poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział V "Cieszmy się z małych rzeczy."

     Rozdział dedykuję Betty Gilbert, choć nie wiem, kiedy go przeczyta. 
[U Ciebie zostało mi tylko skomentowanie! xx]

         Są takie dni, w których wiesz, że wszystko wraca na swoje miejsce. Świat wreszcie przestaje niesłychanie pędzić, stopuje, a ty łapiesz oddech. Owszem, czasem ciężko jest wyczekać chwili wytchnienia, jednak ona nadchodzi, wiem to, czuję. Po ciężkim tygodniu - weekend, po roku szkolnym – wakacje. To pewne, jak amen w pacierzu. Potrzebujemy takich dni, lecz czy jest ich w życiu więcej, czy mniej – nie wiem. Wszystko zależy od ciebie, od tego czy umiesz żyć chwilą, czerpać radość z błahostek. Ja? Myślę, że potrafię i nawet mogę Ci poradzić. „Ciesz się z małych rzeczy, bo w nich zapisany jest wzór na szczęście.” Po burzy zawsze wychodzi słońce. To przyrzekam. Na siebie samą.
L.M.
***
Piłka po raz kolejny znalazła się w bramce, gwizdek znów trafił między wargi Coacha, a kibice jeszcze raz oszaleli. Oczywiście jeśli kibicami można było nazwać grupkę gimnazjalistek, które przybyły na Sportowe Lato, aby poobserwować jak starsi koledzy zmagają się z piłką. Nie grali na serio, trenowali i w sumie nawet dobrze im szło. Wszystko działo się tak szybko, nastolatki śmiały się, wdzięczyły przed przystojnymi sportowcami, zawodnicy wypruwali żyły, aby tylko się popisać, chellederki ćwiczyły układy taneczne, biegaczki rozciągały się ... – typowa młodzież Beacon Hills – Californijskiego miasteczka, nie różniącego się od innych zupełnie niczym.  
 Przynajmniej tak sądziła Laura, której było szczerze wszystko jedno. Siedziała bowiem na trybunach sama, w miejscu odległym od reszty i bawiła się komórką, rozmyślała, nie pałając chęcią do zawierania nowych znajomości. Owszem, cieszyła się że Melissa wzięła ją pod swoje skrzydła, była jej za to ogromnie wdzięczna, jednak czasem tęskniła za domem, za Bradford w którym zostawiła koleżanki, a nawet chłopaka. Nie kochała go. Rozumiała to z chwili na chwilę coraz bardziej, ale nie miała serca, aby uświadomić zadurzonego nastolatka w ów fakcie. Obiecała związek na odległość, a w rzeczonym momencie starała się skleić sensownego SMS’a. Nikt jej nie przeszkadzał, mogła w spokoju kontemplować, bądź pisać.
Laura nie lubiła tego robić. Wolała mówić, czy choćby rysować, ale nie pisać. Wtedy nie miała wyboru, bo zadzwonienie odpadało, gdyż nie chciała słyszeć jego głosu, a ignorowanie Theo przez kolejne kilka dni nie wchodziło w grę. Cholernie się zamartwiał.
            - Laura, prawda? – z zamyślenia wyrwał ją damski głos. Osiemnastolatka przysiadła siędo panny Mulligan i zlustrowała ją wzrokiem. Uśmiechała się przyjaźnie, ale dziewczyna nie widziała ni grama szczerości w mimice jej twarzy.
            - Laura – potwierdziła spoglądając na puste pole wiadomości po raz kolejny.
            - Allison Argent – przedstawiła się brunetka nie rezygnując z rozmowy, choć Laura nie pałała chęcią do tak naprawdę niczego. Dlatego w odpowiedzi pokiwała tylko głową z nadzieją, że Allison znajdzie sobie inne towarzystwo.
 Z jakiej racji akurat ją zaczepiła? I skąd znała jej imię? Niepewnie się więc odwróciła i uniosła jedną brew. 
            - My się znamy?
            - Ummm, tak, to znaczy… tak jakby – Allison, ku jej zdziwieniu, zaśmiała się pogodnie. – Widziałam cię ostatniej nocy.
            - Ostatniej nocy… - powtórzyła. To było zbyt dziwne. Jasne, nie miała pojęcia co działo się po zmroku, ale była pewna, że z Argent słowa nie zamieniła. Coś wydarzyło się u Stilesa. Tak sądziła. Pomyślała też o proszkach, ale jaki cel mieliby przyjaciele w ućpaniu jej? Nic się nie kleiło.
            - Mhm, ale dopiero teraz mam okazję się przywitać, więc cześć – uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a siedemnastolatka od niechcenia wygięła wargi w grymasie pełnym jadu.
            - Cześć – szepnęła blokując telefon. Sprawy sercowe mogła odłożyć na drugi plan. Allison wyglądała na osobę, od której mogła się wiele dowiedzieć.
            - Nie mówisz dużo, co? – starała się podtrzymać rozmowę.
            - Wręcz przeciwnie – westchnęła Laura – ale trochę boli mnie głowa i mam dużo spraw do załatwienia – odchrząknęła udając zainteresowanie każdym słowem towarzyszki. Znała te zasady. Jeśli czegoś chciała – zdobywała to sama. Potrzebowała informacji, więc musiała wzbudzić jej zaufanie. Nie mogła od razu wypalić z pytaniem: „Co działo się wczoraj po zachodzie słońca?”. To było zbyt ryzykowne.
            - Och… - Allie nie bardzo wiedziała o czym powinna z nią rozmawiać. Próbowała po prostu złapać dobry kontakt, bo Scott opowiedział im o Laurze. Współczuła jej, ale i zazdrościła. Miała przecież do czynienia z wilkołakiem od małego. Musieli znać się na wylot! – Jesteś Brytyjką? – zapytała po chwili słysząc akcent Mulligan. Ta uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale już szczerze.
            - To aż tak widać? – odchyliła głowę do tyłu pozwalając aby włosy rozwiał orzeźwiający wiaterek. – Urodziłam się i wychowałam w Bradford.
            - Nigdy nie byłam. Ale mieszkałam przez jakiś czas w Glasgow. Często się przeprowadzamy – założyła nogę na nogę nie spuszczając z nastolatki wzroku. Była śliczna, a bezpodstawna zazdrość o McCalla rosła w siłę. Nienawidziła tego uczucia, gdyż nie powinno w ogóle istnieć. Przecież się rozeszli!
            Pogawędkę przerwała Lydia. Za nią dreptała jeszcze jedna dziewczyna, która, podobnie jak Argent, wydała się Laurze dziwnie znajoma. Zbyła jednak te myśli przenosząc wzrok na rudzielca. Nie przepadały za sobą i choć dobrze się nie znały coś podpowiadało jednej, aby nie znosiła tej drugiej.
            - Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt? – mruknęła pod nosem wlepiając oziębłe spojrzenie w Martin, a ta wywróciła oczami.
            - Allison – zwróciła się do przyjaciółki ignorując Laurę – możemy chwilkę pogadać? – Lydia miała na sobie strój do biegania i rude kosmyki splecione w warkocze. Nawet w takiej odsłonie prezentowała się kobieco, seksownie, co doprowadzało „męski ród” do szaleństwa. Cóż poradzić, nastolatka kochała być uwielbiana, znała swoją wartość oraz pozycję w szkole i umiejętnie to wykorzystywała. Natomiast dziewczyna za nią wbiła się w krótką sukienkę, wysokie buty na obcasie pozwalając ciemnym włosom okalać ramiona. Daphne tam nie pasowała, wyglądała jakby właśnie zeszła z wybiegu dla modelek, ale to chłopakom nie przeszkadzało – wręcz przeciwnie, Walsh również nie mogła odpędzić się od tęsknych spojrzeń, a jednym uśmiechem powalała na kolana. W porównaniu do nich Laura w swych wiernych, dżinsowych ogrodniczkach i zużytych trampkach prezentowała się co najmniej marnie. Trochę ją to zdenerwowało, ale nie dała po sobie niczego poznać.
