wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział VI "Tak blisko, ale tak daleko"

     Rozdział dedykuję Alecto
        Życie potrafi człowieka nieźle zaskoczyć. Czasami jest po prostu tak, że dostajesz od losu prezent, którego się nie spodziewałeś. Masz dwie opcje do wyboru. Albo otwierasz niespodziankę z zapartym tchem i pakujesz się w kolejne kłopoty, bądź odsyłasz ją do nadawcy nie wnikając co było w środku. W tym momencie dochodzimy do kolejnej sprawy, mianowicie do ludzi. Jesteśmy różni: ładni, brzydcy, grubi, chudzi, czarni, biali, starzy młodzi, mądrzy, głupi i o to właśnie chodzi… Jeden typ paczkę przyjmie, dokładniej ryzykant, ktoś nadto ciekawski świata. Na tym się skupmy. Wróć, skupmy się na mnie. Trafił mi się totalny paradoks. Jestem cholernie dociekliwą osobą, ale z drugiej strony wolę nie patrzeć darowanemu koniowi w zęby. Czasem postępuje tak, czasem inaczej. Czasem jestem uparta, czasem wszystko zlewam. Tym razem opcja numer dwa zwyciężyła. Boję się, że wszechświat chciał inaczej, ale wróćmy do upartości… Nawet jednostka może przeciwstawić się wszechświatowi! I ja będę tą jednostką.
         L.M.
***
            Bursztynowy płyn rozlał się po ściankach przezroczystej szklanki napełniając ją do połowy. Szkło natomiast znalazło się przed młodą kobietą, aby ta mogła rozkoszować się smakiem drogiego trunku. Bowiem tylko taki alkohol posiadała pani Martin w swoim barku. Musiał przecież zgrać się z bogatym wystrojem jadalni, która wydawała się słoneczna nawet w dzień tak dżdżysty jak tamten.
Ściany zostały muśnięte jasną farbą, na nich zawisły oryginalne obrazy przedstawiające zachodnią Azję, powyżej biały sufit z okazałym, kryształowym żyrandolem, a pod sufitem dębowy stół i krzesła, robione na starodawne. Zgrywały się idealnie z doprawdy wiekowym kredensem, za którym wdzięcznie prezentowała się kolekcja herbaciana z chińskiej porcelany. 
            Dla Carmen podobne warunki nie były zupełnie nowe, jednak i tak zapierały dech w piersi. Sama mieszkała z bratem w niewielkich mieszkankach, bezustannie się przeprowadzając. Nie wiedziała dlaczego. Tak po prostu było. Marcoos tłumaczył się pracą, wymagającą stałego ruchu, choć młoda kobieta nie miała do końca pojęcia w czym się specjalizował.
            Kochała go. Tak, to mogła stwierdzić bez zastanowienia, ale ją zadziwiał. Miał tysiące sekretów, zamykał się w swoim świecie i zabraniał jej wchodzić do gabinetów. Zawsze jakiś miał, w każdym domu, w każdym mieście, w każdym kraju. Tyle razy rozważała choćby włamanie, bo do grzecznych dziewczynek się nie zaliczała, ale przy jakiejkolwiek próbie zostawała przez mężczyznę należycie, jak sądził, karana.
            - Carmen Genevive Mortis – zaczęła Stella Martin siadając naprzeciw rozmówczyni.
            - Zgadza się – odparła szatynka opróżniając szklankę. – Jak mówiłyśmy, poszukuję pracy.
            - Masz, jeśli możemy przejść na „T”, kwalifikacje?
            - Oczywiście. Siedzę w zawodzie od czterech lat i raczej na mnie nie donoszą – rzecz jasna nie dodała, że skarg nie mogła słyszeć z powodów szybkiej zmiany miejsca zamieszkania. Nawet zameldowanie nie było do końca prawdziwe.
             - Wyśmienicie, zadam ci kilka pytań… Jesteś dość młoda, na psychologa – kobieta zmarszczyła brwi zakładając nogę na nogę.
            - Doprawdy mi pani pochlebia, ale mam skończone dwadzieścia sześć lat. Znam się na tym, może nie wyglądam, jednak doświadczenie posiadam.
            - Nie śmiem wątpić, Carmen – podparła się na łokciu przyglądając szatynce z bliska. – Jesteś wnuczką zmarłego Victora Philipsa?
            - Tak, wprowadziłam się z bratem na jego mieszkanie. To wielka strata, ale nie byłam związana z dziadkiem. Utrzymywał kontakt z Marcoosem, moim bratem.
            - Przekaż kondolencje – matka Lydii mruknęła pod nosem i spojrzała w plik kartek, które miała przed sobą. Były na nich zapisane kolejne wątpliwości, lecz nie zamierzała o wszystko dociekać. Chciała wyglądać wiarygodnie, bo głos z telefonu wydawał się dojrzały. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. – Cóż, nie wiem o co mogłabym dopytać. Chciałabym zaznaczyć, że moja córka nie jest osobą uprzejmą dla wszystkich. Ma problemy… - szeptała rozglądając się dookoła, czy aby na pewno rudzielca nie ma w pobliżu.
            - To jasne – Carmen uniosła jedną brew – jestem po to aby je rozwiązać, prawda?
            - Oczywiście. – rozwódka zachichotała pod nosem i na jednej z wyrywek zapisała swój numer telefonu – Posłuchaj, wyjeżdżam w środę. Zostawiam Lydię samą i mam nadzieję, że choć raz się z tobą spotka. Jeśli byłyby jakieś problemy proszę dzwonić…
            Szatynka już nie słuchała paplaniny Stelli. Naprawdę kurort do jakiego się wybierała jej nie interesował, zaczęła nawet podejrzewać, iż nienormalności nastolatki mogą wynikać z powodu kiepskiej sytuacji rodzinnej. Rodzice się rozwiedli, matka poświęcała jej nikłą uwagę, tyle wywnioskowała. Ani ona, ani pani Martin nie miały pojęcia, że Lydii tak naprawdę nic nie dolega. Nie były wtajemniczone.
            Rozmowę przerwał trzask drzwi.
            - Mamo?! – zawołała dziewczyna jeszcze raz przecierając brudną twarz. Nie chciała aby ta widziała cokolwiek. Za nią stał Isaac, niczym wierny pies.
            - To ona, chodź, poznacie się – kobieta zaprosiła Carmen do przedsionka, a gdy znalazły się przed nastolatkami mina Lydii zrzedła.
            - Kto to jest? – zapytała niepewnie podając Lahey’owi dyskretnie ostatnią, mokrą chusteczkę.
            - Lydio, poznaj Carmen, będzie twoim nowym psychologiem – Stella zupełnie zignorowała fakt, że w pokoiku był również chłopak. A jeśli byłby kimś fajnym?! – pomyślała zielonooka. Mama powoli odbierała jej siły, miała serdecznie dość. Isaac natomiast uniósł jedną brew.
