poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział III "Sny, jak i śmierć - przychodzą powoli."

Jest taki moment w środku nocy, gdy śpisz, lecz nie masz tego pełnej świadomości. Jakbyś mimowolnie tracił siebie i kontakt z rzeczywistością. Wtedy śnisz. Docierasz myślami do najciemniejszych zakątków podświadomości, uciekasz, wygasasz. A tam… rodzisz się na nowo, widzisz inny świat, niekoniecznie lepszy, świat z twojej głowy – samego siebie, coś co tworzysz.
Przeżywasz to, walczysz, bądź oddajesz się rozkoszy, a z nadejściem poranka nadchodzi też przebudzenie. Powraca codzienność i alternatywna rzeczywistość rozmywa się w nicości realnego istnienia. Niekoniecznie ją pamiętasz. Wszystko co wyśniłeś umyka, nawet jeśli pragniesz to zatrzymać. Nie idzie, nie da się, gdyż sny są tylko snami. Nie możesz nimi żyć, to niewykonalne, bo wielu próbowało. Przynajmniej tak myślałam, chciałam tak myśleć
L. M.
***
            Uchylając powieki Laura spostrzegła, że nie znajduje się już we własnym łóżku, albo prędzej łóżku Melissy. Była w innym miejscu, zaskakująco ciemnym i mrocznym. Unosił się tam zapach siarki, zmieszany z czymś metalicznym. Powietrze było ciężkie, a oddech nastolatki nierówny oraz  płytki. Jej strach okazał się wręcz namacalny, choć dziewczyna nie do końca wiedziała czego się boi.
            Została sama. Tylko ona i czarna, niezmierzona pustka wypełniona głuchą ciszą. Nie było słychać choćby pisku, szmeru, dygotu – po prostu. Ona – Laura Mulligan przeciw ogromowi… No właśnie, czego? Z czym miała się zmierzyć?
            - Jest tu kto?! – zawołała, lecz momentalnie opadła na kolana zatykając uszy. Nie mówiła. Nie miała głosu, był to jazgot tak głośny i potworny, że bezustanne drapanie pazurami po tablicy mogła śmiało okrzyknąć anielską muzyką. Dlatego nie powiedziała nic więcej. Wszelkie wrzaski były zbędne, bo tylko sprawiały dodatkowy ból.
            Zdezorientowana ruszyła przed siebie, niepewnie stawiając kolejne kroki. Co jakiś czas mrok błysnął czerwienią, a echem odbijały się rozpaczliwe jęki, potęgując trwogę Laury. Powtarzała sobie w myślach, iż to tylko sen, nic takiego nie dzieje się naprawdę. O ironio, wolałaby nie poznać prawdy. Natłok sprzecznych myśli, którym zawtórowała lawina emocji sprawił, że dziewczyna zignorowała, bądź po prostu nie zauważyła, iż jest zupełnie naga, a na szyi wisi jedynie ten wisiorek, miętolony przez nią w palcach. To ją w pewien sposób uspokajało, miała się czego chwycić. Nie mogła wtedy wiedzieć jak wielki błąd popełnia, pocierając o ścianki przeźroczystego kryształu, który powoli i równomiernie zaczerwieniał się od boków. Nie widziała, nie rozumiała, a ta niewiedza ją niszczyła.
            - Witaj córko – w jej głowie rozbrzmiał dźwięk męskiego głosu, który rozlał się niczym zakała powodując paraliż wszelkich mięśni. Laura stanęła w bezruchu widząc jak wszystko dookoła zaczyna płonąć, a przed nią zarysowuje się postać okryta czarnym materiałem. Miał identyczny wisior, tylko że większy, od obu wierzchołków sączący krwistoczerwony płyn.
            Nic nie odparła, drżąc przed ciągiem dalszym. Mimowolnie wsłuchiwała się w jego słowa, które wypowiadał po łacinie i wpadała w trans pozwalając się prowadzić. Nie widziała nic prócz kamienia, a ten powoli i delikatnie nasycał się w kolor.
***
            Drzwi wejściowe skrzypnęły pod wpływem naparcia męskich dłoni. Siedemnastolatek chciał dostać się do środka bezszelestnie, aby uniknąć niechcianej konfrontacji z ojcem.
            John Stilinski nie był szczególnie surowy, ani wymagający wobec syna, ale chłopakowi nie mógł umknąć fakt, że pełnił rolę szeryfa w Beacon Hills. A on, Stiles jakoś tak niekoniecznie przestrzegał wszystkich zasad panujących w miasteczku, często znajdował się na miejscu zbrodni, rzadko kiedy wracał do domu w porę i mieszał się w każdą sprawę taty. Ciekawski dzieciak – tak uważał mężczyzna, co nie mijało się z prawdą, ale dopiero później zorientował się w co jego rodzone dziecko zostało wmieszane. Sytuacja bez wyjścia – nierozwiązane śledztwo. Wiedział doskonale, iż Scott od tak nie przestanie być wilkołakiem, a Stiles od tak nie zakończy ów przyjaźni, lecz nie chciał narażać nastolatka na kolejne kłopoty. Poprosił tylko o jedno - o powrót przed dziesiątą, bo chciał spędzić z nim trochę czasu, jednak jak zwykle chłopak musiał przekręcić kota ogonem. Tym razem miało być inaczej. Czekał na Stilesa wnikając wręcz w fotel. Zamierzał go zaskoczyć i ukarać na miejscu.
            - A ty gdzie się wybierasz? – rzekł spokojnie, gdy nastolatek wreszcie zaszczycił Johna swoją obecnością. Ten pierwszy niczym oparzony obrócił się na pięcie i odskakując w tył uderzył łokciem o szafkę.
            - Tata… - odetchnął z ulgą zbierając książki, które strącił – nie śpisz? – ułożył je z powrotem na półce i zmierzył ojca podejrzliwym spojrzeniem.
- Nie śpię, martwię się o moją jedyną pociechę! – zakpił podnosząc się na równe nogi – gdzie byłeś? – uniósł jedną brew kładąc ręce na ramionach syna.
- U McCallów, Lau przyjechała i tak jakoś wyszło – Stiles był lekko zdezorientowany. John nieczęsto poświęcał mu tyle uwagi, zawsze rozmawiając z nastolatkiem wypełniał jakieś papiery, przeglądał dowody, o ironio! Zdarzyło się, że nawet zamawiał pizzę!
