, przeglądała pożółkłe strony. Również przeniosła wzrok na Corę.
- Szybka akcja, Nicole… Daphne będzie dumna.
***
Donośne pukanie o mało nie zbudziło Jace’a, który spokojnie spał na górze. Stiles właśnie zmierzał do wyjścia, kiedy usłyszał, że ktoś się dobija. Wziął głęboki oddech, z nadzieją że to Carly, bądź John. To byłoby chłopakowi szczególnie na rękę. Mógłby bez wyrzutów sumienia pojechać wyjaśnić parę spraw z Laurą. Kiedy gwałtownie otworzył drzwi, do pomieszczenia niestety, bądź stety wpadła właśnie ona.
- Chyba musimy pogadać – palnęła wyłamując palce.
- Chyba musimy – potwierdził nastolatek i założył ręce na piersi. Pokazał jej miejsce na kanapie, ale Laura nie chciała siedzieć. Wolała gorączkowo chodzić po całym salonie, starając się zebrać myśli do kupy.
Stiles tylko klapnął na podłokietniku. Z uwagą mierzył jej sylwetkę, badał każdy kolejny ruch, ale nie dostrzegł nic dziwnego w zachowaniu przyjaciółki. Laura, jak się patrzy. Żaden potwór, zwyczajna nastolatka. Jednakże on doskonale wiedział, jak te anaturalne stworzenia są sprytne. Koniec końców Scott również nie wyglądał niebezpiecznie. Właśnie… Scott. Kiedy Stiles dowiedział się o Scott’cie – nie panikował. Można by rzec, że brnął w jego wilkołactwo bardziej, niż sam McCall. Chciał wiedzieć więcej i więcej, bo to go fascynowało, o czym Laura nie miała pojęcia. Nie wiedziała, jak bardzo Stiles jest otwarty na takie rzeczy. Jednak znalazła się pewna różnica. Scott żył, Scott nie wysysał z ludzi krwi, Scott nie został opętany przez bezwzględnego demona…
- Boję się – rzekła wreszcie, siadając tuż obok.
- Czego? – syn szeryfa poczuł się odrobinę wytrącony z równowagi. Może nie o tym Mulligan chciała rozmawiać? Sam wiedział tyle, że już nic nie wiedział. Przeniósł na nią wzrok i uśmiechnął się lekko, jakby chciał dodać jej otuchy, chciał.
- Twojej reakcji – Laura wzruszyła ramionami. Poczuła się pewniej dopiero wtedy, kiedy siedemnastolatek ujął jej dłoń.
- Lau, jesteś moją najlepszą przyjaciółką – schował jej rękę w swojej ręce i bacznie obserwował profil dziewczyny. Nie skrzywdzisz mnie – powiedział sam do siebie w duchu – nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić. Gdybyś chciała to zrobić, dawno leżałbym martwy, prawda? – ufał jej.
- I nie chcę tego stracić – ona również na niego spojrzała – nie chcę żeby coś między nami się zmieniło. Nie chodzi o sytuację w Roadhouse, to nasz ostatni problem! – uniosła się. Wyrwała dłoń i znów zaczęła chodzić po salonie. Stlies chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu na to – posłuchaj… Ja, ja mam sekret. I prawda jest taka, że nigdy nie powiedziałam tego na głos. Bo się boję. Jestem przerażona, dokładnie! Boję się tego, czym się staje! – westchnął. Laura zaczęła histeryzować, a to nie wróżyło nic dobrego. – nie chcę ranić ludzi, Stiles. Nie chcę ranić ciebie, nie chcę tracić duszy! Wiesz czym jestem?! Wiesz?! – krzyczała. Zrobiła się cała czerwona i gdyby mogła płakać, z pewnością łzy ciekłyby po jej polikach.
- Wiem – on natomiast był opanowany. Pozwolił Laurze się wykrzyczeć.
- Wszyscy chcą iść do nieba, – pociągnęła nosem – a ja po prostu boję się śmierci, nie powinnam, przecież już umarłam. Boże, Stiles, jestem martwa. Martwa, rozumiesz?! – kiedy upadła na kolana schowawszy twarz w dłoniach, niepewnie do niej podszedł i ukucnął. Nie bał się, ponieważ widział, iż ją również to przytłacza. Skoro przez ten cały czas była wobec niego taka jak dawniej, dlaczego teraz miałaby go krzywdzić?
- Nie prawda, mała – chciał ją przytulić i uspokoić, ale Laura działała pod wpływem impulsu.
- Nienawidzisz mnie! Ja to wiem. Cholera, nie udawaj! Czekasz na moment zaskoczenia, aby mnie dopaść i wykończyć?! – chwyciła jego nadgarstki, a jej oczy błysnęły błękitem – powiedz to, Stiles, powiedz, że nie chcesz mnie widzieć na oczy, że jestem dla ciebie nic nie warta!
- Laura! – wrzasnął wreszcie, ale ona nie przestawała.
- Jestem nieżywa, NIEŻYWA!
- Pokaż…
- Nie chcesz! Powiedz, że cię zawiodłam, że cię okłamałam, że nie jestem już twoją przyja… - przerwał jej wpół słowa, ponieważ zatkał jej usta… Pocałunkiem.
***
A więc... Mam kilka minut i wyjeżdżam.
Mieszkam teraz w internacie, gdzie laptop z powodu słabego wifi nie przeszedł. Dlatego właśnie pojawiam się tutaj raz na ruski rok, a u Was chyba jeszcze rzadziej. Na szczęście udało mi się dokończyć ten rozdział i jestem z niego bardzo dumna. Jestem dumna z Laury, bo odważyła się wyznać Stilesowi prawdę. Co z tego wyniknie? Co wyniknie z ostatniej sceny. Cóż, zobaczycie :)
Na sam koniec potraktuję Was gifem, na którym niestety jest Malia. Ale zobrazujcie sobie to mniej więcej tak, przynajmniej o to chodziło w tym pocałunku ;)
 