            - Możemy na słówko – rudowłosa pociągnęła rodzicielkę do salonu zostawiając Carmen i wilkołaka w niezręcznej sytuacji.
            - Isaac Lahey – przedstawił się z wymuszonym uśmiechem, który szatynka momentalnie odwzajemniła.
            - Carmen Mortis – odparła nie spuszczając z blondyna wzroku.
            W tym czasie Lydia założyła ręce na piersi i zmordowała matkę wzrokiem.
            - Psycholog, serio?! – tłumiła krzyk, ale wiedziała, że Isaac i tak się przysłucha.
            - Kochanie, dobrze wiesz że nie jest w porządku. Daphne mówiła, iż w nocy znów krzyczałaś… - dziewczyna zmarszczyła czoło. A więc zauważyła – pomyślała wywracając oczami.
            - Mamo, wiem że się martwisz i…
            - Nie, Lydia, nie ma żadnych „i”… I jak ty wyglądasz? I kim jest ten, ten… Uch! – Pani Martin dobrze znała opłakaną historię Isaaca. Wiedziała w jakiej patologii się wychował i tego nie pochwalała. Tym bardziej zezłościła się na córkę.
            - Mój… - widząc spiętą minę kobiety uśmiechnęła się zadziornie – przyjaciel, bliski… Baaardzo bliski – wilkołak słysząc to, jakby zachłysnął się powietrzem. Zbyt wiele wrażeń.
            - Kolejny powód dla którego będziesz miała psychologa, koniec dyskusji – zarządziła siadając na krześle. Czekała aż Lydia wyjdzie aby móc nalać sobie whisky. Nie miała siły na córkę. Choć często dobrze się dogadywały, jeszcze częściej zażarcie kłóciły.
***
            Przytłumione światło dopełniało urok, a prędzej brak uroku, zatłoczonego pomieszczenia. Stoliki zajmowały kolejne postaci, między nimi przesmykiwały się skąpo ubrane kelnerki nosząc tace na przemian, raz pełne jedzenia, innym razem naczyń, bądź resztek. W dusznym powietrzu unosił się zapach papierosów, zmieszany ze starym olejem do smażenia frytek, na co nie działały nawet pootwierane na oścież trzy, marne okienka.
            Typowy, obskurny, małomiasteczkowy bar mieszczący się w środku miejscowości, gdzieś między rynkiem głównym, a kościółkiem. Był tak wpity w tło, że mało kto z przypadkowych przechodniów go zauważał. Mimo wszystko „Roadhause” cieszyło się dużą popularnością wśród stałych klientów.
            Pod ścianą siedział dobrze znany całemu Beacon Hills Brian – Pijaczek, który żył na zasiłku o wódce i chlebie. W centrum czterdziestoletni Matthew, czyli półłysy blondyn otoczony również przekwitniętymi paniami, a sama właścicielka budy popalała gdzieś w kącie, zapijając złamane serce „romantycznym”, czerwonym winem.
Żyć nie umierać, ale właśnie to miejsce wybrała Laura, aby się obmyć. Nie chcąc się wyróżniać spuściła wzrok idąc bezpośrednio w stronę toalet, jednak wiedziała, że ludzie mierzą ją z myślą – świeże mięso.
            W Bradford było wiele takich barów. Nie podawali w nich dobrego jedzenia, pić – nie piła, ale zawsze było z kim zamienić słówko, puszczali niezłą muzykę, a zapachy okazywały się w ostateczności całkiem znośne. Lecz jako najważniejsze okrzyknęła łatwe zgubienie się w tłumie, co było jej wtedy niezmiernie potrzebne.
            Wchodząc do damskiej ubikacji stanęła przed lustrem tuż obok jakiejś starszej pani i zaczęła zmywać zaschniętą krew z kącika ust. Spodziewała się tragedii, zaczerwienień, może nawet i sińca pod okiem, ale ku jej zdziwieniu prócz rozmazanego makijażu nie zobaczyła żadnych śladów walki. Jakby Lydia w ogóle jej nie tknęła. Jakby do niczego nie doszło. Nie dowierzając delikatnie dotknęła polika mokrą dłonią i przejechała nią po twarzy. Uśmiechnęła się sama do siebie. Cud – pomyślała – po prostu cud! Wtem jej grymas stał się złośliwszy. Miała ochotę stanąć przed Martin i zacząć złowieszczo się śmiać. Zbyła jednak ów wyobrażenie i obmyła blade oblicze wodą po raz ostatni. Rozpuszczając włosy przeczesała je tylko dłonią  i otrzepała błoto z dżinsowych ogrodniczek. Rzuciła sobie ostatnie spojrzenie, a następnie wyszła z toalety. Prawię krzyknęła, bowiem jak spod ziemi wyrósł przed nią Stiles z kpiącą miną.
            - Hej – przywitała się delikatnie. Wiedziała, że był zły. Przecież pobiła się z miłością jego życia na szkolnym przedsięwzięciu! Mimo wszystko wrócił jej humor, więc mogła poudawać, iż nic się nie stało.
            - Tak, tak… - westchnął ciężko – wiem, wiem – zaczął parodiować jej głos przykładając sobie rękę do ust – jaka bójka? Lydia to sucz. Do niczego nie doszło…
            - Ja tak nie mówię – dała mu kuksańca w bok czując, że zalewa się czerwienią. Niech to szlag. Strasznie się rumieniła, miała to po mamie i w najgorszych momentach odnosiła wrażenie, że robi się wręcz purpurowa.
            - Nie w tym rzecz, Laura co ci odbiło?! – krzyknął starając się tłumić złość.
            - Nic, ja po prostu… - dziewczyna wręcz jęknęła uderzając głową o ramię przyjaciela – wytrąciła mnie z równowagi, okej?
            - To powód aby spuścić jej manto? – niepewnie poklepał nastolatkę po ramieniu. Nie wiedział jak powinien zareagować. Z jednej strony tryskał gniewem, ale z drugiej Martin ją sprowokowała.
            - Szturchnęła mnie, świeciła cyckami przed Troy’em i szczerzyła się do ciebie, za jednym razem! Ździra. – szatynka poczuła, że znów włada nią wściekłość. Nie kontrolowała swoich słów, jakby coś siedziało w jej głowie mówiąc „Dobrze Laura, tak trzymaj!”
            - Lau – westchnął i wywrócił oczami odgarniając włosy dziewczyny do tyłu. Ujął jej twarz w swoje dłonie zmuszając Mulligan aby spojrzała mu w oczy – jesteś szurnięta – szepnął robiąc znaczącą minę.
            - Wiem – odparła równie ściszonym tonem – masz mi za złe?