            Kiedy Allison wraz z Lydią odeszły na bok do Mulligan przysiadła się Daphne z lekkim westchnieniem. Wygładzając materiał czarnej sukienki zignorowała zdziwione spojrzenie Laury, choć wiedziała że takowe w nią wlepia.
            - A ty jesteś? – zaczęła równie cierpkim tonem, jakim zwracała się do Lydii.
            - Ach tak… Daphne Walsh – przedstawiła się wyciągając dłoń, a gdy siedemnastolatka ją uścisnęła nijak jej wyłuskane, granatowe paznokcie miały się do krwistoczerwonych paznokci Daphne. Kolejna, dziwna sprawa. Co mogłaby robić w nocy, aby aż tak je zniszczyć?
            - Znajoma Lyds? – westchnęła obgryzając skórkę.
            - Kuzynka – poprawiła. Obie były do siebie nastawione wrogo, lecz Daphne wydawała się niewytłumaczalnie spokojna. Jej mimikę można było uznać za kpiącą, jakby czuła się od Laury lepsza.
            - Bywasz w Beacon Hills często? – dziewczyna również przybrała lekceważącą minę i założyła nogę na nogę.
Sytuacji z boiska przyglądał się Stiles, popchnął Scotta do podsłuchania dziewczyn. Ni Daphne, ni Laura nie pałały dobrymi intencjami. Nie trzeba było być wilkołakiem aby to wyczuć.   
            - Prawie w każde wakacje – wzruszyła ramionami opierając się o siedzenie.
 Żadna z nich nie była pewna, ba! Laura nawet nie wiedziała, ale Daphne podejrzewała ją o mordy ostatniej nocy. Po prostu potrafiła odczytać aurę.
            - A to ciekawe – szatynka zacmokała w geście wyższości. Nie zorientowała się, że Scott zszedł z boiska, aby je podsłuchać. – Ja również i nie widziałam cię ani razu.
            - Jesteśmy z Lydią nierozłączne… - zmrużyła oczy. Zabawa zaczęła się robić coraz ciekawsza.  
            - Uwierz, nierzadko się napatoczyła – ta natomiast uniosła obie brwi, gdy jej tęczówki odbiły światło. Wtedy już nie tylko McCall się przyglądał, a również Allison, bo panna Martin ruszyła w stronę trenera prowadzącego biegi. Nawet spóźniony Isaac się zainteresował stając za Scottem.
            - Nie pogrywaj ze mną – wpiła w Laurę niszczycielskie spojrzenie przepełnione jadem.
            - Nie pogrywam – szepnęła – gram.
            Wtedy Daphne wiedziała. Została tylko jedna sprawa, bo rozmowa potoczyła się zupełnie tak, jak planowała.
            - Stalowy odcień tęczówki, zraniona – mruknęła Walsh przeciągając się leniwie, ale seksownie – zadziorna i bystra… byłby z ciebie niezły wilk – wstała na równe nogi odgarniając włosy. – Wilkołak – dodała z szatańskim uśmieszkiem i obracając się na pięcie odeszła.
            Scott i Isaac momentalnie spojrzeli po sobie. To była ta dziewczyna, o której mówił Peter, kuzynka Lydii! Przecież ją pamiętali! Laura też powinna pamiętać, a jednak. Dodatkowo ktoś ją w międzyczasie uświadomił?!
Siedemnastolatka również nie kryła zdziwienia. Wilkołak, czy to możliwe? – pomyślała. Mogła się przecież przesłyszeć, jednak wcześniej Daphne napomniała coś o wilku. Poczuła, że przechodzi ją zimny dreszcz, ale nie chciała dłużej się nad tym zastanawiać. Podniosła się z trybun i rozejrzała po parku. Niedaleko dostrzegła Lydię rozmawiającą z młodym trenerem.  
            - Sprawdzę co z Lyds – rzucił Lahey, gdy razem ze Scottem i Stilesem podeszli bliżej Laury. Ta również chciała potruchtać.
            - A ty dokąd? – zapytał zaskoczony Stiles zdejmując z głowy kask. Każdy bowiem zawodnik go nosił.
            - Odkryłam wewnętrzną chęć biegania! To powołanie! – posłała im uśmiech i ruszyła w kierunku grupki dziewcząt skupionych nad młodym mężczyzną. Oboje zachichotali niepewnie, żeby tylko nie zbić jej z tropu, gdy odbiegła - mina Scotta stężała.
            - O czym rozmawiały? – zapytał syn szeryfa.
            - O wilkołakach… - szepnął McCall, akurat kiedy Allison dołączyła. Całą trójkę dopadły złe przeczucia.
***
            Ciepłe powietrze mieszało się z zapachem spalin. Stare auto sunęło po ulicy zmierzając nieokreślonym kierunku, a wycieraczki ścierały kropelki deszczu obijającego się o przednią szybę. Kierowcy samochodu pochmurna aura nie przeszkadzała, owszem, wolał aby chociaż zrobiło się chłodniej, gdyż za duchotą nie przepadał, lecz przynajmniej słońce nie drażniło jego oczu.
            Peter jechał w zamyśleniu, czuł jakby znajdował się w innym miejscu, pogrążony w kolejnych zmartwieniach i problemach. Daphne Walsh. To była główna troska, bo Hale wiedział do czego pozornie młoda kobieta była zdolna. Znał ją, może nie tak dobrze, ale znał. Zamienił z nią z trzy słowa w życiu, jednak widział, co czyniła i nie było to nic przyjemnego.
Daphne bowiem miała w sobie coś więcej niż pozostałe stworzenia nocy. Matka i babka go przestrzegały. Nie podchodź bliżej, jeśli możesz nie rozmawiaj, uciekaj, chroń się, a mały Peter posłusznie wypełniał każde polecenie. Miał szczere nadzieję, iż nie przyjdzie mu się z nią zmierzyć. Owszem, była inna – Oświecona.
Daphne Walsh – Illuminatos.
 Niewiele wiedział o jej rasie, gdyż w księgach niewiele zostało zapisane. Czasem nazywano TO czarownicą, ale błędnie. Miała odrobinę wspólnego z druidami, choć posiadała moc. Wiązała się z kamieniem. Przeklętym kamieniem. Kamieniem Filozoficznym. Kamieniem Ludzkich Cierpień. Peter nie znał tej historii od początku do końca. Pamiętał, że kiedyś babcia Hale opowiadała mu ją do poduszki, lecz zapomniał. A może nie chciał pamiętać? Zbyt wiele zaskakujących faktów i przedziwnych zdarzeń spływało na niego w owym momencie. Pomyśl, stary, pomyśl! – krzyknął na samego siebie w myślach starając się poukładać to, co już miał.
- Jest Illuminatos, musi być i kamień. Skoro Daphne wróciła po tak wielu latach do Beacon Hills mogła jedynie za tym paskudztwem. Ale kto ją poinformował, kto ją ściągnął?! Chwila… - mówił po cichu, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w pustą jezdnię. – To nie ona zabija, nie… To ofiara, ale kto u licha jest ofiarą?! Muszę chronić Banshee, zrobi to, wykończy Lydię Martin. Podała się za jej kuzynkę, sprytne. A więc jest Illuminatos, musi być również Mortui. Bez niej powrót Daphne nie miałby sensu… – w tym momencie gwałtownie nacisnął hamulec widząc jak prosto przed nim przejeżdża rower. Zaskoczony Peter wyszedł z samochodu zatrzaskując drzwiczki.
- Ej ty, cyklistka! – wrzasnął na dziewczynę, która nie usłyszała jego krzyku. Bowiem w uszach miała słuchawki ignorując cały świat. Zorientowała się dopiero, gdy w koło uderzył kamień. Z przerażeniem w oczach rzuciła rower obracając się gwałtownie. Momentalnie pociągnęła też kabelek i podeszła do Hale’a stając nim prawie twarzą w twarz.