- Myślałem, że… Sam nie wiem, obejrzymy coś razem w telewizji… - zaciął się gdy Stiles zmarszczył czoło.
            - Tak, może innym razem – ziewnął teatralnie.
            - Wiesz, że ciotka Carly przyjeżdża na weekend, chciałem przed…
            - Dlaczego nic mi o tym nie wiadomo?! – zrzucił dłonie Johna z barków i odsunął się niepewnie – mówiłeś…
            - Tak ty mnie słuchasz!… - i zaczęłaby się kłótnia gdyby nie dzwonek komórki szeryfa, który przerwał konfrontację mężczyzn w porę.
Stiles bowiem nie przepadał za siostrą zmarłej matki. Carly i Claudia były bardzo podobne, a i on, i Carly nie przeboleli jeszcze do końca odejścia żony Johna. Kobieta stała się nieprzyjemną, starą – młodą zrzędą z dzieckiem. Rozstała się z mężem i obwiniała wszystkich dookoła o swoje cierpienie. W głównej mierze Stilesa.
            Z zamyślenia wyciągnął go dopiero dźwięk telefonu opadającego na blat i brzękot pęku kluczy. Spojrzał na ojca pytająco, a ten dopijając herbatę ruszył do wyjścia.
            - Zostań w domu, proszę chłopie, zostań w domu! – krzyknął otwierając drzwi.
            - To z komisariatu? – zapytał w pośpiechu, był gotowy bezpośrednio zerwać się na równe nogi i towarzyszyć Johnowi w tak ważnym przedsięwzięciu. No bo przecież musiało być ważne. Cynk w środku nocy i nagła reakcja świadczyły tylko o tym, iż sprawa była wagi życia lub śmierci.
            - Nic takiego, po prostu siedź na tyłku! – krzyknął i zniknął za drzwiami. Potem chłopak mógł usłyszeć tylko warkot silnika oraz cichy głosik dobiegający ze stołu. Zaraz… Głosik ze stołu?! Pomyślał, że oszalał podchodząc niepewnie do mebla. Marszcząc czoło podniósł komórkę pana Stilinskiego i przyłożył ją do ucha. Nie rozłączył się, a jeden z funkcjonariuszy wciąż mówił pod wpływem emocji.
- … Przywieziono kolejne zwłoki, nikt nie wie co się dzieje, ludzie padają jak muchy, jedziemy do szpitala…
- Jakieś obrażenia? – Stiles przybrał oficjalny ton zamyślając się na chwile. Nie brzmiał jak ojciec, ale nie dbał o to. Chciał po prostu wiedzieć, aby móc zacząć działać. Śmierć niewinnych nie była szczególną nowością, najważniejsze okazały się rany, gdyż prowadziły do tego, jakie monstrum je zostawiło.
- Stiles… - młody mężczyzna przełknął ślinę. Doskonale wiedział, że będą z tego kłopoty. W końcu cały komisariat miał pełną świadomość, iż Stiles równa się kłopoty. Dlatego właśnie rzucił słuchawkę i w uszach chłopaka rozbrzmiał sygnał zakończonego połączenia.
- Niech to szlag! – zaklął na głos wykręcając dobrze znany numer – Dalej, odbierz! – zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Musiał działać szybko, a od tego był przecież specjalistą.
- No wreszcie, wstawaj McCall! – krzyknął na przyjaciela, gdy ten odebrał. – Nie ma czasu… - zaczął mówić. Słowotok. Nie ominął żadnego szczegółu, nie pozwalając Scottowi wydusić choćby słówka. Jak zwykle.
- Jestem na miejscu, mama zadzwoniła, ma nocną zmianę! – wilkołak starał się przekrzyczeć Stilesa co było niezmiernie trudne, o ile wykonalne.
- Teraz mi o tym mówisz?! Kurza twarz, Scott! Wsiadam do Jeepa, będę za dziesięć minut, jesteś sam? – lekko przechylił głowę żeby przycisnąć słuchawkę do ucha i zakluczył dom wychodząc na świeże, letnie powietrze. Mimo późnej pory było duszno, co jakoś nieszczególnie zwróciło jego uwagę. Był zbyt skupiony na wymianie zdać ze Scottem i siłowaniu się z drzwiami wiekowego samochodu.
- Z Allison i Isaackiem, znaleźli pierwsze ciało – odparł czekając na reakcję przyjaciela. Zignorował fakt, że jego była wciąż kręciła się wokół blondyna, a bardzo wytrącało to McCalla z równowagi.
- Dobra, Laura w domu? – odpalił pojazd wyjeżdżając z podjazdu z piskiem opon.
- Śpi jak zabita, nieświadoma – rzucił spoglądając na brunetkę, która cała roztrzęsiona szukała spokoju w ramionach Lahey’a. Nie dziwił się jej. W końcu niedawno wszystko nabrało spokojnego tempa, aby teraz znów wybuchnąć. Tak zwany spokój przed burzą. Burzą krwi, jęków i cierpienia…
- Niech nie wie – powiedział gdy telefon zaczął domagać się podładowania – Nieważne, bateria pada, zaraz do was dołączę, trzymajcie się – naciskając czerwoną słuchawkę, wsunął urządzenie do kieszeni i spojrzał na drogę. Coś błysnęło, coś naskoczyło na maskę. Coś potrącił! Nie coś, a raczej kogoś! Wydostając się z auta spojrzał na okrwawioną sylwetę i wstrzymał oddech….
***
Krzyk rozdarł noc. Pulsował nieludzkim bólem, wypełnił całe pomieszczenie i przetoczył się pod sklepieniem korytarzy willi. Był ogłuszający, piskliwy i zwiastujący coś, co wydarzyć się nie powinno. Tak właśnie brzmiał krzyk stworzenia o nazwie, bądź prędzej tytule, Banshee. To Lydia Martin wrzeszczała wyczuwając kolejne niebezpieczeństwo. Coś się działo, coś musiało się dziać, a ona to czuła.
Rozglądając się nerwowo spostrzegła, iż siedzi we własnym łóżku. Starała się uspokoić oddech i poukładać myśli, w ich natłoku poszukując komórki pod poduszką. Nie znalazła jej, dlatego podnosząc się z posłania poszła w kierunku salonu. Musiała czym prędzej powiadomić o wszystkim Scotta, albo choćby Stilesa, czy Isaaca. W tym wypadku nawet Allison byłaby dobrą opcją, gdyż złe przeczucie Lydii bez przerwy wzrastało w siłę.