Także ten, dobranoc i do napisania!
xx
Ps: Polecam tę piosenkę z początku. Złapała mnie za serce ALE TYLKO WERSJA AKUSTYCZNA, INNE SĄ FE :)
Ps2: Też tak macie?

XxxX

Pozdrawiaaam! 
Nogitsune


12 komentarzy:

  1. Kobieto, co ty robisz? Albo raczej, jak ty to robisz? Zawsze czytam Twoje opowiadanie z wypiekami na twarzy. Inaczej się nie da kuźwa. Inaczej się kuźwa nie da!
    Melissa jest specem od nastoletnich miłostek. Serio, jest geniuszem. Uzyskała ode mnie tytuł mistrza swatek, po tym, jak zamknęła Stilesa i Malię w sali. Chciałam się na nią gniewać, ale to było urocze.
    I ten Stiles, gadający sam do siebie, jakbym widziała siebie c: "Jesteś idiotką... Wiem, też cię kocham... Ja ciebie nie, przymknij się."
    Znowu czuję się taka confused... O co chodzi z Corą i... Nicole? Kim do cholery jest Nicole? :o
    Chciałam napisać więcej, ale nie mam pojęcia co :o To że piszesz genialnie, wypominałam Ci już tryliardy razy, więc nie widzę sensu, żeby znowu to robić. Ty wiesz, że kocham to opowiadanie. Kocham wszystko. Każda scena była cudowna na swój sposób. Tyle emocji, tyle emocji.
    O, jeśli chcesz poznać odpowiedź na pytanie za pierdyliard punktów (które, by the way, okazało się za pierdyliard pierdyliardów), to czeka na Ciebie u mnie ;) Czekam na następny i duuużo weny na Święta Ci wysyłam <3

    ~ Arawis z keep-ya-far.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest szansa na Lydię i Isaaca? Błagaam! ;D
    Cudowny rozdział tak ogólnie. xD
    I szybko! Super.