- Oszalałeś pan?! – fuknęła odgarniając jasnobrązowe fale do tyłu. Była oburzona i wściekła.
- To ty oszalałaś! Wjechałaś mi pod koła! Co za buc dał ci kartę rowerową do jasnej cholery?! – zaczął się gorączkować. Nagle sprawy Walsh okazały się mniej ważne na rzecz obrażonej, szczupłej szatynki ze zmarszczonym czołem, która mordowała go wzrokiem.
- Ten sam buc, który tobie dał prawo jazdy! Miałam pierwszeństwo! – założyła ręce na piersi, a jej usta stały się cienką linią. Peter wywrócił tylko oczami. Doprawdy nie spostrzegł znaku drogowego, tak bardzo był zamyślony.
- Co nie zmienia faktu, że nie powinnaś jechać z słuchawkami – nie chciał dać jej za wygraną.  
- Cóż, nie jesteś z policji – prychnęła – to wszystko?
- Niekoniecznie – oparł się o masę auta i zlustrował jej sylwetkę wzrokiem. – Jak ci na imię?
- Nie przedstawiam się byle piratom drogowym – również go zmierzyła ściszając muzykę w komórce.
- Nie jestem byle piratem – mężczyzna wzruszył ramionami i wystawił rękę w jej stronę – Peter Hale.
- A więc do miłego, Pet – posłała mu spojrzenie pełne triumfu i pozbierała rower z ziemi.
- Też lubię Heat of the moment! – bąknął za nieznajomą, która uśmiechnęła się pod nosem i wsiadając na wiekowego górala odjechała znów wsłuchując się w rytm piosenki.
Nie obejrzała się za wilkołakiem. Nie miała takiej potrzeby, był jej obojętny. Owszem, należał do osób przystojnych, jednak dla niej potrzeba było czegoś więcej niż nieprzeciętnej buzi. Choć mogłaby gościa polubić, tak pomyślała. Skoro nawet muzyki słuchał podobnej. Skarciła się w duchu za rozkminanie o Petrze. Miała na głowie tysiąc ważniejszych spraw. Nie przyjechała do Beacon Hills w poszukiwaniu przyjaciół. Teraz najważniejsza była praca, dlatego skręciła w stronę ogromnej posiadłości z basenem na czele.
Na chlorowaną wodę opadały krople deszczu, rozmywając się w spokojnej toni. W sumie to tylko dzięki nim widać było, że jeszcze pada. Cały dzień siąpiło, więc włosy kobiety poskręcały się na wszystkie strony, co ogromnie jej przeszkadzało.  
Wjeżdżając na podjazd, zaparkowała obok szpanerskiego wozu, zupełnie nie w stylu szatynki. Przepadała za starymi autami, a sama jeździła Impalą z sześćdziesiątego siódmego roku, bądź rowerem, gdyż samochód miewał humorki.  
Wzdrygnęła się na sam widok połyskującego, czarnego lakieru i poprawiła skórzaną kurtkę, z którą praktycznie się nie rozstawała. A gdy wojskowe buty uderzyły o marmurowy podest odetchnęła głęboko naciskając dzwonek do drzwi.
- Pani Martin? – zapytała z uprzejmym uśmiechem dość nietrafnie, ponieważ na skrzynce na listy wypisane było nazwisko.
- Zgadza się, w czym mogę pomóc? – kobieta delikatnie się zmieszała. Miała na sobie dość strojną, drogą sukienkę oraz lakierowane pantofelki. Wyglądały jak zupełnie z innej bajki.  
- Carmen Mortis – przedstawiła się – byłyśmy umówione na wpół do dziesiątą.
Matka Lydii momentalnie spojrzała na zegarek kiwając głową z uznaniem. Dokładnie wtedy duża wskazówka znalazła się na szóstce.
- Wjedź – otworzyła drzwi szerzej – napijesz się kawy, herbaty?
- Może być whisky – przeczesała dłonią włosy wycierając buty o wycieraczkę z napisem „Wellcome”. Pani Martin przełknęła głośno ślinę. Inaczej wyobrażała sobie Carmen. Zupełnie inaczej…
***
Wiatr rozwiewał kosmyki w kucyku Laury. Truchtała powoli, w ogóle się przy tym nie męcząc. Jeszcze w Anglii lubiła biegać. Mogła nazwać to jednym z licznych hobby, jednak gdy Tracey umarła, z nią umarły i chęci. Biegały razem, matka z córką co polepszało ich kontakt.
 Nastolatka uważała, że z dobrze się dogadywały. Miały o czym ze sobą porozmawiać, pośmiać się, podzielały niektóre pasje, a nawet gust. Żałowała, że ich ostatnia rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. Nie pożegnała się. Laura często myślała nad tym, iż nie miała okazji powiedzieć jak bardzo ją kocha nim umarła. W sumie to nie pamiętała wymiany zdań przed zawałem. Robiły kolację – w to wierzyła, lecz w jej pamięci zarysowała się jedynie poranna kłótnia przed wyjściem do szkoły.
Z rozmyśleń wyciągnęło ją szarpnięcie za ramię. Potarła bark patrząc przed siebie. Wyminęła ją właśnie Lydia, uśmiechając się zadziornie. Laura westchnęła ciężko i spojrzała, jak Martin wdzięczy się do Troy’a – młodziutkiego, przemiłego trenera, który i jej wpadł w oko. Prychnęła pod nosem. Miała rudzielca po dziurki w nosie. I jej, i jej dziwnej kuzyneczki z piekła rodem. Ale dopiero gdy Lydia zmieniła front kiwając do Stilesa oraz spojrzała na Laurę wyzywająco ta druga nie wytrzymała. Zapierając się w sobie przyspieszyła, nie tyle ją wyprzedzając, co popychając.
- Zrobiłaś to specjalnie! – krzyknęła zielonooka siedemnastolatka lądując bezpośrednio w kałuży błota. Jej markowe spodenki były całe umazane po spotkaniu z lepką mazią.
- Ups – tym razem to Mulligan wykrzywiła zawadiacko wargi, a Troy zagwizdał przy tym karcąc je obie.
- Co to miało być?! – warknął marszcząc czoło.
- Widzisz, ona mnie pchnęła! – ruda założyła ręce na piersi wciąż nie wstając.
- Laura, podaj koleżance rękę, na miłość boską. – wywrócił oczyma – Jak dzieci.
Nastolatka wystawiła dłoń czekając aż Lydia ją ujmie, ale gdy to zrobiła nie miała nawet okazji pomóc jej wstać, bo od razu została pociągnięta w kałużę.
- Zabije cię – szatynka uśmiechnęła się w ten całkowicie sztuczny, przesłodzony sposób zaciskając dłonie w piąstki. Nie była drażliwa. Nie aż w takim stopniu. Nie przed śmiercią matki. Nie przed nałożeniem naszyjnika.
- Coś ty taka mało zabawna? – parsknęła Martin, gdy trener coraz bardziej nerwowo gwizdał. Zwrócił tym samym uwagę pozostałych uczestników Sportowego Lata, którzy zaciekawieni podchodzili by zobaczyć kto i o co się bije.
Stiles zamarł widząc Laurę po raz kolejny w centrum dziwnego zdarzenia. Na domiar złego to Lydię mordowała wzrokiem.
- Nie widzę tu nic dobrego – szepnął Isaac w stronę Allison przełykając ślinę. Nawet łowczyni zlekka się wystraszyła.
- Do śmiechu będzie ci z błockiem w mordzie? – nabrała garść zmokłego piasku i celnie rzuciła nim prosto w czoło rywalki.
- Doigrałaś się… - szepnęła ruda ścierając z twarzy resztki papki. Była wściekła. Nie, wściekła to mało powiedziane, miała ochotę ukręcić Laurze łeb.
Publika zamarła, nawet Troy usunął się z miejsca wypadku biegnąc po Coacha. Właśnie w momencie gdy mężczyzna odszedł Martin rzuciła się na szatynkę ciągnąc ją za włosy.
Wstały. Szarpały się, obdarowywały soczystymi plaskaczami ignorując to, że Isaac i Scott próbują je rozdzielić. Nie wiedzieli jak się do tego zabrać, aby ich nie zranić.
- Możesz sobie darować paniusiu! – Laura kopnęła Lydię w brzuch, lecz tak nieugięcie biła dziewczynę w wargi.
- Co?! Co ja ci takiego zrobiłam, do cholery?! – wyrwała kępkę jej włosów.