Z takiego stanu wyprowadziło ją dopiero światło, które wpadało na korytarz przez niedomknięte drzwi. Nie snując domysłów rudzielec podszedł do pokoju, w którym spała Daphne i przysłuchał się rozmowie telefonicznej kuzynki, co ciekawsze, nastolatka trzymała w dłoni komórkę nikogo innego, jak Lydii.
- Miałeś rację – uznała panna Walsh cierpkim tonem, który dla dziewczyny był zupełnie obcy – mhm… dobrze… jasne – powtarzała co jakiś czas – zacznę od jutra, dobrej nocy – i gdy zakończyła spostrzegła Lydię w drzwiach. Ta natomiast była bardzo zaskoczona, iż Daphne nie słyszała jej krzyku.
- Z kim rozmawiałaś? Przez mój telefon? – podeszła do kuzynki wystawiając dłoń w stronę urządzenia. Dziewczyna zdążyła w tym czasie usunąć historię połączeń.
- Z nikim. – ucięła pospiesznie podając rudej jej własność.
- Przecież z kimś rozmawiałaś, dlaczego nie śpisz? – miała podejrzliwy ton. W końcu to przeczucie, plus dziwna wymiana zdań między Daphne, a… No właśnie...
- Jest pełnia, nie mogłam zasnąć więc zadzwoniłam do taty – posłała Martin niewinny uśmieszek – a ty?
- Musiałam się napić – wzruszyła ramionami przeglądając Iphone’a. W końcu było ją na niego stać.
- Jasne, muszę coś załatwić, postaraj się zasnąć – wychodząc znów poczuła nieprzyjemne mrowienie. Musiała być ostrożniejsza, Daphne coś wiedziała, a Lydia głupia nie była.
***
            Przez mrok przedzierała się postać, która na pierwszy rzut oka nie wyglądała szczególnie. Zwyczajna siedemnastolatka w nocnej koszuli, o bosych stopach, z burzą ciemnych loków opadających kaskadą za pas, co jakiś czas podpierająca się o ściany budynków. Przypadkowi  przechodnie stwierdzali, że była po prostu pijana, bądź naćpana, a dopiero później, widząc jej oczy… Oczy. Laura nie miała oczu w tamtym momencie. Zalały się czystą pustką, a krok dziewczyny stał się mniej równy, jakby bała się stawiać kolejne, więc opadała na uniesione nogi delikatnie się przy tym garbiąc.
            To nie była ona. Może miała ciało panny Mulligan, ale Laura to nie była. Laura nie wprowadzała zamętu, Laura nie zabijała…
            Grupka młodych ludzi dreptała pewnie po pustej jezdni. Mogło być ich pięciu, nie więcej. Każdy trzymał w dłoni butelkę wódki, bądź skręta. Śmiali się, bawili, nie mając pojęcia co wydarzy się wkrótce. Bowiem na ich drodze stanęła szatynka wywołując napad gromkiego śmiechu. Wyglądała żałośnie w porównaniu do tamtych dziewczyn ubranych w markowe ciuchy i wymalowanych zlekka tandetnie. Ona nie miała na sobie ni odrobinki makijażu, przecież była gotowa do snu, przecież śniła.
            - Co to w ogóle jest – prychnął jakiś blondasek wskazując na nią – chyba za bardzo się zjarałem, też to widzicie?! – był rozbawiony, podobnie jak koledzy i to on rozzłościł demona. Bo tylko na takie miano Laura wtedy zasłużyła. Słusznie…
            Prostując się podeszła do niego, a zdezorientowana reszta momentalnie odskoczyła. Dziewczyna przesunęła paznokciami pomalowanymi na granatowo po jego karku zostawiając w tym miejscu wypalone ślady. Chłopak tylko syknął. Nic więcej nie mógł zrobić, odebrano mu rozum. Demon wprowadził go w obłęd każąc spojrzeć w czarne oczodoły. Błysnęły czerwienią, a blondyn krzyknął. Jego przyjaciele nagle się zmyli, gdy Laura uśmiechnęła się szyderczo.
            Delikatnie i dokładnie wbiła paznokcie w jego szyję, znów paraliżując młodzieńca. Rozkoszowała się każdą drobinką bólu, a wiedziała, że go odczuwał. Z zaskakującą łatwością przyszło jej przedostanie się przez wytatuowaną skórę prosto do żyły, którą chwyciła między palce. Drżał ze strachu, był przerażony. Monstrum zaczęło bowiem gładzić naczynie krwionośne opuszkami, czekając na odpowiedni moment. Raz po raz przejeżdżała paznokciem po oderwanej skórze napawając się dumą z własnego dzieła. Nie interesowało ją to, że chłopak zemdlał ze strachu, po prostu przerwała żyłę i zabrała dłoń przykładając do rany rozgrzane wargi. Ciężko dyszała. wystawiła język muskając nim czerwoną osokę. To krew pobudzała jej komórki do życia i to naczynka Laury stawały się dokładniej zarysowane. Na rękach. Tam, od nadgarstka, aż do łokcia widać było jakby zeschłe żyły dziewczyny. Karmiła się tym blondynem. Wyssała go prawie do zera, czując dziwne mrowienie między łopatkami, u dołu pleców, a nawet na dziąsłach. To podniecało jej ciało. Zrobiła, zabiła go zostawiając zwłoki na pastwę losu. Później uciekła za ceglane kamienice. Widząc tylko dwa, oślepiające światła. Upadła.
***
            Czerń zaczęła wreszcie nabierać kolorów, a raczej jednego, czerwonego koloru. Laura krzyczała, zaczęła nawet biec w kierunku przeciwnym do zakapturzonej postaci, która nie przestawała wypowiadać łacińskich słów. Chciała się wydostać z własnej głowy, chciała się obudzić i mieć to za sobą, chciała być bezpieczna, aż wreszcie wszystko zgasło i zamilkło. Dziewczyna uderzyła o podłożę, a przed jej oczyma pojawiły się przebłyski samochodowych lamp. Tak nagle zapomniała. Cały sen… On umknął.
 Była zdezorientowana, zaskoczona… Kto by nie był. Jakimś cudownym cudem znalazła się w środku miasta umazana czymś ciepłym i lepkim. Znała tę maź. Wiedziała, że coś się stało, ale nie mogła wydusić ni słowa, zupełnie jak kierowca auta, o którego maskę łupnęła. Mierzyła rozkojarzonym, nieobecnym wzrokiem Stilesa próbując sobie przypomnieć czym jest tlen i że musi oddychać. O słowach nawet nie myślała, jeszcze czego!