            - Bardzo, bardzo, bardzo – lekko potrząsnął jej głową, pod czego wpływem nastolatka zachichotała. – wiesz, że nie możesz tak reagować? To dziecinne. Rozumiem, zmiana miejsca zamieszkania, Tracey, wszystko jest dla ciebie nowe, nie radzisz sobie i…
            - Stiles – uniosła jedną brew zdejmując ręce chłopaka ze swoich polików.
            - … chciałabyś aby twoje życie wróciło do normy…
            - Stiles – powtórzyła nieco głośniej. – Przywykłam do tego. Byłam przygotowywana do pożegnania się z Bradford dwa lata, może zachowuję się dziwnie, inaczej, jasne sama to odczuwam, jednak to nie powód aby prawić kazania, które i tak znam już na pamięć… - i znów Laura oberwała falą zdenerwowania.
            -  Tak, wiem, po prostu żal patrzeć jak się marnujesz – fuknął przyklapując na najbliższym krześle. Dziewczyna momentalnie usiadła naprzeciw.
            - Czy stwierdziłam, że mi szkoda? Cieszę się z przeprowadzki do Beacon Hills. Ja tylko uderzyłam Lydię Martin, nie powiedziałam, iż żądam biletu powrotnego do Anglii!
            - Uderzyłaś? Sprałaś ją. Nie pozwolę krzywdzić Lyds, nawet tobie, Lauro!
            - No tak, przecież ona tyle dla ciebie znaczy – uśmiechnęła się kpiąco – a ile ty znaczysz dla niej? Może wbiłabym to do pustego, rudego łba?! – dziewczyna całkowicie przestała ważyć słowa. Zacisnęła dłonie w piąstki.
            - Słyszysz co mówisz?! Dobrze wiesz, że Lydia…
            - Ma cię gdzieś! Przejrzyj na oczy! Żyjesz w cukierkowym świecie, który nie istnieje! – kilkoro ludzi zainteresowało się ostrą wymianą zdań.
            - Zamknij się – Stiles przełknął głośno ślinę. Nie chciał się wydzierać, ale Laura uderzyła w najczulszy punkt.
            - Tyle mi powiesz?! Dorośnij!
            - Może lepiej by było gdybym w ogóle za tobą nie szedł.
            - Może lepiej by było – potwierdziła.
            - Zasrana egoistka – prychnął popychając krzesło.
            - Dupek! – emocje w niej narastały. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie, że coś mu zrobi. Nikt nie zauważył, jak wisior zabarwia się od brzegów, tym razem na czarny niczym smoła odcień.
            - Wolałem jak siedziałaś w tym swoim Bradford – warknął, a na jego twarz wpłynęła obojętność. Znów się kłócili. I to o taką błahostkę. Choć dla Stilesa Lydia nie była mało ważna. Była najważniejsza.
            - Dzięki – głos Laury zaczął drżeć. Zabolało. Dlatego podniosła się na równe nogi przegryzając wargę. – Serio, nie odzywaj się do mnie – odgarnęła włosy do tyłu i obróciła się na pięcie. Po raz drugi odeszła ignorując zaciekawione spojrzenia. To do niej musiało należeć ostatnie słowo.
            Za to chłopak siedział w miejscu próbując wywnioskować kiedy tak naprawdę droczenie się przybrało postać sprzeczki. Kiedy zaczęły latać ostre słowa? Kiedy ją zranił? Oboje czuli się winni, ale oboje to maskowali.
Nastolatek zrobił gest rękoma, jakby dusząc ją w powietrzu.
            - Zapatrzona w siebie suka… - syknął pod nosem, po czym spojrzał niepewnie na pijanego faceta. Brian dosiadł się do niego stawiając przed Stilinskim puszkę taniego piwa.
            - Golnij sobie, stary. Kobiet nie zrozumie nikt – brunet zmarszczył tylko czoło. Wcześniej nie bywał w tym barze. Sytuacja okazała się dość niezręczna. – Jeśli kocha to wróci – mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
            - No właśnie w tym problem… - jęknął i się przełamał. Wziął łyk trunku lekko się przy tym krzywiąc – Laura kocha tylko siebie.
***
            Napięcie w pomieszczeniu było wręcz namacalne, a fakt że rudowłosa postać chodziła w kółko dodawał sytuacji więcej niepewności. Dziewczyna wyłamywała palce, przeczesywała kosmyki, bądź plotła z nich warkocze, które natychmiast niszczyła. Próbowała w jakiś sposób się odstresować, gdyż złe przeczucia stały się katorgą, ale nic nie pomagało. Lydia oddychała szybciej, jej serce biło, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi, chciała krzyczeć, słyszała jakieś szepty, przez co jej głowa pulsowała coraz mocniej i mocnej. Tego stanu nie mogła znieść, okazał się najgorszą karą, męką. Martin nienawidziła bycia Banshee, przerażało ją to, zarazem intrygując, a natłok myśli i miliard głosów rozsadzających czaszkę nie pomagał.
            - Może zaparzyć ci mięty? – jej zamyślenie przerwał zmartwiony głos Scotta, który siedział na biurku. Mierzył Lydię spojrzeniem od stóp do głów marszcząc czoło. Nie wyglądała najlepiej.
            - Dziękuję za chęci, ale herbata nic tu nie da – westchnęła opadając na świeżo zaściełane posłanie. – Gdzie ten Stiles, do cholery! – zaczęła rozkopywać pościel poprzez wiercenie się na łóżku.
            - Zaraz będzie, z pewnością i czy to na sto procent aż tak ważne? – wilkołak podkurczył nogi po czym przesmyknął wzrokiem po pokoju Lydii. Był przestronny i urządzony w jej stylu. Dziewczęco – z klasą.
            - Jest po ósmej, powinien pojawić się z dwadzieścia minut temu! – jęknęła, przenosząc spojrzenie na McCalla – Wyglądam jakby sprawa była nieważna? – uniosła jedną brew. Nastolatek chciał coś powiedzieć, ale wtedy drzwi trzasnęły a w nich stanął cały mokry, wyczerpany Stiles.
            - Chyba nie chcę wiedzieć – skomentowała Martin podnosząc się do pozycji siedzącej.
            - Leje jak scebra, Jeep padł, Laura nadal się nie odzywa, tata wręcz przeciwnie… - zdjął kurtkę i zmierzchwił włosy dłonią.
            - Nosi się parasol, wymienia się olej, powinieneś się cieszyć i zapytaj o co chodzi – ruda założyła nogę na nogę uśmiechając się kpiąco. – poza tym, nawnosisz – burknęła wskazując na buty chłopaka.
            - Wybacz, Lyds… Nie chciałem cię zdenerwować…
            - To ostatni nasz problem, Lydio możesz przejść do konkretów? – głos zabrał wreszcie Scott popędzając towarzyszy ruchem ręki. Wtedy rudzielec wstał, położył na obitym krześle obrotowym ręcznik, który był przewieszony przez ramę łóżka i kazał Stilesowi usiąść. Sama stanęła przed chłopakami zakładając ręce na piersi.
