sobota, 3 maja 2014

Rozdział I "Kto nie ryzykuje, nie pije toastu."

Rozdział jest dedykowany Lydii, bo tak ;)
"Życie jest czymś na kształt kolejki górskiej. Długa, zawiła trasa, usnuta zakrętami, wzniesieniami, spadkami. Wagonik – czas – pędzi niebezpiecznie, a ty nie potrafisz stwierdzić, kiedy znajdziesz się na dole, a kiedy wzbijesz ponad chmury. Nie wybierasz, czy ma się zatrzymać, czy gnać dalej, niczego nie planujesz, niczego nie równoważysz. Nawet jeśli wcześniej zbadasz ów atrakcję, choćby wzrokiem, bądź na podstawie cudzych opinii – nie jesteś w stanie zaplanować niczego. Zawsze coś cię zaskoczy.
Pytanie brzmi, czy wsiądziesz? Ryzyk – fizyk, kto nie ryzykuje, nie pije toastu, czy jakoś tak. Ponieważ gdy wybierasz wagonik, widzisz kręty tor, nie możesz stwierdzić, że nie wypadniesz, chwila nieuwagi, „bach!”. Leżysz na samym dole i konasz. Do czego zmierzam? Ważne jest, aby umieć odbić się od dna. Powstać niczym feniks z popiołów i ruszyć naprzeciw światu. Nie jesteśmy idealni, możemy udawać, grać, lecz wciąż będziemy tylko i wyłącznie ludźmi. Kruchymi, papierowymi marionetkami szarganymi poprzez gorące płomienie. Kto trzyma zapałki? Najsilniejszy. Ten który przetrwał. A aby przetrwać, potrzebujemy innych, żartobliwie można nazwać to stadem. Jesteśmy od siebie zależni
Ironicznie, nie sądzisz? Ale taka prawda. Ja się o tym przekonałam. Wypełniłam sumiennie każdy z powyższych punktów. Wsiadłam, odjechałam, upadłam, powstałam. A to wszystko w zaledwie rok i jakąś namiastkę następnego.
 Aktualnie czeka mnie rozdrapywanie ran. Zmieniam siebie – swoją egzystencję, która tak na marginesie jest z lekka do kitu. Kończę płacz. Zapominam. Muszę. Nie, ja już nie łkam. Nie mogę. To mnie wyżera. Po co tracić czas na to, co było, skoro przed nosem znajduje się to, co będzie? Koniec końców psycholka zmienia położenie. Kierunek Beacon Hills. Brytyjka znów podbija Californię!"
Pojedyncze promyki słońca wpadały do niewielkiego, przytulnego pomieszczenia przez szparki w bladozielonej żaluzji. Dopełniała się ona bowiem z obiciami krzeseł, a znajdowały się tam tylko dwa, więc najprawdopodobniej dlatego zdobycie identycznych materiałów nie stanowiło żadnego problemu. Albo po prostu tak maleńką liczbę mebli odłączono od kolekcji specjalnie na zamówienie? A może ktoś zwinął te krzesła z któregokolwiek, innego pokoju, tylko po to, aby zgrać je z odcieniem odbijającym się od okien? Nie wiadomo i chyba nikt, nigdy się nie dowie, podobnie jak nikt nie pozna historii szafek, dokładnie trzech, ustawionych na baczność po lewej stronie. Nikt nie pozna historii przestarzałego komputera, choć nie byłoby błędem nazwanie rzeczonego gratu komputerzyskiem, bo jego pracę na bank słyszała przynajmniej połowa korytarza. Meble nie były ważne. W sumie… Nic nie było ważniejsze od rozmów prowadzonych z właścicielką składziku. To właśnie ta, krótkowłosa pani zajmowała jedno z siedzeń i notowała coś natarczywie, namiętnie wręcz w zeszycie. Jednak jeśli nie robiła tego, w zamian mierzyła przenikliwym spojrzenie, swoją rozmówczynię. Kim była? Trafniejsze pytanie – kim obie były? Starsza, przystrzyżona „na chłopca”, nazywała się Jessica Randers. Specjalizowała się w dziedzinie polonistyki, lecz jako drogę życiową obrała pomoc ludziom. Szczęśliwa kociara, mniej szczęśliwa córka – dobrnąwszy do końca można powiedzieć, iż była po prostu psychologiem w centralnym szpitalu w Bradford.