- O mój Boże – ciszę przerwał jego szept, bo tylko tyle wydusił zbierając przyjaciółkę z ziemi – co się stało? Co tu robisz?
- Stiles… - wyjąkała – Sti… - pociągnęła nosem. Łzy mimowolnie spłynęły po jej polikach, a chłopak odruchowo wziął Laurę w ramiona – ja nie wiem, nie mam pojęcia – łkała wtulając głowę w zagłębienie w jego ramieniu. Żadne z nich nie zważało na krew, którą była wyświechtana. Najważniejsze było to, iż przeżyła nie tyle upadek co konfrontację z mordercą, bo podobnie myślał nastolatek. Nie podejrzewał jej. Nie miał ku temu podstaw. Nie zauważył również, że wisiorek, który spoczywał na szyi dziewczyny, od brzegu delikatnie się zabarwił, a żyły na jej dłoniach stały się wyraźniejsze. Nie mógł również widzieć jak oczy panny Mulligan znów przybierają kolor czarny…
- Już dobrze – pogłaskał ją po włosach – wszystko będzie dobrze, nie puszczę cię – szepnął, bo nie zamierzał puszczać. Pod wpływem jego słów Laura momentalnie stała się Laurą. A może wpływ miał na to nie tyle Stiles, co księżyc zachodzący za chmurami? Nikt o nic nie pytał, nikt nie dociekał… No może nikt prócz Johna, który pojawił się chwilę potem w wozie policyjnym, ale nie krzyczał. Zabrał ich po prostu do szpitala, całą drogę milcząc.
***
W pomieszczeniu panował półmrok. Jedynie promyki pełnego księżyca przecinały całkowitą ciemność wpadając do salonu połączonego z kuchnią. Okalały drewniane meble, stół, kafelki oraz panele owijając nutką tajemnicy najzwyczajniejszy w świecie pokój.
Grę barw, przytłumionego machoniu z księżycowym srebrem, przerwał wreszcie jeden dotyk włącznika światła. Te same dłonie, które jakąś godzinę wcześniej wparowały do domu, lecz tym razem nie puste i nie czyste, a umazane, czymś czerwonym, krwią.
Stiles od momentu znalezienia Laury nie wypuścił jej z objęć, a ona nie protestowała. Chciała czuć czyjąś obecność, wierzyć że jest bezpieczna, choć nie miała pojęcia co się wydarzyło. On też nie wiedział  i tak wytłumaczyli się Johnowi. Chłopak zapewnił ojca, że razem z pozostałymi poradzą sobie, gdyż znów w grę wchodzi świat anaturalny.
Laurę zbadała Melissa, czy aby na pewno nic sobie nie zrobiła. Ku zdziwieniu całego towarzystwa nie miała choćby zadrapania, czy siniaka po spotkaniu z maską Jeepa. Gdy wreszcie puścili ich do domu, szeryf wrócił na posterunek i mimo namowy syna nie przerywał śledztwa, pani McCall została w pracy i uspakajała personel, a Stiles zabrał przyjaciółkę do siebie. Rzecz jasna za nimi pognali Scott z roztrzęsioną Lydią, gotowa już do walki Allison i wytrącony z równowagi Isaac.
- Zaraz przyjdę – mruknął Stilinski parząc na pozostałych znacząco. Potem udał się na górę, prowadząc półprzytomną Mulligan.
- Zaparzę herbaty – szepnęła łowczyni, widząc że wszyscy skinęli twierdząco głowami.
Udało jej się okiełznać nerwy. Przez cały ten czas drżała, jednak w owym momencie powodowały to bardziej emocje, aniżeli strach. Dlatego na nogach niczym z waty doczłapała do kuchni i obmyła twarz zimną wodą. Zastanawiała się czy nie zawiadomić taty. Chris na sto procent wiedziałby co dalej. To głupi pomysł! – skarciła się w duchu wyciągając z szafki nad zlewem pięć szklanek, podczas gdy czajnik elektryczny wypełniła wodą. Laura bowiem nie była przewidziana w ich naradach. Tak sądziła Allie, bo przecież nawet nie znała tej dziewczyny. Nigdy o niej nie słyszała, a pytać nie wypadało.
Napierając na blat wzięła trzy głębokie oddechy. Starała się wyrzucić z głowy wszelkie zmartwienia, co było niezmiernie trudne. Nikt nie dał żadnemu z nich zobaczyć ciała. Choćby jednego, co okropnie utrudniało dojście do jakichkolwiek wniosków.
- Hej, wszystko gra? – zamyślenie przerwał jej zmartwiony głos Scotta. Dawno nie rozmawiali, więc jego pytanie mogła zaliczyć do długiej listy niewyjaśnionych zdarzeń ostatniej nocy.
- Jasne, a u ciebie? – przylepiła n twarzy wymuszony uśmieszek obracając się do swojego ex. Chłopak stał kilka milimetrów od brunetki, co jej wydało się dość niezręczne.
- Nie, Allie, pytam o dziś, czy wszystko aby na pewno w porządku? – wciąż mówił cicho i delikatnie.
- Tak – odparła zbyt szybko, a nastolatek mimowolnie zachichotał.
- Damy sobie radę – wyciągnął rękę w jej stronę, a Allison poczuła jak serce jej przyspiesza. Co on chciał zrobić?! Objąć ją? Pocałować? Lecz Scott sięgnął tylko po czajnik i zalał zioła wrzątkiem. Dziewczyna skarciła się w duchu za takie przypuszczenia wobec niego. Przecież nie byli już razem. Ma nową – pomyślała. Czy naprawdę mógłby posunąć się do spotykania z Laurą? Jednak łowczyni nie znała ich relacji i nie wiedziała na jak stabilnym gruncie stoi.
- … Um, nie musisz się mnie bać… - dopiero wtedy zorientowała się, że odpłynęła w brązie jego oczu gdy coś mówił.
Bać? – zastanowiła się. Dlaczego mógł tak pomyśleć?! – znów ignorowała paplaninę McCalla. No tak! Jej tętno przyspieszyło, a jako wilkołak mógł to wyczuć. Co za wstyd. Poczuła jak zalewa się rumieńcem, dlatego obróciła się w stronę herbat i podała mu dwie, aby zaniósł je do salonu. Sama zabrała w dłonie trzy i go wyminęła. Nastolatek spojrzał na odchodzącą sylwetkę Argent zaskoczony. Odeszła wpół zdania?