            - Jak widzicie moje „prorocze wizje” się spełniają, ale nie tylko one. Ze złych przeczuć, a to jest okropnie okropne – wzdrygnęła się – wychodzą jeszcze gorsze konsekwencje. Dodatkowo coś morduje niewinnych ludzi, moja kuzynka dostaje świra – ściszyła ton, choć wiedziała, iż Daphne wyszła – panna z imieniem na „L” jest… Nie powiem tego bo niektórzy mogliby się obrazić – omotała ich obojga wzrokiem – Isaac zaczął za mną łazić i nie wiem co robić! Oszaleję, jeśli te wredne głosiki się nie zamkną – zacisnęła zęby nabierając łapczywie powietrza.
            - Hej, uspokój się – Stiles chciał dotknąć jej ramienia, ale Martin odepchnęła rękę nastolatka.
            - Kapie z ciebie – posłała mu przepraszający uśmieszek. Szargały nią emocje.
            - I tylko o to chodzi, o złe przeczucie? – McCall oparł głowę o ścianę zamyślając się na chwilkę.
            - Niekoniecznie. Chodzi o Daphne – szepnęła i rozejrzała się na boki. Podeszła do nakastlika wyjmując z szuflady papier. Podała go wilkołakowi.
            - Była w psychiatryku? – zapytał i przekazał pismo w dłoń przyjaciela.
            - Nic mi o tym nie wiadomo. Dodatkowo tej nocy. Krzyczałam, udawała że nic nie słyszała, ale powiedziała o wszystkim mamie. Teraz znów będę miała psychologa – wywróciła oczyma i usiadła obok Scotta kładąc nogi na oparciu krzesła, zajmowanego przez Stilesa.
            - Wie o wilkołakach – dodał Scott – próbowała nasunąć to Laurze.
            - Nie wymawiaj imienia tej ździry w moim towarzystwie, proszę. – dziewczynę nie zdziwił fakt świadomości brunetki. Coś było z nią nie tak, a Martin sprawiała pozory słodkiej idiotki, aby przypadkiem nie spłoszyć kuzynki.
            - Lydia, to ważne. Ona nie ma z całą „zabawą” nic wspólnego. – wtrącił Stilinski przekazując siedemnastolatce dokument. – Na domiar złego tata oddał sprawę Parishowi, więc nikt nie wpuści nas do prosektorium.
            - Mama też zrezygnowała. – mruknął McCall – a raczej kazali jej wziąć wolne.
            - Jesteśmy udupieni – westchnęła dziewczyna mrużąc oczy.
            Cała trójka zamilkła na chwilę. Wszyscy zastanawiali się co dalej. Przecież nie mogli tego zostawić. Musieli działać z prędkością światła, starali się jednak bezskutecznie.
            - Za tydzień w piątek czyszczą szpital – zaczął Scott, dzięki czemu Stiles szybko przechwycił jego myśl.
            - Przenoszą pacjentów, a w nocy będzie tam pusto, więc ktoś wkradnie się i obejrzy trupy…
            - W piątek Daph urządza imprezę – dodała Lydia.
            - Świetnie, mamy tło, może nikt nie zauważy – syn szeryfa wzruszył ramionami.
            - A więc wiemy co i jak. Stiles jedzie do prosektorium, wraca tutaj…
            - Czekaj, czekaj… Dlaczego ja mam bawić się w doktorka?! – spiorunował przyjaciela wzrokiem.
            - Bo ja będę pilnował zabawy, żeby nic nikomu się nie stało.
            - A co ze mną?! – krzyknęła ruda.
            - Postarasz się wyciągnąć jak najwięcej informacji z kuzynki – oświecił wilkołak kierując się do wyjścia – Więc mamy plan. Idę poinformować o nim Dereka, może stado pomoże. – Nikt nie zdążył już nic powiedzieć, bo Scott zniknął za drzwiami. Stiles i Lydia spojrzeli tylko po sobie.
            - Nie podoba mi się ten plan. Jest chyba perełką w historii złych planów! – rzucił trochę głośniej niż powinien żeby przyjaciel mógł go usłyszeć.
            - Mnie to mówisz. Jeśli Daphne nie jest sobą… - nastolatka odgarnęła włosy na jedno ramię. Dopiero wtedy Stiles zorientował się, że są sami.
            - Nikomu nic się nie stanie – przełknął głośno ślinę.
            - Już się stało – ich spojrzenia się spotkały. Dziewczyna miała przerażoną minę, zagubiony wzrok. On był raczej skupiony. Zamyślony. Zapadła niezręczna cisza. Przerwał ją dopiero brunet.
            - Mocno cię uszkodziła? – zapytał siadając na biurku, tuż obok Lydii.      
            - Wciąż jesteś mokry i prawie wcale – spojrzała na profil nastolatka uśmiechając się pod nosem. Wcześniej go nie zauważała. Ignorowała jego istnienie, bo był nieważny, lecz wtedy, pod wpływem walki o przetrwanie coś się zmieniło. Jakby Stiles z dnia na dzień stał się istotną osobą w jej życiu. Lubiła go. Tak, lubiła ale jak kolegę. Nigdy nie pomyślałaby, że chłopak może czuć do niej coś więcej. Źle. Że to ona mogłaby coś poczuć.
            - Zwrzeszczałem ją – parsknął – serio.
            - Dlaczego? – podkurczyła nogi i objęła swoje kolana.
            - Bo się na ciebie rzuciła – uniósł obie brwi. Wciąż patrzył przed siebie, na przeciwległą ścianę.
            - A może to ja zaczęłam? Choć nie mówię, dobrze zrobiłeś, nienawidzę jej.
            - I vice versa – odetchnął ciężko – poza tym to Lau wepchnęła cię w błoto.
            - Była zazdrosna. No wiesz, Troy, ty – zielonooka zagryzła dolną wargę wykrzywiając usta w kpiącym uśmieszku. – Myślę, że cię lubi. – Lydia dotknęła ramienia Stilesa nie przestając się szczerzyć – i myślę też, że powinnam wziąć prysznic – ściszyła głos do zmysłowego szeptu. Siedemnastolatek poczuł jak przechodzą go dreszcze. Była tak blisko, ale tak daleko, dziewczyna, o której zawsze marzył. Kusiła go. Robiła to celowo?! Podświadomie?! Dlaczego?! Tyle pytań. Ale największa, najbardziej nurtująca okazała się niby zazdrość Laury. Czy Martin mogła mieć rację?!
            - I myślę… - przeciągnęła – iż na ciebie już pora – szepnęła mu prosto do ucha zeskakując z blatu. – Chyba padać przestało – zachichotała widząc zdezorientowaną minę chłopaka. Lubiła doprowadzać mężczyzn do podobnego stanu.