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  3. TRZYMAJCIE MNIE. STAURAAAAA! ~ Wera

    OdpowiedzUsuń
  4. Wchodzę na bloggera z zamiarem pisania kolejnego rozdziału, aż tu nagle TY coś wrzuciłaś! Wszystko rzucam i czytam twój rozdział xD Czy to normalne xD
    Prześlicznie... Laura i Stiles, Issac i Lydia, Carmen i Peter <3 Te 'pary' podbiły moje serduszko <3
    Czekam na kolejny rozdział życzę weny oraz lepszego WiFi, żeby szybko pojawił się rozdział.
    ~Kinga

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku dziękuję za komentarz u mnie ;)
    A teraz czas na moją opinię: Kocham, kocham, kocham <3 No rany no... nie wiem, co mam napisać xD Stiles jest taki kochany. Takiego to ze świecą szukać. Strasznie spodobała mi się jego reakcja na sekret Laury. Z początku faktycznie, nieco nie dowierzał, ale ten pocałunek na końcu... ~awww ^^ Normalnie wymiękam. Prawie przy każdym twoim rozdziale, kiedy czytam, że jest Stiles, a w pobliżu Laura, aż mi cukeir podskakuje :3

    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega, naprawdę mega podoba mi się wątek Laury i Stillesa. Są po prostu świetni, a fakt, że dość długo rozwijałaś ten wątek jeszcze bardziej zaostrzył apetyt na moment, który nadszedł w tym rozdziale. Im bardziej się czaili tym bardziej mnie to intrygowało. Ale romans wisiał w powietrzu i to była kwestia czasu aż dojdzie do ocałunku:D Choć powiem szczerze, że gdy przeczytałam, że Stilles dowiedział się prawdy i skojarzył ze sobą fakty, miałam wrażenie, że odsunie się od Laury. W końcu jakby nie patrzeć to seryjna morderczyni, która przyjmując postać demona nie ma litości i nie panuje nad sobą. Myślę, że nie sprawiłoby jej wtedy problemu zaatakowanie nawet Stillesa. Byłam zaskoczona gdy mimo wszystko pozwolił jej się wygadać, a potem pocałował! Byłam w ogromnym szoku, naprawdę! :D Ale oczywiście jak najbardziej pozytywnie! I cieszę się, że chłopak ma taki właśnie charakter, bo to rzadko spotykane by być tak wyrozumiałym. Oczywiście w ludzkich sprawach, bo takie jak tu się raczej nie zdarzają;D No, ale... W każdym razie ciekawa jestem jak to wszystko potoczy się dalej. Pomoże jej? Będą razem? Czy czekaj na nich jakieś przeszkody?
    Ajajaja... nie mogę się doczekać! ;D

    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo weny i czasu na napisanie kolejnego rozdziału ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. No po prostu...mega! Po odłożeniu laptopa, chciałabym żeby Laura pojawiła się w naszym ukochanym serialu. Bardzo ją polubiłam i... lubię jak opowiada o swoich uczuciach do Stiles'a. Ten pocałunek na końcu był taki niespodziewany przez co bardziej słodziaszny. Malia, fe...ale wyobraziłam sobie na tym gifie Laurę więc nie jest najgorzej ^_^
    Twoje rozdziały bardzo przyjemnie się czyta, są takie pełne emocji.
    No proszę Cora takie rzeczy? Pf...u mnie zaczęła chodzić do szkoły, a u ciebie drapie ludzi na ulicach xd
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ten pocałunek, ach tyle emocji na raz. To znaczy, że będą razem? Będą? Powiedz, że tak proszę!
    Issac i Lydia są dość nietypową parą, ale mam nadzieję, że ciekawie rozwiniesz ten wątek. W sumie nawet przyzwyczaiłam się do nich, nawet fajnie by do siebie pasowali :3