Natomiast druga… Ta również mogła pochwalić się sporą sumką ocalonych żyć. Podobnie - na co dzień pracowała w klinice medycznej, jednak jako lekarz. Po godzinach wychowywała syna, często też jego najlepszego przyjaciela, coś tam upichciła, rzadko obejrzała jakiś program w telewizji – Melissa McCall była po prostu pracującą, samotną matką, której porządek dzienny zrujnował mały wypadek. Oczywiście zależy jak kto interpretuje słowo „mały”. No bo hej, wyobraźmy sobie scenę, w której stoisz po środku kuchni, dostajesz dziwaczny telefon z informacją, iż twoja, najlepsza przyjaciółka z lat studiów nie żyje. Kolorowo? Cóż, dla niej ten dzień okazał się jednym z najgorszych w życiu. Nie potrafiła złapać oddechu, dobrać słów. Bez Tracey nie było Melissy, bez Melissy nie było Tracey. Los sprawił, iż nie mogły widywać się często, lecz ograniczenie spotkań z dwóch miesięcy wakacji, do jednego dnia podczas Wszystkich Świętych?
Właśnie to zdarzenie spowodowało, że kobieta zmarniała, zbledła, ciemnobrązowe loki płowiały z każdym dniem, a błysk w oczach nie był widywany często w przeciwieństwie do sińców pod nimi. Ale mimo wszystko nie poddawała się. Melissa była właśnie tą, która powinna trzymać głowę na karku, nie załamywać się, bo przecież musiała stać jako podpora dla Scotta –swojej pociechy, lecz już nie tylko. Bowiem zaprzysięgła, gdy przyzwyczaiła się do niekomfortowego stanu rzeczy, iż nie spocznie póki nie zapewni jedynej córce zmarłej odpowiedniej opieki. Dokładnie tak! Ta drobna, wyglądająca niepozornie osóbka posiadała przeogromną siłę charakteru i samozaparcie – co gwarantowało wygraną na starcie. Koniec końców nie każdy, pracujący człowiek porzuciłby wszystko bezpośrednio, aby  przegnać połowę świata, mianowicie z Californijskiego miasteczka Beacon Hills, do Angielskiego Bradford, specjalnie dla siedemnastoletniej sieroty. I chyba ów fakt przekonał sędzię, aby przydzielić prawa rodzicielskie nie odległej ciotce od strony stryjka babci dziewczyny, tylko jej - osobie, która o Laurę upomniała się sama.
Co więc robiła w tamtym gabinecie? Otóż, po załatwieniu setek formalności, podpisaniu jeszcze raz tylu dokumentów wreszcie mogła odbyć finałową rozmowę z psychologiem panny Mulligan.
- Czy to wszystko? – Melissa uśmiechnęła się wyczekująco. Miała bowiem ochotę na szybką, bezproblemową podróż i błogi sen.
- Cóż, chciałabym zaczepić o jeszcze jedną sprawę, myślę tu o zdrowiu umysłowym dziewczynki – założyła nogę na nogę i zaczęła szperać w jednej z szuflad.
- Z całym szacunkiem pani Randers, ale znam Laurę od kołyski i nie zauważyłam nic niepokojącego. Kobieta nie odparła nic. Położyła tylko przed rozmówczynią kilka kartek i zachęciła gestem ręki do zbadania tekstu.
- Teraz jest już w porządku pani McKoll…
- McCall – poprawiła i unosząc jedną brew ujęła wyrywki w dłoń.      
- Nieważne – warknęła oburzona Jesicca wywracając oczyma. Nie lubiła gdy ktoś ją poprawiał – chodzi mi to, że gdy sanitariusze wtargnęli do mieszkania było zakluczone. Znaleźli Laurę w kuchni z matką. Nie jest tajemnicą, iż Tracey Mulligan dostała zawału robiąc kolację, dziewczyna chcąc złapać upadającą sylwetkę raniła się delikatnie nożem trzymanym przez matkę.
- A więc co w tym niepokojącego? – odchrząknęła brunetka, nie zaczęła bowiem czytać.
- o kawałki pamiętnika delikwentki. Rozczłonkowane ciała? Zatrzaśnięte drzwi? Owszem, trzymała głowę, ale przymocowaną do reszty – zakpiła, gdy Melissa rozszerzyła usta ze zdziwienia – klucze natomiast miała przy sobie. Dodatkowo widziała COŚ – zaznaczyła ostatnie słowa prychając pod nosem – na szczęście sprawa się ustatkowała. Doszliśmy do wniosku, że to stan pourazowy, prosiłabym, żeby pani nie zaczynała tematu, polecam spalić tę makulaturę, cokolwiek. Lepiej aby Laura nigdy nie wracała do „ataku potwora”. – brunetka zmarszczyła czoło i gniotąc papier wrzuciła go do torebki. Nie uważała, że dziewczyna zwariowała. Nie ona.