- Traktujesz mnie jak kawał gówna, tak samo tratujesz Stilesa! – pach, z pięści w brodę.
- Nie mieszaj w to Stilesa! – Mulligan zarobiła kolejny cios w oko. Będzie śliwa – pomyślała, ale nie chciała się poddać.
- A może trzeba?! I przestań rozbierać wzrokiem Troy’a!
- Och nie, przegięłaś suko! Moja zasrana sprawa! – Banshee po raz kolejny zdzieliła siedemnastolatkę w policzek.
Nagle obie poczuły jak unoszą się w powietrzu, a adrenalina opada. Dotarł do nich ból, więc jęknęły z wyczerpania – w tym samym momencie. Bowiem Laurę obezwładnił McCall krępując jej ruchy, a Lydię Lahey, w mniej delikatny sposób. Martin bezpośrednio zaczęła się szarpać.
- Jeszcze nie koniec! – „splunęła jadem”. Była wściekła, między innymi dlatego, że tusz do rzęs spływał po jej Polikach. Na palcach natomiast zostało trochę makijażu szatynki wymieszanego z krwią. Szczerze? Nawet nie wiedziała czyją.
Laura za to tylko odetchnęła. Nie miała pojęcia dlaczego dała się wytrącić z równowagi. Na ogół wystarczyło policzyć do trzech, a wtedy?! Doszło do porządnej bijatyki! Jak mogła to zrobić?! Spojrzała po wszystkich dookoła. Widząc jak Isaac próbuje uspokoić Lydię, która wreszcie się oswobodziła i wrzeszcząc coś przy zasłanianiu twarzy ruszyła w stronę wyjścia z parku, nie wytrzymała. W Mulligan coś pękło.
Stiles natomiast pobiegł za rudzielcem podając jej chusteczki. Nie wzięła. Rzuciła nimi w chłopaka pokazując mu środkowy palec. Do niej dołączyła Daphne, a nawet Lahey z mina męczennika.
- Wybacz za Lyds – mruknęła Allison patrząc na oniemiałą Laurę. Posłała też Scottowi pokrzepiające spojrzenie.
- Puśćcie mnie – szepnęła nastolatka. Wilkołak wykonał jej polecenie.
- Już dobrze? – zapytał nie chcąc wnikać w szczegóły bójki.
- Nie – odparła lakonicznie – nic nie jest dobrze – przełknęła głośno ślinę i zamrugała szybciej. Odeszła. Obróciła się na pięcie i poszła w przeciwnym kierunku poprawiając szelki. Poczuła pieczenie oczu, miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze, ale to się nie stało. Łzy nie spłynęły po polikach Laury. Żal zastąpiła złość, której nie potrafiła rozładować. Po prostu stawiała kolejne kroki ocierając pozostałości po walce z twarzy. Miała minę całkowicie wypraną z jakichkolwiek uczuć. Puste oblicze pozbawione skruchy.
- Wielkie kupsko na kółkach – warknął Scott w odpowiedzi na mimikę Stilesa pod tytułem „Co jest?”.
- Ciężki ma charakter – przyznała Allie głaskając byłego po ramieniu. Chciała dodać mu otuchy.
- Uparta jak osioł i zawzięta jak… Jak Lydia – mruknął Stilisnki odchylając głowę do tyłu.
- Dokładnie, ulepione z jednej gliny – przyznał McCall.
- Sprawdzę czy nic jej nie jest… - Stiles wskazał na miejsce, w którego kierunku udała się Laura widząc, że przyjaciele powinni zostać sami. Oboje tylko skinęli, a chłopak pobiegł w stronę auta.
- Dlaczego to musi być tak skomplikowane?! – jęknął gdy syn szeryfa zniknął za drzewami. Miał nietęgą, nierozczytalną minę. Obraz mieszanki wszystkich emocji.
- Scott, nie ocalisz każdego…
- Chcę najzwyczajniej pomóc, czy to tak wiele?! – jego oczy błysnęły na złotawo – żółty kolor. Typowy dla wilkołaka po przemianie.
Na Boga! – fuknęła Allison w myślach. Tracił kontrolę. Wtedy  instynktownie go objęła, aby mógł odetchnąć. Scott odrobinę się zdziwił, lecz poczuł o wiele lepiej. To ona była jego podporą i to dla niej trzymał nerwy na wodzy. Nie zeszli się, prawda, ale to nie znaczyło, że im nie zależało.
Również złączył swoje dłonie w jej pasie kładąc głowę na ramieniu łowczyni. Długo trwali w tym uścisku, a pozostali już wrócili do swoich zajęć.
- I to jest ta bójka, Troy? – Coach uniósł obie brwi w górę patrząc na wtulonych w siebie prawie kochanków– musisz chyba poważnie porozmawiać ze szkolnym psychologiem…
- Ale, ale, ale… - zaciął się. Przecież widział. Mężczyzna poklepał młodszego kolegę po ramieniu przeklinając na niego pod nosem. Miał dość, Coach zdecydowanie miał dość użerania się z dzieciakami.
***
Lydia i Daphne szły w milczeniu. Wybrały drogę przez las, aby nikt nie mógł zobaczyć nieszczęsnego stanu rudowłosej. Była przecież „Królową Szkoły”, nawet z bójek powinna wychodzić z twarzą. A jednak, kolejne, mokre chusteczki do demakijażu od kuzynki niewiele dawały. Zmywały jedynie kosmetyki, gdy zaczerwienienia i rozcięcia zostawały. Mimo to Lydia okazała się dumna niczym paw, a zdenerwowanie nie opuściło jej ni na moment. Co jakiś czas zerkała w stronę brunetki, która z niezidentyfikowanego telefonu wysyłała SMS’y.
- Chłopak? – zapytała Martin jakby nigdy nic się nie stało. Daphne odpowiedziała jej kpiącym uśmieszkiem.
- Serio chcesz o tym rozmawiać? Ładnie opędzlowałaś buźkę tej lasi – zachichotała gdy Lydia wywróciła oczami.
- I vice versa. Wyglądam okropnie – burknęła rzucając za krzaki kolejną, zużytą partię materiału.
- Chcesz jej odpuścić? – Walsh jeszcze bardziej podpuszczała krewną. Wiedziała, że dojdzie do rękoczynów. Była więcej niż pewna.
- A mam jakiś wybór?
- Proszę cię… Jesteś Lydia Martin, nikt ci nie podskakuje.
Ruda zastanowiła się przez chwilę wlepiając w Daphne pytające spojrzenie.
- Co proponujesz? - mruknęła po namyśle. Uwielbiała gdy brunetka to robiła, była mistrzem zemsty i każdy z grona jej znajomych o tym wiedział.
- Impreza… - szepnęła brązowooka zacierając ręce.
- Niedawno była… Zakończenie roku, brak wolnej chaty…
- Ale Laura nie miała okazji się zjawić. – wtedy zadzwonił telefon Daphne, a zza drzew można było usłyszeć wołanie. Ktoś krzyczał imię Lydii. – Po prostu pozbądź się matki, ja zajmę się resztą – spojrzała w komórkę – muszę odebrać, a ty spław przystojnego blondaska – wskazała na sylwetkę Isaaca. Zmierzał w ich stronę. I gdy kuzynka odeszła siedemnastolatka jęknęła z niezadowolenia. Nie chciała aby jakikolwiek osobnik płci męskiej oglądał ją w takim stanie. Nawet jeśli nic dla niej nie znaczył. Ale wtedy głowę Lydii zapełniły wyobrażenia niecnego planu przyjaciółki. Zamierzała publicznie upokorzyć Mulligan? Och, była jak najbardziej na tak.
- Matko, wyglądasz szpetnie – Lahey się nie rozdrabniał. Walił prosto z mostu łapiąc oddech.
- A ty co? Przyczepiłeś się? – uniosła jedną brew mierząc go lekceważącym spojrzeniem.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko gra.
- Jak widzisz, możesz już zostawić mnie w spokoju – założyła ręce na obolałe piersi. Była zmordowana, czego nie dała po sobie poznać.
- Hej, daj spokój, dokuśtykasz do domu sama?
- Zamierzasz mnie zanieść? – parsknęła. – Wybacz piesku, mam towarzyszzz… - spojrzała w stronę Daphne, ale jej już tam nie było. Znów przeniosła leniwie wzrok na Isaaca wzdychając ciężko – skoro nalegasz.
Chłopak wywrócił oczyma i nadstawił ramię, którego Lydia nie ujęła.