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, lecę wstawiać swój :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Co do ostatniego gifa to TAK zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Suuuper! :D Naprawdę rozdział cudowny. Cholercia, przecież jak zawsze. Za każdym razem jak wchodziłam, to ten rozdział wydawał mi się tak długi, a nim się obejrzałam to już był przeczytany :(
    Jedy, ale się cieszę, że Stiles w końcu wie o Laurze i, że to ONA SAMA mu to powiedziała. Co prawda, on już zdążył się dowiedzieć, ale co tam. Scena na końcu świetna. <3
    Uwielbiam Petera, hyhy, Carmen też jest fajna. :D Rozdział, jeszcze raz, boski. :D
    Pozdrawiam, życzę weny i pomysłów. <3
    change-from-victim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozbawiła mnie początkowa sytuacja kiedy Laura potrzebowała lekarstwa na motyle w brzuchu. Melissa stanęła na wysokości zadania. Ciekawe co sobie pomyślała ;) Pewnie: "Ah te nastolatki". Jestem naprawdę szczęśliwa, że w końcu Laura i Stiles zdali sobie sprawę z tego, co oboje czują. Zaskakuje mnie dociekliwość Stilesa. W każdym razie koniec końców poznał prawdę, choć sam fakt, że Laura chciała być szczera z przyjacielem i sama do niego przyszła. Mimo swoich wad stara się być w porządku wobec innych i to mi się naprawdę podoba. Bardzo przemyślana postać. Nie wierzę, że Stiles mógłby znienawidzić Laurę. Skoro zaakceptował fakt, że Scott jest wilkołakiem, to czemu miałby nie znieść tego kim stała się Laura. Myślę, że jest wyrozumiały w 100%. Ostatnia scena, kiedy ją pocałował była urocza, więcej takich ;)
    Jeśli chodzi o Corę i Nicole ich powiązanie z Daphne jest nieźle podejrzane. Niby w tych wszystkich legendach to Laura jest tą złą, a jednak przywiązałam się do niej i raczej odbieram Daphne jako czarny charakter ;) Ciekawa jestem co takiego miała Carmen w swoim samochodzie. Ogólnie jak to jest możliwe, że Peter zawsze znajduje się we właściwym miejscu i czasie? Ten to ma wyczucie. Rozdział jest świetny i szybko mi się czytało. Życzę wodospadu weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Wybacz, że tak późno, ale mam nawał nauki.
    Kurczę, szkoda mi Laury. Dziewczyna ma przewalone. Jest taka młoda, a już jest martwa za życia. I na dodatek opętana. Doskonale rozumiem jej obawy. Ja bym kompletnie zbzikowała na jej miejscu!
    I popieram, również jestem zadowolona, że zdecydowała się wyznać Silesowi prawdę. To takie urocze. A on, oczywiscie, już wcześniej, ja to on, musiał sam szukać wyjaśnień. Uwieblbiam jego inteligencję! Jest po prostu genialny! <3 No i to, jak zamknął jej usta pocałunkiem! Doskonale wiedział co zrobić. Och, jaram się!! *.*
    I ja też tak mam, jak na tym gifie :D Malia jest niby spoko, ale nie chcę jej ze Stilesem. Albo z Lydią, albo z Laurą. Koniec i kropka!
    Pozdrawiam serdecznie! :*
    Niedługo wpadnę na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zacznę od tego wielkiego wow, bo myślałam, że Daphne nie żyje. Eh… Marzenia. „Prawdziwe zło nigdy naprawdę nie umiera.” jak to pięknie powiedział Freddy Kruger. Zastanawiam się tylko dlaczego siostra Hale’ów współpracuję z tą suką. Nie za bardzo pamiętam, ale chyba sprzyjała Derekowi, a on raczej nie kocha Daphne całym sercem. Dobra, nie mam nic przeciwko zrobienia z niej czarnego charakteru, bo nawet imię ma takie niebezpieczne ^^
    Ale dobrze, że Laura postanowiła powiedzieć Stilesowi prawdę. Co prawda nieco późno, gdyż sam zdążył się domyślić, ale punktuje za mówienie prawdy przyjaciołom. Powinna tak zrobić zaraz po tym jak się dowiedziała. Myślę ze zarówno Scott i Stiles doskonale by to zrozumieli. A zwłaszcza Stiles, który kocha ją całym serduszkiem (choć pewnie uważał, że jest chory podobnie jak Lau) ;D
    Naprawdę – mam bardzo mieszane uczucia co do tego związku. Raz chcę, aby byli razem, zaraz potem chcę oboje zabić, a potem znów ich paruje -,- Dlatego nie wyrażę opinii na temat ich pocałunku, gdyż uważam, że to dobrze, ale moje alter ego ma inne zdanie na ten temat. ;P
    No i jak ze mną człowieku dojść do ładu? Nie da się. >.<
    No to lecę ^^

    OdpowiedzUsuń

Jeśli posiadasz opinię, śmiało, wyraź ją. Chętnie poczytam, co sądzisz o mojej twórczości i kto wie... Może porwiesz mnie także swoją?