            - Ach i jeszcze jedno – mruknęła stając w drzwiach łazienki. Miała własną, do której wchodziła bezpośrednio ze swojego pokoju – przepraszam za te chusteczki i dziękuję za chęci – potem już zatrzasnęła za sobą drzwi zostawiając zamyślonego Stilesa samego. 
***
A więc mamy wtorek i mamy też rozdział. Myślę, że pojawił się w odpowiednim czasie. Nie za szybko, nie za późno. Niestety wena powoli ze mnie ulatuje, ale to nie oznacza, że przestanę pisać, nie! Mam zbyt wielki pomysł na tę historię i planuję dociągnąć ją do końca. W sumie założyłam się o to z kolegą. Pozdrawiam ;*
Noale...
Rozdział sam w sobie mi się nie podoba. Jest jakiś taki dziwaczny i nietrafiony, choć polubiłam Briana. Jego postać dedykuję Karo. Obiecuję, że pijaczyna pojawi się częściej hyhy...
Akcji za wiele tutaj nie było, ewentualne ustalenia. Następny rozdział jest bardziej emocjonalny i mnie bardziej się podoba, ale co sądzicie wy.
Jakieś domysły? Pomysły?
Teraz zabiorę się za zaległe komentowanie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę więcej ciepełka w te wakacje!
Btw. Zwracajcie uwagę na kursywę! Nią zaznaczam ważniejsze rzeczy!
xoxo
@YourLittleBoo1
 