- Kobiety – westchnął pod nosem i wzruszył tylko ramionami idąc za nią…
**
No i co ludzie, huh? Znów przyszłam taki kawał czasu spóźniona. Co się działo?
Nie chcę opowiadać o moim życiu. Tym, że mama bezlitośnie pozbawiła mnie komputera, później wyjechałam nad morze, obiecali wifi - wifi nie było i w ostateczności zrobiłam jedno, wielkie nic. Może niezupełnie. Dlaczego? Kochani, napisałam ciąg dalszy do rozdziału szóstego, mam wreszcie wakacje, może uda mi się nadrobić, co nadrobić powinnam i myślę, że już za tydzień pojawi się czwóreczka! Jeżu, przepraszam jeszcze raz za moje zniknięcia, ale czuje tyyyle weny na to opowiadanie, że ciągle siedzę i piszę.
Także zabieram się za nadrabianie, więc spodziewajcie się mnie u siebie jutro. 
Wreszcie mam na cokolwiek czas!
Udanych wakacji, do miłego i teraz to wy decydujecie, kiedy pojawi się rozdział.
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania!
xx
[Szykuję też niespodziankę. Myślę, że się spodoba, bo dowiecie się troszkę więcej o bohaterach]
@YourLittleBoo1

17 komentarzy:

  1. Jasna cholera, kuźwa mać, i co ja mam teraz z Tobą zrobić? Nie wiem czy mam się zachwycać, czy też dać Ci opierdziel!
    Jak tylko przeczytałam o tym, że Ali tuli się do Isaaca, to aż mną zaczęło telepać, bo ja po prostu nie potrafię tego znieść. Nienawidzę Alison w serialu ani w tym opowiadaniu, za to Isaaca uwielbiam i nie podoba mi się coś takiego. Ech, odezwała się we mnie psychiczna Aga, przepraszam.
    A teraz masz się przyznać: Zrobiłaś to specjalnie czy nieświadomie? Specjalnie ich ze sobą tak ten tego, żeby mnie zdenerwować?!?!?!?!
    Nie no, ogarnij Aga, przecież to tylko przytulas... Tak... tylko PRZYTULAS. No nieważne, przejdę dalej.

    Byłam w szoku czytając o tym, co dzieje się z Laurą. Ona jest opętana? Demon? Halucynacje? Zabiła blondyna?! Stiles ją potrącił, a ona wyszła z tego bez szwanku?! Co z tą Laurą się dzieje? Dlaczego akurat ona?! ;-;
    Naprawdę zaczynam się o nią martwić, bo widać, że tutaj jest coś na rzeczy i wyczuwam, że będzie takich sytuacji o wiele wiele więcej, i nie za bardzo mi się to podoba.

    Podobał mi się fragment, gdzie Scott i Alison są sam na sam. To słodkie, że Ali czuje się tak w jego obecności. Chciałabym, żeby do siebie wrócili, chociaż za nią nie przepadam, ale tutaj, w tym opowiadaniu, moje zdanie o niej może się zmienić.
    Szkoda mi biednego Isaaca, który jakiś taki alone jest. No trudno, pieskie życie.
    Ciekawi mnie też Daphne. Do kogo dzwoniła? Z kim tak rozmawiała? Dlaczego okłamała Lydię w żywe oczy? Oczywiście nasz kochany rudzielec jest na to za mądry, więc mam nadzieję, że szybko wyda się, co ta Daphne ukrywa.

    No, jak widzisz, mam miliony pytań i chciałabym otrzymać odpowiedzi, więc... dodawaj rozdziały! I to już! Bardzo się wciągnęłam czytając ten rozdział, bo napisałaś go genialnie. Nadal zazdroszczę umiejętności opisywania i w ogóle. Początek był taki mroczny, tajemniczy. Podobało mi się, i to bardzo. ;-)

    To chyba na tyle. Myślałam, że komentarz będzie dłuższy, ale no trudno... Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ołkej. Przeczytałam wszystko i nie mogę doczekać się ciągu dalszego!!! Jest epicko! <3 Po pierwsze - jest krwawo. czyli jak lubię. Naprawdę, jestem do reszty zachwycona momentem, w którym Laura zabija tego gościa! No może nie Laura, bo DEMONKTÓRYMASIĘKURDEŁKĘODNIEJODWALIĆBOJAKNIETOOSOBIŚCIEPRZEPROWADZĘEGZORCYZM :) Wiem, jest akszyn, jest pięknie, ale mam taką przypadłość drżenia o życie postaci, które lubię. Taką Allison na przykład nawet bym się nie przejęła, ale Mulligan to coś innego.
    Jest Stiles - a jego kocham, o czym doskonale wiesz :D Jest Laura. W takim a nie innym stanie, ale ugh! Lubię ją tak czy inaczej, a chyba nawet bardziej kiedy znęca się nad niewinnymi ludźmi… John! Mój kochany John <3 Niczego więcej do szczęścia mi nie trzeba jeśli jest John. ARABECZKA! Kocham gościa tak bardzooooo! Błagam o więcej scen z nim! Lyds. Jakaś taka nie ten tego mi się wydaje, ale to tam nieważne. I Daphne. Nie lubię zdziry, niech umrze. I Allison. Niech ta sucza odwali się od: araba, bo przecież on i tak jest gejem; Ajzaka też niech zostawi w spokoju. Co by tu jeszcze…
    Jest epicko! Czekam na Carmen, Briana i nawet Matta XD Życzę weny od cholery ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. No to się dzieje i to sporo, aż jestem pod wrażeniem. Opis sytuacji na początku, i tych wisiorów tak pięknie mi się komponował, a później ten opis jak Laura zabija tego chłopaka - rany! Dobry rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem o ci napisać więc napiszę krótko i konkretnie: cudny rozdział, wspaniałe opisy , te tajemnice, ,CUDOWNY ROZDZIAŁ <3 nuda100
    PS Przepraszam że się powtórzyłam ale musiałam

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow rozdział naprawdę cudowny i zaskakujący! Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Czytając to miałam wrażenie jakbym otworzyła książkę przed chwilą kupioną w księgarni, która stała się wielkim hitem i tak podekscytowana siadam, zaczynam czytać i nie potrafię się zatrzymać przed końcem, nie mogę się oderwać. Jest mroczno, tajemniczo i romantycznie, więc okropnie mi się podoba!!! <3 Masz gigantyczny talent. Podkreślę to jeszcze raz, że to jest napisane jakby to pisał jakiś zawodowiec, który ma już dużo książek w księgarni! Jesteś niesamowita i bardzo zazdroszczę ci talentu. Też bym tak chciała! Ale nie można mieć czego się chcę :( Bardzo długo czekałam na ten rozdział i codziennie zaglądałam na bloga, żeby sprawdzić czy już jest. Mam nadzieję, że na 4 rozdział nie będę musiała czekać, aż tak długo. Życzę ci weny, bo nie chcę przestać tego czytać!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW genialny rozdział. Kocham twój styl pisania. Naprawdę zazdroszczę talentu. Masz bardzo rzadką umiejętność sprawiania, że opisy NIE są nudne. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać na nowy. Bo pozostawiasz sytuacje w napięciu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział kochanie, będę czekać! ~Wera