            - Umiem chodzić – ruszyła przodem, wiedząc iż wilkołak jest tuż za nią. Nie miała natomiast pojęcia, że wlecze się z jakiejś przyczyny. W pewien sposób poczuła się doceniona, chciana, lepsza…

***
A więc witam moi, kochani ludkowie!
Jest tu Was coraz więcej, co ogromnie mnie cieszy! jej! Uwielbiam te komentarze, po prostu uwielbiam i je, i Was czytelnicy. Ale mniejsza. Jak widzicie w tym rozdziale wiele, wiele, wieeeeeele się wyjaśnia, choć może nie do końca.
Zacznijmy może od nazw, bo to największy problem...
W przemyśleniach Petera było udowodnione, że w Beacon Hills już dawniej działy się dziwne rzeczy związane z "kamieniem". Jakim kamieniem? To chyba żadna tajemnica, prawda? Kamieniem, który Laura nosi w naszyjniku. Dowiadujemy się również, że Daphne nie jest zwykłą nastolatką, nie jest nastolatką. Panna Walsh ma swoje lata, a skoro Pet ją pamięta w takiej, nie innej odsłonie, znajduje się na zdjęciach z dawnych lat coś musi być na rzeczy. Wiemy także, że jej "rasa" nosi nazwę Illuminatos, co w wolnym tłumaczeniu na łacinę znaczy "Oświecona". A skoro przypisujemy jej wieki oraz tytuł, czemu Lydia i pozostali ją pamiętają?! Zauważcie ważną rzecz... A raczej kilka ważnych rzeczy.
Prolog - Laura widzi inną wersje śmierci Tracey.
Ten rozdział - Laura nie kojarzy Daph, a jak ta wspomniała - powinna.
Także pomyślcie. 
Pojawia się kolejna postać, czyli Carmen Mortis oraz jeszcze jedna nazwa:
Mortui. Zgadujcie kto jest Mortuim ;)
Kamień Filozoficzny, Kamień Ludzkich Cierpień - kamień nasycający się czerwienią.
Także myślę, że Was naprowadziłam na pewne sprawy. 
Jeśli byłyby jeszcze jakieś pytania, chętnie odpowiem!