(to piękne, idealne [niczym jego właściciel] autko (':)

20 komentarzy:

  1. No co mam powiedziec nie lubie sie rozpisywac ale to jest booskire cudne piekne i tak trylion razy !

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc dziś się trochę rozpiszę.
    Po pierwsze bardzo podobał mi się ten rozdział. Polubiłam postać Carmen, która wydaje się sympatyczna i dość groteskowa. Zastanawia mnie Marcoos i jego gabinety. Myślę, że będzie miał coś z tym wspólnego, w sensie nadnaturalnym zgiełkiem. Stella? Matka Lydii miała na imię Stella? Nie przypominam sobie, ale czytając Stella mam przed oczyma Stelle z WINX (i się wydało, że to oglądałam, ekchmn). Ale mnie tam pasi. Nie będzie powtarzania "Pani Martin". No i Pani Martin w twojej odsłonie nie polubiłam. Drażniąca kobieta. Mogłaby choć trochę zrozumieć Rudą. Może dziewczyna znajdzie oparcie w Isaacu? Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, że coś planujesz. Fajnie, może Lahey uwolni się od Allison, której nie lubię! Kłótnia Stilesa i Laury... Ech, szkoda no! Trzymałam za nich kciuki i szczerze wciąż trzymam, jednak wyniuchałam Stydię. Proszę, nie! Sama shippuję Stalię, ale Malii nie przewidujesz, nie? Okej, tylko proszę niech Stiles i Laura się pogodzą! Niech będą chociaż przyjaciółmi. Rozbawiła mnie sytuacja z Brianem, Matthewem i tą kobietą, no właścicielką. I jak Stiles się napił, to zaczęłam się śmiać na głos. Laura się zregenerowała, o fuck! Będą jaja, prawda? Impreza Daphne... Tam z pewnością dużo się wydarzy.
    W tej części brakowało mi zdecydowanie Petera i Dereka. Jednak są potrzebni - chociaż jeden. Ale kończę już i czekam na nowy rozdział.
    PS: Też kocham auto Stilinskiego! :*
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo mi się nasuneło - Hej naprzód Stella! Promień światła... Nie wierzę że pamiętam.

      Usuń
    2. Hahaha! no dokładnie.

      Usuń
  3. Uwielbiam postać Stiles ale wkurzyło mnie teraz jego zachowanie chce aby się pogodzili z Laurą ;c i postać Carmen mnie bardzo zaciekawiła i shippuje z Peterem. Brakowało mi w tym rozdziale Allison ! ;c
    jak zwykle rozdział wspaniały.
    Czekam z niecierpliwością na następny ! życzę weny ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Lydia będzie uczęszczać na spotkania z psychologiem? No to musi być ciekawe, o ile się zgodzi. xD W ogóle... dlaczego mi to robisz? Albo dlaczego Lydia to robi, no nieważne. Cholercia. Stiles tak o nią ubiega, tak się stara, a ona lubi go tylko jak kolegę? Proooszę, to nie może być prawda. :( Moje serce tak bardzo cierpi. :(
    Laura to naprawdę świetna babka, uwielbiam ją. :D Szkoda, że tak się poprztykała z Stilesem. Ale! przynajmniej pokazała na co ją stać. Albo stać ten naszyjnik, no nic. Tak czy inaczej - to naprawdę świetna postać. :D Za to Stiles (x82371) mnie z deka wkurzył, jak tak brzydko o niej mówił. :o Neutralizuje to fakt, że robił to dla Lydii. OKOK. I tak wiem, że z tej dwójki nic nie będzie. :(
    OCH. Isaac! Więcej go hahah. On też jest super. :D
    Czekam na kolejny. <3
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka i udanych wakacji. <3

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak! Nareszcie się doczekałam! Codziennie odwiedzałam bloga w poszukiwaniu nowej notki i codziennie zamykałam laptopa z rozczarowaniem na twarzy. Aż tu dzisiaj jem sobie pierogi i z przyzwyczajenia nacisnęłam na zakładkę z Twoim blogiem, a tu bum! Nowa notka :D Pierogi od razu poszły w odstawkę mimo, że po całodziennej jeździe na rowerze byłam strasznie głodna xD No ale nie będę się tu rozpisywać co robiłam i wgl więc możesz czytać komentarz od tego momentu :D
    Kłótnia Laury i Stiles'a - nie podobało mi się, nie powinni się kłócić. Uważam jednak, że Lau ma rację. Stiles ślepo chodzi za Lydią, a ona nie zdaje sobie sprawy z jego obecności. Myslę jednak, że Stiles trochę za ostro ją potraktował.
    Postać Carmen - polubiłam ją mimo, że dopiero wkracza w opowiadanie ( pewnie dlatego, że ma Impale xD). Moim zdaniem jest jakoś wplątana w nadnaturalny świat.
    Plan żeby wkraść się do szpitala - przeczuwam, że będą jakieś komplikacje. Pewnie dlatego, że idzie tam Stiles. No wiadomo, Stiles to... STILES. Z nim nie zawsze wszystko się udaje.
    Brakowało mi Dereka i Petera <3
    Nie zostaje mi nic innego jak czekać na następny rozdział i życzyć Ci weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć !
    Nadal zastanawia mnie co ta "psycholożka" kombinuje, bo jakoś czuję, że się w coś wplącze albo ona coś wymyśli. Kolejne problemy. Ale nie powiem , podoba mi się to ! Lubię jak coś się dzieje. Nie wiem, czemu ale hmm pasuje mi Laura i Stiles, w sumie mogli by być razem, taka kłótnia :D "kto się czubi.." hahaha. Lydia nie wiem czemu ale mnie irytuje, nie lubię jej postaci, ale może dlatego że serialu nie oglądam, albo nie wiem. Może potem jej postać jakoś mnie jeszcze zaintryguję, OBY ! Zastanawiam sie, kiedy oni dojdą do tego, że za wszystkim stoi Laura, która nie jest sobą, o ile dobrze rozumiem. Muszą szybciej działać, żeby nic złego się nie działo. Mi się ten rozdział podobał, nie widzę żeby był jakiś gorszy od poprzednich. Czekam na kolejny ! Pozdrawiam.
    Zuzka !
    realitybeingadream.blogspot.com