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany, o rany. Się porobiło. Przepraszam za zwłokę, ale miałam problemy z internetem i sama dopiero dzisiaj dodałam rozdział. Ale już wszystko nadrobiłam i nie wiem jakim cudem dotrwam do dodania rozdziału czwartego! Stilesa oczywiście kocham, bo innego wyjścia nie ma. Najbardziej w tym wszystkim podobają mi się te wstawki od Laury, w sensie te krótkie kawałki tekstu, które są przeważnie na początku - jak w tym rozdziale. Podziwiam twój styl pisania i aż zazdroszczę talentu, poważnie. Czytałam ten rozdział dwa razy, żeby wszystko dokładnie sobie przyswoić, ale dalej nie rozumiem tej sytuacji z Laurą. Ktoś nią kieruje? Może pominęłam jakiś istotny szczegół? Sama nie wiem, po prostu ta sytuacja jest dla mnie dziwna, ale też cholernie interesująca. Ciekawi mnie też ta cała Daphne, dobrze zapamiętałam? Tak, chyba tak. Mam nadzieję, że Lydia wybada co nieco w tym temacie - bo z racji, że kocham Lydię, to chciałabym, żeby było jej tu troszkę więcej, ale to nie moja sprawa, ja nie narzekam, haha.
    Twój John Stilinski to nasz cały szeryf, nie da się ukryć. W ogóle cudownie kreujesz bohaterów, ale to chyba już kiedyś pisałam, więc nie ważne. Po prostu tutaj fragment z ojcem Stilesa był bardzo autentyczny. :D
    Oczywiście poza nadnaturalnymi sprawami mamy też coś całkowicie naturalnego - sprawę McCalla i Allie. Ona naprawdę jest zazdrosna o Laurę? W zasadzie.. chociaż nie, chyba nie ma ku temu powodu, ja bynajmniej go nie widzę. Nie do końca wiem co teraz jest między Scottem i Allie, ale paring Scott&Laura zostawiam w spokoju, bo według mnie ona i Stiles to już pewniak. :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. <3

    A tak poza tym wszystkim - Teen Wolf nareszcie wrócił, askfaknaf. Na pewno tęskniłaś za Stilinskim tak bardzo jak ja, cudowny jest. <3 Tylko denerwuje mnie trochę to, że robią z Malii taką jego damską wersję, nie sądzisz? Też ma takie odzywki, poza tym ten moment z flamastrami na lekcji historii, jak w pierwszym sezonie ze Stilesem. Boże, nie wiem, dla mnie Stydia all the way, ale się na to nie zanosi. :c

    + Zapraszam do mnie na kolejny rozdział: http://banshee-fanfiction.blogspot.com/ :)

    L.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział cudowny! Nie wiem co mam jeszcze napisać... bo wszystko zostało powiedziane w poprzednich komentarzach. :)
    Styl w jakim piszesz, nie pozwala przejść obojętnie koło bloga, aż chce się czytać.
    Czekam na nn.
    Zapraszam też do mnie http://po-prostu-tylko-ja.blogspot.com/
    Życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  10. No więc, ja również się odważę coś skomentować. Jeśli wiesz, jestem w tym kiepska. To tak. Rozdział świetny, jak zresztą rozdziałów. Przeczytałam wszystko, zauroczyłaś mnie tym opowiadaniem i cąłym blogiem. Masz talent do pisania, co oczywiście powinnaś rozwijać, moim zdaniem. Od dzisiaj jestem twoją wierną fanką, która będzie komentować i obserwowac od dziś, mniej więcej. ^^ Dziękuje za komentarz z opinią na moich blogach, co oczywiście uradowało mnie strasznie. Życzę Ci weny i ciepłej pogody. Twoja wierna fanka, Soul :* Dawniej Elose :*

    OdpowiedzUsuń
  11. O, HEJKA! :D Może komentarz trochę spóźniony, ale sama wyjechałam i zostałam zupełnie odcięta od świata. Na szczęście wreszcie mogę ponadrabiać! A jest co. Świetny rozdział, to tak na początek. Ale powiem Ci, że obejrzałam sobie Teen Wolf i jestem normalnie zadowolona, bardzo! :D Przynajmniej więcej wiem o Twoim opowiadaniu i mniej więcej ogólnie, jak to powinno wyglądać. :D
    Laura. Zagadkowa postać. Co jej się dzieje? Czy to demon? Czy po prostu lunatykuje? Coś mi się nie wydaje. Jest krew i ojejej. Czy mówiłam już, że uwielbiam Twojego bloga? Teraz kocham go jeszcze bardziej, haha. :D Kurde, jestem ciekawa co się stało biednej Laurze. Robi się coraz ciekawiej! Stiles jak zawsze kochany! Uwielbiam go. :D I teraz tak patrzę na komentarze, to widzę, że nie tylko ja nie lubię Allison. :p No, ale co tam. Jak dobrze, że już niedługo rozdział czwarty. :D Nie mogę się doczekać. A Ty pisz dalej, skoro masz taką wenę. Obyś pisała jak najdłużej. <3
    Pozdrawiam, życzę weny (którą i tak masz, ale co tam!), pomysłów, ciepełka, słoneczka, super wakacji i wszystkiego innego. <3

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. O Jezusie :D Świetny rozdział :D
    Kiedy następny?
    Nie powiem początkowo nie byłam pozytywnie nastawiona do tego typu bloga, ale czytam i czytam i przestać nie mogę xD
    Kiedy nowy rozdział i czym jest Laura?
    Zdrówka i Weny
    Kinga :*

    OdpowiedzUsuń
  13. cześć , cześć, cześć !
    Muszę przyznać, że świetnie piszesz ! Osobiście nie oglądam Teen Wolfa ale bardzo dobrze orientuję się w całej akcji. Zaciekawiłaś mnie ! Strasznie zastanawia mnie postać Laury, i polubiłam Stilesa :) Kto wie, może w wolnym czasie rozpocznę oglądać ten serial. Masz bardzo bogate słownictwo, wszystko ma sens i jest bardzo przejrzyste. Ogólnie wizerunek genialny ! Podoba mi się też to że wszystko bardzo dokładnie opisujesz, szczególnie przydatne to dla takich ludzi jak ja, którzy nie mają pojęcia o co w tym chodzi ! :D Będę obserwować bloga i czekać na kolejne rozdziały. Oby jak najszybciej się pojawiały. Dzięki wielkie za opinię i komentarz u mnie wiele to dla mnie znaczy. Udanych wakacji i mnóstwa weny ! Pozdrawiam !