***
 Teraz sprawy organizacyjne.
Rozdział miał pojawić się w zeszłym tygodniu, ale spadły na mnie lawiną problemy techniczne i nie miałam okazji go opublikować! Nie martwcie się, pisać na razie nie przestaję, mam tony, litry, hektary weny na to opowiadanie i napisane już VII rozdziałów, właśnie zabieram się za ósmy. DOKŁADNIE, AŻ TAK! Do was powpadam jutro. I to mówię całkiem serio. A jeśli nie, niech mnie Mortui zje. Hyhyhy.
Soł...
Kończę, prawda? Chyba już czas.
Także do wtorku, bądź jak wolicie...
22:22! - Larry!
Przepraszam, hihihi, poniedziałku.
Żegnam się z czytelnikami i pytam, shippujecie coś? ;) Ja osobiście Allie i Scotta (CHOĆ ARAB JEST GEJEM! CIII) oraz... Nieważne, neksty się kłaniają.
Okej, dobrej nocy misie!
@YourLittleBoo1
Was kocha!
(Scotty też ;))

21 komentarzy:

  1. Cześć ! Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Blog Award.
    http://realitybeingadream.blogspot.com/2014/07/liebster-blog-award.html

    P.S. Obiecuję, że jesli nie dzisiaj to jutro na pewno przeczytam ten rozdział i go skomentuję, ale teraz nie mam czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Epik! Neeeekst! >>>> ~ Wera

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne *.* Wiesz że masz talent? I wzięłam do serca twoją poradę z "magicznym zeszytem" i sądzę że nie jest to zły pomysł :3 Om nom nom.. wiesz nie wiem co pisać. Po prostu mam wodę w głowie i nie myślę. Świetny rozdział. Przeczytałam go już z 4 razy. :> Tak mnie wkręciło <3 Dasz korki, bym mogła nauczyć się tak dobrze pisać, jak ty?
    Ah. również chciałam cię zaprosić na nowy blog o Klaroline, który prowadzę wraz z kuzynką.
    http://zlamana-ff.blogspot.com/ <-- To coś jest raczej 16+ xD
    Więc nie wiń mnie, tylko moją kuzynkę, która takie coś chciała xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah, twoje komentarze poprawiają mi humor. Dziękuję za pochlebne słowa, ale nie myślę, żebym pisała aż tak dobrze. Do ciebie wpadnę gdy będę miała chwilkę.
      xx