    P.S. Dzięki za pomoc, jak na razie jedna z szabloniarni przyjęła moją prośbę. Tak więc teraz czekam na szablon. I tak wielkie dzięki za propozycje. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Omg. epickie neeekst! ~Wera

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział fajny i dosyć długi, choć mógłby być dłuższy. :) Podobał mi się opis domu Stelli. :] Azjatyckie obrazy i chińska porcelana... Ja również uwielbiam taki styl.
    Postanowiłam, że polecę twój blog w następnej notce u mnie. :*
    http://samotna-wisnia.blogspot.com/
    Śmietana.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem nowa w tym opowiadaniu,ale spokojnie wszystko nadrobiłam. Twoje opowiadanie jest po prostu genialne. Dla mnie każdy rozdział miał jakiś sens nawet te w których było mało akcji.
    Cieszę się, że ktoś zaczął pisać fanficki TW. Ten serial to moje życie.
    Życzę dużo weny do pisania i co najważniejsze do skończenia tej historii.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przymknijmy oko na fakt, że skomentować rozdział miałam już dawno, hm? ;) Jakoś tak wyszło, że chęci brak, czytałam to kiedy nie miałam żadnych emocji, a komentowanie to dla mnie istna udręka. Ale przejdę do sedna.
    Carmen! Carmen! Caaaarmeeeeen! Moja kochana Carmen :D Lubię ją <3 W końcu moja postać, hihihihi. No ale, ciekawi mnie co wyniknie ze współpracy Carmen-Lydia. I ja też nie lubię Lydii w tym opowiadaniu. Ogólnie na palcach jednej ręki mogę wyliczyć osoby, które przypadły mi do gustu :D Moja miłość do TW zanika z każdym dniem, ach :') I Stella… ty wiesz co ja widzę kiedy myślę o Stelli XD Nie panuję nad tym, od razu widzę jej gównolotki, jak rozmawia z Debrą osamawieszoczym albo nagrywa… hm, film przyrodniczy z czarnoskórym mężczyzną :D I jej też nie lubię.
    Łajzak Lahuj <3 Jego kocham.
    Jest i Roadhouse! Ajajajajaj, a jak jest Roadhouse, jest i Brian! Kocham gościa <3 A właścicielka naszego kochanego baru od razu skojarzyła mi się z Charlotte. No i Stiles. Lepiej zacznij mnie egzorcyzmować, bo ostatnio jedyne uczucia jakie we mnie wzbudza to łamanie selduska ;-; A Laury też nie lubię :D Jeżu, ale ja wybredna jestem.
    I tym oto sposobem napisałam nawet długi komentarz. Wow. Mam nadzieję na więcej araba, Carmen i Petera. Hihihihihihi <3 You know what I mean.
    Życzę weny!

    PS. Znajdźmy arabowi jakiegoś chłopaka, hm? :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Wybacz, że tak późno, ale dopiero teraz miałam czas. Już komentuję!
    Jest i Carmen! <3 Muszę przyznać, że bardzo bardzo czekałam, aż się wreszcie pojawi jakaś większa z nią scena. Nie spodziewałam się, że będzie psychologiem. No i na dodatek Lydii! W sumie wspaniale wymyśliłaś. To typowa reakcja rodziców na wieść, że ich córka krzyczy po nocach (i - tak jak np. w serialu - chodzić goło po mieście XD). jestem ciekawa bardzo relacji Carmen-Lydii, tym bardziej że już polubiłam tę nową psycholog. Ach, chyba będzie moją ulubioną bohaterką!
    hej, czy to oznacza, że Laura się sama leczy? w sensie tak jak wilkołaki itp? I Stiles się z kimś kłóci? No niebywałe! Strasznie bawił mnie ten fragment, bo nie wyobrażam sobie Stilesa jak kogoś wyzywa. No cóż, ale fajnie poznać głębsze oblicze :D W sumie Laurę zna długo, to tak jak kłócić się z rodzeństwem. Poza tym - to Lydia. On stanie zawsze w jej obronie ;)
    Haha, uwielbiam 'złe plany' Scotta i spółki. Zawsze wpadają w jakieś przejmujące bądź śmieszne tarapaty. Tak więc czekam co z tego wszystkiego wyniknie. No i była wzmianka o Parishu! (lubię tego faceta. Kurdę, ja tam wszystkich uwielbiam w Teen Wolf XD) No i nie można nie skomentować flirtowania Lydii ze Stilesem. Fajnie, że opisałaś taką scenę. Jestem team stydia, to się jaram :D Nawet gdy Lydia tylko się nim bawi. Zawsze i tak wierzę, że ona nieświadomie zaczyna coś do niego czuć.
    Zapraszam także do siebie na nowy rozdział bloga <3
    Pozdrawiam kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Długo czekałam na ten rozdział no i się doczekałam. Masz rację, trochę za mało tutaj akcji, wkurza mnie i jednocześnie zadowala fakt że mało piszesz o Laurze (dobrze odmieniłam? xd) Zaczyna się robić ciekawie, zresztą, cały czas jest ciekawie.Ciekawy wątek z Daphne nam dałaś. I jak zawsze ubóstwiam te tekstu które dajesz na początku rozdziału!!
    czekam z niecierpliwością na nexta
    nuda100

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny rozdział! Na prawdę nie mam weny, aby się rozpisać, ale najbardziej podobała mi się ostatnia scena, gdy Lydia uwodziła Stilesa. Mam nadzieję, że nic z tego nie będzie ;)
    Pozdrawiam serdecznie i obiecuję przy nn rozpisać się bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zostałaś nominowana na http://sasu-saku-forever-love.blogspot.com/p/blog-page_69.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam nadzieję, że to skończysz! Nie chcesz chyba przegrać zakładu, a rozdziału dawno nie było, kochanie ;*
    P.