    Zuzka !
    xxx

    realitybeingadream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojejku, dziękuję za tę dedykację piątego rozdziału! Nawet nie wiesz jak bardzo, czuję się naprawdę zaszczycona :* To jest kochane, dziękuję :*
    Muszę się zabrać za czytanie i nadrobić wszystkie opublikowane rozdziały!
    Aż czekałam na duet Stiles-ojciec. Uwielbiam ich razem! I jeszcze jak Stiles rąbnął głową w szafkę, to padłam! Po prostu sobie to wyobraziłam :D
    Nowe morderstwa w Beacon Hills... No cóż, rzeczywiście to nic nowego, ale kolejna sprawa do rozwiązania. Oczywiście przez Scotta, Stilesa i spółkę. Wiedziałam, że Stilinski będzie chciał pójść za ojcem i potem pojedzie jeepem (swoją drogą - uwielbiam też ten samochód :D) No i krzyk Lydii. Ta Daphne jest strasznie podejrzana i jednocześnie strasznie mnie ciekawi o co z nią chodzi i dlaczego nie słyszała wrzasku banshee. Czuję, że będzie to coś mocnego!
    Pisałam, że podoba mi się imię Laura? Jak nie, to teraz to piszę. nawet nazwałabym swoje dziecko tym imieniem, tak bardzo mi się podoba XD No ale... to ona jest tą morderczynią? to znaczy demon, który jest w niej? No tak, ostatnio w rozdziale pisałaś, że jej oczy stały się czarne i głupia nie ogarnęłam, że to może być ona...
    I cieszę się tą sceną Allison i Scotta. Zawsze ich lubiłam i chciałabym aby wrócili do siebie. w serialu nie mogę na to niestety liczyć, więc może u Ciebie mogę? :)
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Robi się coraz ciekawiej. Laura jako coś na kształt kanimy - nie wie, co robi. Podejrzana kuzynka Lydii...
    A ten mały momencik z Laurą i Stilesem - miód na moje oczy *_*.
    dobra, jest pierwsza, dokończę jutro.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i wiem, że zadedykowałaś mi rozdział. Swoją drogą djinwefuiohneruifhnreyiqfr *_____________*

    OdpowiedzUsuń
  16. Już na samym początku tego rozdziału rozbudziłaś moją ciekawość do granic możliwości! Zaczęło się od snu, a może raczej od faktu w jaki sposób coś - zakładam że jakiś niedobry demon opętał Laurę. Bardzo ciekawi mnie o co chodzi z tymi dwoma wisiorkami barwiącymi się na czerwono i dlaczego akurat Laura! Stiles zaczyna mi się podobać, w sensie jego zachowanie. Zawsze jest w pogotowiu i zrobi dla przyjaciół wszystko, choćby to było niebezpieczne. Z początku nie wiedziałam co się dzieje, ale z dalszym biegiem rozdziału wszystko powoli zaczęło się rozjaśniać ;) To bardzo intrygujące do kogo dzwoniła Daphne i dlaczego nie użyła własnego telefonu a z dodatku skłamała. Jej postać jest wyjątkowo tajemnicza, coś czuję, że ma brudny sekret. A może wszyscy mają tu tajemnice? Co do sytuacji rozumiem tyle, że owy demon w ciele Laury zabił tamtego blondasa - a ona nawet go nie pamięta! Genialnie wymyślone i opisane. Masz talent dziewczyno ;) Właściwie dobrze, że Stiles potrącił Laurę. Co by było gdyby się nie znalazła? Jakim cudem nic jej się nie stało? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi ;) Super. Ah te piękne opisy. Lecę czytać następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Czyli Laura jest w sensie jakimś potworem, który, aby żyć musi karmić się krwią ofiar…? Oki doki ;D Mi pasuje. No może oprócz tego potwornego gościa co gawędzi po łacinie. Ten to przyprawia mnie o najprawdziwsze w świecie ciarki. W sumie nadal nie do końca kumam co takiego się wydarzyło. Co było rzeczywistością, co snem, co majakami, które miały odbicie w rzeczywistości? Jednego jestem niemal pewna. Ten chłopak co umarł – umarł na pewno. W Beacon Hills nie ma tak, że śmierć jest udawana ;-; Można później powstać z martwych, ale jak się umiera to umiera. Cóż…
    No i Allison i Scott mnie dobijają. A zwłaszcza Allison. Co to, kurde, była za akcja w ostatniej scenie? Nie ogarniam takich co niby się kochają, ale z różnych dziwnych przyczyn nie mogą być ze sobą...Eh, mam nadzieję, że ich jeszcze sparujesz, bo dostanę kręćka -,-
    Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać.
    Miałam cię pochwalić, ale nie potrafię znaleźć słów na to jak cudnie piszesz. Po prostu przyciągasz czytelnika niczym magnes. Chciałabym kiedyś na półce mieć twoją książkę ^^ Mam nadzieję, że nad tym pomyślisz ;)
    Buziaki, Inna :3
    [http://exiled-welcome-to-real-world.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń

Jeśli posiadasz opinię, śmiało, wyraź ją. Chętnie poczytam, co sądzisz o mojej twórczości i kto wie... Może porwiesz mnie także swoją?