      Usuń
  4. cześć ! Wreszcie mogłam przeczytać, i powiem że akcja z Lydią i Laurą mnie rozwaliła. ! Świetny pomysł, nie spodziewałam się, że aż na bójce się skończy. Ale to fajnie, lubię taką rywalizację. Musze przyznać, że powoli zaczynam domyślać się o co chodzi, Daphne mnie strasznie intryguję. No bo skoro pamięta ją Peter.....hmmm ! Ciekawe, ciekawe. Zastanawia mnie też nowa postać. ! Kurczę, strasznie wciągnęła mnie ta historia ! STRASZNIE ! Z chwili na chwile coraz bardziej się w nią zagłębiam. A co do jakiegoś ship'u to też jestem za Scottem i Ali ! No pasują mi do siebie ! :D Pozdrawiam i życzę weny ! Dodawaj te napisane już rozdziały :D

    Zuzka !
    xxx

    realitybeingadream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że opowiadanie aż tak Ci się spodobało. Nie mogę dodawać natłokiem kolejnych rozdziałów - niestety, a chciałabym żebyście wiedzieli tyle co ja o tej historii!
      Noale, dobrze że coś Ci świta.
      Pozdrawiam i obiecuję wpaść do Ciebie w najbliższym czasie.
      xx

      Usuń
  5. Rozdział cudowny! Po tej bójce jeszcze bardziej lubię Laurę i teraz wiem, że moje przypuszczenia były trafne. Stiles za nią pobiegł!
    Szip!
    Dziś tak krótko, bo nie mam za bardzo czasu, ale mniejsza. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dłuuugi xD Ale bardzo fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział! Już nie mogę doczekać się następnego. Pięknie piszesz, uwielbiam twój styl i postaćLaury! No i pojawiła się Carmen! Czekałam na nią.
    Całuski, Marta

    OdpowiedzUsuń
  8. hhey wpadłam tu przez przypadek szukając czegoś ciekawego i wiesz co? właśnie to znalazłam! Na serio pięknie cudownie bajecznie
    ps. wpadaj do mnie http://niesmiertelny-czlowiek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej :)
    Długo nie wchodziłam, ale juz nadrobiłam. Nie będę ci tutaj kilometrowego komentarza pisała, bo na to nie mam weny, a len dopadł już na początku wakacji xD
    Bloga mi się baaaardzo podoba, bo opowiadania jest świetne. Uwielbiam główną bohaterkę, a scena z Lydią w tym rozdziale mnie rozwaliła. Nie wiem czemu, ale się śmiałam i to jak chłopacy je rozdzielili :D <33 Kocham tez twój styl pisania, który pokochałam już na wcześniejszym blogu ;) Ja jestem ciekawa jak dalej to wszystko się potoczy ^^
    I co do shippowania to: Allison + Scotty i chciałabym zobaczyć tutaj Laurę + Dereka :D O tym marzę i proszę xD
    Pisz dalej, weny życze i paa :)
    ps jak chcesz to wpadaj: destiny-of-wolves.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeeej! Jakie to jest świetne! :O Walka Lydii i Laury po prostu genialna, hahah. Przynajmniej się wyładowały. Och, ciekawe kiedy Lau zgadnie że to przez naszyjnik, ale sądzę że jeszcze trochę czasu jej to zajmie. Peter w akcji. Jakoś nie wiem... lubię go. xD I kim jest Carmen? Tyle pytań. Pewnie już to mówiłam, ale coraz ciekawieeej! Jeny, uwielbiam Twoje opowiadanie, a szczególnie lekkość pisania. Tak fajnie, tak przyjemnie, umieram. *o* Lydia i Isaac? :o Chyba nie knujesz niczego z nimi? :o Ale ja tam jestem za... eee... Stiles i Laura. Tak. Chociaż trochę szkoda mi było, że nie pobiegł za Lydią. Kobieta zmienną bywa, hahah. Taki super trójkącik. :D
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, wspaniałych przygód i dobrych lodów. <3

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Omg to po prostu genialne. Ty masz świadomość tego jak bardzo świetnie piszesz ? Ta bójka Lydi i laury była genialna - o nie przegiełaś suko .Po prostu zajebiste.Co do lydi to tak samo jej nienawidzę jak jej nie lubiłam na początku serialu.Po prostu wredna szmata. Imprezka i akcja z laheyem? Może być ciekawie. Szczerze to licze że Scott ją wyciągnie z opresji.Tak nadal shippuje laure i scotta.Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. A co do mnie to chyba jeżeli na komputerze czytasz to z boku napisałam nowy kiedy rozdział w tej chwili nie napiszę bo jejstem na telefonie jak prawie zawsze dlatego z boku są informacje :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialny rozdział! Wcześniej nie komentowałam i za to ogrooomnie przepraszam, ale jakoś tak nie lubię pisać komentarzy :D Zacznę od początku - masz świetny styl pisania, lekko się czyta, żadnych błędów nie wyłapałam. Za to ogromny +! Uwielbiam Teen Wolf, dlatego dosłownie podskakiwałam z radości kiedy zobaczyłam tego ficka :P Oczywiście jak każdy mam swoją ulubioną postać, a jest nią Stiles oczywiście ;d Jego teksty...<3 Na następnym miejscu jest Derek i Peter <3 Hmm wyłapałam w tekście, że ta cała Carmen jeździ Impala z '67, czyżbyś była fanką Supernatural? Jesli tak, to jej! Znalazłam bratnia duszę! Bójka Lau i Lydii komiczna. Jestem strasznie ciekawa kim jest Laura i kto jest jej ojcem. Z niecierpliwościa czekam na nastepny rozdział i obiecuję komentować xD
    Pozdrawiam i weny życzę!
    ~Alecto

    OdpowiedzUsuń
  13. wspaniały jak zwykle. I ta bójka Lydii i Laury wygrała wszystko ahaha.!! Uwielbiam i nie mogę się już doczekać następnego rozdziału ! ;) Życzę weny !