    OdpowiedzUsuń
  16. Najpierw podziękuję za piękny komentarz na moim blogu i przeproszę, że wpadam tu tak późno, ale musiałam nadrobić rozdziały i no cóż zajmować się moimi cudownymi siostrzenicami, no ale w końcu skończyłam czytać i O BOŻE.
    Masz cudowny styl pisanie, ogromny talent, którego Ci bardzo zazdroszczę i jestem pewna, że nie tylko ja. Nie mam pojęcia, gdzie nauczyłaś się tak pisać, ale jestem pewna, że na pewno ciężko pracowałaś, aby być na takim poziomie jak teraz, także wielkie brawa i mam nadzieję, że kiedyś stanę na równym stopniu :)
    Przyznam szczerze, że Teen Wolf nie oglądam, bowiem kiedyś tam postanowiłam oglądnąć pierwsze odcinki i nie byłam zbyt zachwycona, więc porzuciłam ten pomysł, ale chyba mnie zachęciłaś do kolejnej próby i bardzo możliwe jest to, że niedługo usiądę i oglądnę ten serial.
    Opowiadanie jest świetne, wzbudza w mnie mnóstwo emocji, które bardzo często są sprzeczne ze sobą. Nie wiem, co Ty ze mną robisz, ale przestań, haha :)
    Lubię Laurę, jest fajna, ma charakterek i widać, że bardzo kocha swoich przyjaciół. To przecież nie jej wina, że jest pod zaklęciem "tatusia". Dobrze to zrozumiałam? Że "diabeł' wybrał ją na swoją nową córkę, bo poprzednią zabił?
    Po drugie strasznie jej współczuję śmierci matki, bardzo szkoda.
    Stiles wkurzył mnie w tym rozdziale. Jak on mógł tak rzucić się na swoją przyjaciółkę, wybierając tą wywłokę? Czy on ma w ogóle mózg? Okej, uwielbiam go, ale w tym momencie przesadził, bo Lydia nie zasługuje na niego skoro tak go traktuje. Nienawidzę tego i tak mam nadzieję, że Stiles będzie z Laurą, o!
    Alison to taka zazdrosna panienka, która tylko mierzy swojego ex i go pilnuje. Halo, skoro Scott i Alison wciąż się kochają, to niech do siebie wrócą, to nie jest wcale takie skomplikowane.
    Nienawidzę też tej żmij Daphne, wszystko psuje i jest podejrzana. Wydaje mi się, że przez nią będzie dużo kłopotów, z resztą już są!
    A Lydia denerwuje mnie samym oddychaniem, zapatrzona w sobie księżniczka. Chyba jej nie polubię, ale może stanie się jakiś cud :)
    Jak już wspomniałam piszesz genialnie, jesteś cudowna, a zwiastun, który zrobiłaś jest perfekcyjny! Cudowny rozdział :)
    Pozdrawiam i życzę weny xx
    PS Zapraszam do siebie:
    city-of-the-fallen-ff.blogspot.com
    Doncaster to niepozorne miasto, w którym dzieją się okropne rzeczy. To właśnie tutaj trwa zaciekła walka pomiędzy dwoma potężnymi gangami- Devil i Dangers. Piękne kobiety, przystojni mężczyźni i żądza bezkompromisowej władzy, której nie mogą powstrzymać.
    Effie i Bree vs. Louis i Harry. Kto z nich wygra grę bez zasad? Kto z nich nie ulegnie pokusom i odrzuci swoje uczucia na bok?
    Czy razem stworzą imperium, o jakim zawsze marzyli? Czy może Doncaster stanie się Miastem Upadłych?

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak naprawdę sama nie wiem co mam napisać. Na początek chyba przeproszę że tak woooolno idzie i czytanie, ale ja naprawdę mam chyba trylion spraw na głowie i jest ciężko to wszystko pogodzić. Rozdział jest całkiem przyjemny, choć rzeczywiście niewiele w nim emocjonujących akcji. Nie dziwię się, że Stiles tak bardzo zdenerwował się na Laurę. Skoro Lydia to jego miłość, to miał do tego prawo. musiałobyć mu z tym ciężko skoro na obu dziewczynom mu zależy. Szkoda że bohaterowie wciąz nie wiedzą dlaczego Lau się tak zachowuje. Psycholog? Rodzice są niemożliwi. Interesuje mnie postać Carmen, ciekawa jestem jaką odegra rolę w tym opowiadaniu :) Plan bohaterów jak najbardziej mi się podoba. Zobaczymy co z tego wyniknie. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Lau i Stiles skłóceni, Lydia ma coś do Isaaca, Scott nie jest z Allison, Daphne to potwor, Lyds ma psychologa... Cały świat staje na głowie!!! To jakiś koszmar. Nie no naprawdę. Jakim prawem ty skłóciłaś Stilesa i Laure. Już myślałam, że chłopak przestanie myśleć o tej podłej suce - Lydii (normalnie to ja lubię, ale ty ją tak przedstawiasz, że momentami, aż chce mi się zrealizować na niej moje psychopatyczne fantazje) ;D. Choć w sumie może dla niego to lepiej, że nie będzie całował Mortui (tak, brawa dla mnie wreszcie zajrzałam do zakładki bohaterowie -,-) no, bo skoro ma kły to mogłyby się na przykład wysunąć w czasie buzi buzi i... Może porzucę tę teorię spiskową i najzwyczajniej w świecie pójde czytać następny rozdział ;P

    OdpowiedzUsuń

Jeśli posiadasz opinię, śmiało, wyraź ją. Chętnie poczytam, co sądzisz o mojej twórczości i kto wie... Może porwiesz mnie także swoją?