    OdpowiedzUsuń
  14. No i znowu mnie powalasz na łopatki ;) Normalnie całuję ziemię po której stąpasz, hehe xp
    Wszystko jest cudowne. Scena walki pomiędzy Lydią i Laurą - majstersztyk !
    Co prawda nie było mojego ulubionego szipu, czyli Staury , ale jakoś przeżyję. Chyba. Mam nadzieję.
    Nie było też moich ukochanych dreszczykowych scen, ale bez nich też się obejdę. Scena walki w błocie , tona wyjaśnień oraz jeszcze więcej tajemnic jakoś mnie zadowolą ;>
    Więc wreszcie wiemy przynajmniej co to z tą Walsh. No przynajmniej częściowo, ale rodzą się kolejne pytania ? To w końcu ile ona ma lat ? Czym jest jej rasa ? Po cholerę czepia się Laury ? Zakładam, że ze względu na ten krwawy kamyczek i tu pewnie mam rację, bo to raczej oczywiste, ale ciii.... Daj mi się ponapawać z mojego sherlockowania ;)
    Ciekawi mnie też nowa postać- Carmen. Ale mimo wszystko ma u mnie plusa na starcie za tą whisky ;D
    Zaraz, zaraz czy ja o czymś nie zapomniałam ? Czyżby Daph nie zasugerowała, że Laura jest wilkołakiem ? WHAT ? Okey, kompletni mi mieszasz w głowie. Najpierw to jakby opętanie, czy co to tam było, teraz to ?! Jak możesz to zwalać na moją biedną głowę ?
    Żartuję, wiesz, że cię kocham za ten natłok akcji ;*
    Anyway.... Muszę już kończyć. Moja rodzicielka wysyła mnie na misję sprzątającą, z której mogę nie wrócić... Myślałam, że nie zdążę nawet skomentować, no ale patrz udało się ;>
    Na koniec mam jeszcze małe pytanko, kiedy nn ?
    U mnie już jakoś niedługo, ale jeszcze o tym napisze, bo mam wielkie wieści ;)
    W każdym bądź razie... Kończę ! Papatki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale ze mnie głuptasek ^^ Dopiero teraz weszłam na pulpit nawigacyjny bloggera i mi się wyświetliło, że już 3 godz temu dodałaś nowy rozdział, no ale trudno. Przeczytam potem, bo teraz już nie zdążę...
      Ciao, bella ! ;*

      Usuń
  15. Wreszcie dobrnęłam do rozdziału dedykowanego mnie. Ostatnio nie mam za wiele czasu, by wejść na komputer, ale jak tylko jestem, to wbijam na Twojego bloga przeczytać rozdział. Jeszcze raz wielkie dzięki za dedykację, to wiele dla mnie znaczy <3 Nie wiem czym sobie na to zasłużyłam. Jeszcze raz dziękuję <3
    Nie wiedziałam, że Laura ma chłopaka, ale muszę przyznać, że nie podoba mi się jej postawa. Nie powinna ciągle utwierdzać go w przekonaniu, że go kocha i ich związek ma przyszłość. Skoro nie miała serca przyznać się, że nie czuje do niego to samo, to chociaż mogła wykorzystać pretekst, że związek na odległość nie ma sensu.
    Wreszcie! Wiem coś o tej Daphne! Sądziłam, że będzie ona jakiegoś innego gatunku i zadowolona jestem, że wreszcie wiem kim jest! No ale co ona chce?
    łooo, bójka Lydii i Laury? tego się nie spodziewałam ;o Muszę jednak przyznać, że była bardzo zabawna. No i czekaj, to Isaac jest zakochany w Lydii, czy tak tylko sobie dopowiadam? i jeszcze strasznie mnie ujęła chwila, w której Allison przytuliła Scotta, by nie stracił kontroli.
    Ale dałaś spoiler z tym kamieniem pod rozdziałem XD Nie wiedziałam, że to ten kamień na naszyjniku! w ogóle się nie zczaiłam, chyba jestem jakaś ograniczona XD to jest genialne! Po prostu bardzo w stylu Teen Wolf. jesteś wielka, podziwiam Cię <3 Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny <33

    OdpowiedzUsuń
  16. Haha bójka Laury i Lydii była po prostu epicka. Genialnie ją opisałaś! Naprawdę super! Zacznę jednak może od innej strony. Ani mi się waż więcej wyjaśniać historię w notatce pod rozdziałem! Nie psuj magii błagam. Czytelnicy sami muszą się domyślać i tylko potem ich rozważania albo będą słuszne albo nie. Okej do treści. Świetnie mi się czytało. Jak już wspomniałam świetna walka. Skąd w Laurze tyle złości? Wydawała mi się spokojną dziewczyną. Były także inne intrygujące momenty. Na przykład sytuacja Petera jak rozmyślał i omal nie wpadł na rowerzystkę. Ciekawi mnie też postać Carmen. Kim jest, po co przyszła. Nie wydaje mi się być dobrą osobą, ale mogę się mylić ;D Mimo wszystko najbardziej tajemniczą postacią jest chyba Daphne. Dziwne telefony, zniknięcia, udawanie kogoś kim nie jest. Wszystko się rozkręca. Ja także chciałabym aby Scott wrócił do Allison. Te ich wspólne momenty są urocze. Dziś króciutko :C bo nie wiem o czym jeszcze mogłabym napisać. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Uu... Panie chyba się nie lubią. ;D
    Och biedna Lydia, makijaż jej się rozmazał (tylko sobie nie myśl nic to rzecz jasna sarkazm) ;) No zastanawiam się co wyniknie z wzajemnej nienawiści Banhee i "wampira"... Hm...
    Zainteresowała mnie też Carmen i trochę zaniepokoiła. No i jeszcze do tego Peter. W ogóle mi się to nie podoba.
    Oj Scott i Allie... Czy wy jesteście ślepi czy głupi? Wam jest przeznaczone być razem. Zejdźcie się wreszcie albo was poddam dekapitacji, słoneczka... ;P
    Ale ta scenka potem z Coachem i Troyem. Bosz, kocham tego gościa. On mnie zawsze rozbraja, a ty go oddałaś idealnie. ;)
    Kontynuuje...
    Buziaki, Inna :3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli posiadasz opinię, śmiało, wyraź ją. Chętnie poczytam, co sądzisz o mojej twórczości i kto wie... Może porwiesz mnie także swoją?