Odkąd dowiedziała się, że jej syn raz w miesiącu zmienia się w owłosioną bestię zwaną potocznie wilkołakiem zaczęła inaczej patrzeć na świat. Z pewnością łatwiej jej było pojąc niektóre zachowania Scotta. Zrobiła się bardziej wyrozumiała, jeśli było to w ogóle możliwe ponieważ już przedtem zaliczała się do grona „fajnych mam”. Jednak czasem żałowała, że tamtej nocy nie zapewniła mu lepszej opieki. Gdyby nie wyszedł, gdyby nie dostał się do lasu – nie zostałby ugryziony, bo to właśnie ugryzienie alfy powodowało przemianę bądź śmierć. Wszystko zależało od organizmu. Melissa niektóre sprawy ogarnęła i tak mniej problemowo niż John Stilinski – ojciec najlepszego przyjaciela Scotta. On również wiedział, wiedział iż jego dziecko zadaje się z nieczłowiekiem, który może stać się potworem w jednej chwili, lecz nie musi i chyba właśnie zapewnienia oraz dowody, świadczące o tym, że młody McCall panuje nad sobą, nawet w czasie pełni pozwoliły mu odetchnąć. Tak więc John i Melissa należeli do niewielkiej grupki osób świadomych istnienia wynaturzeń, co więcej akceptowali je. Przecież nie mieli innego wyjścia.
To pomogło kobiecie zrozumieć Laurę. Nigdy nie wiadomo co jeszcze kryje się w mroku, może był to po prostu wilkołak, a resztę sobie najzwyczajniej w świecie ubzdurała? Koniec końców postanowiła nie niszczyć zapisków, ale także nie chciała rozstrzygać dziwnego zjawiska. Z panią Rnders zgadzała się tylko w kwestii, iż Laura powinna solidnie odpocząć od zdarzeń, które miały miejsce w ostatnim roku. I szczerze mówiąc siedemnastolatka była na dobrej ku temu drodze.
Wyglądała jak okaz zdrowia w przeciwieństwie do przemęczonej Melissy. Blade poliki zajęły rumieńce, pełne usta nie były już zaschnięte i poprzegryzane, niebieskie oczy uwolniły się spod warstwy łez, a uśmiech coraz częściej gościł na twarzy wysokiej siedemnastolatki z długimi, gęstymi, włosami w kolorze kasztanu.
Nie tylko wygląd zewnętrzny wracał do normy. Laura z zapłakanej, cichej dziewczyny zmieniła się w wesołą, rozgadaną, ciekawską, młodą kobietę. Przestałą wierzyć w „farmazony”, dla których jeszcze kilka miesięcy temu dałaby sobie głowę odciąć. Wydoroślała.
I właśnie ta, odmieniona Laura Mulligan siedziała na kanapie, w korytarzu przed gabinetem wsłuchując się w dźwięki klasycznego rocka, który dudnił w czarnych słuchawkach. Zastanawiała się nad ciągiem dalszym, bo niby co teraz? Tak, miała Melissę, lecz bała się spojrzeć w oczy Scotta i Stilesa. Kiedyś byli ze sobą blisko. Widywali się co lato, czasem nawet podczas ferii zimowych. Przyjaźnili się, a wypadek niczego nie zmienił. Ona po prostu nie chciała znać ich reakcji. Nie czekała na kondolencje, współczucie. Nie zamierzała rozpamiętywać, mimo że mamę kochała bardzo. Pragnęła iść na przód, a ciągłe wracanie zwyczajnie to uniemożliwiało. Zamierzała rozmawiać z nimi, żartować jak dawniej, tylko czy aby na pewno i oni byli na to przygotowani?
Z kontemplacji wyciągnęło ją zaszarpnięcie za kabelek, obok szatynki bowiem przyklapnęła Melissa wykrzywiając wargi w delikatnym uśmiechu.
- Gotowa? – zapytała, a Laura odpowiedziała skinieniem.
- Nie wykończyła pani ta baba? – mruknęła pod nosem, gdy upewniła się, że Jessica zniknęła za drzwiami.
- Powiedzmy, że mam stalowe nerwy – zachichotała i podniosła się z lekkim westchnieniem – starość nie radość, ale proszę, kochanie, nie mów mi na pani.
- Dobrze – wzruszyła ramionami ujmując uchwyt ogromnej walizki na kółkach, której kwiatowy wzór z pewnością wyróżniał się spośród pozostałych. Laura nabyła ją podczas wycieczki szkolnej, ponieważ zakochała się od pierwszego wejrzenia w błękitnawej barwie przedmiotu. Nastolatka taka już była – porywcza i beztroska. No właśnie, BYŁA.
- Melisso, mogę mieć pytanie? – obie ruszyły raźnym krokiem pragnąc jak najprędzej wydostać się z budynku.
- Ty? Zawszę – pchnęła drzwi obrotowe, które prowadziły na parking. Na całe szczęście składzik pani Randers znajdował się na parterze, przynajmniej nie musiały wbijać się na dwudzieste piętro, kolejny pozytyw zauważony przez Laurę.
- Czy chłopcy…
- Wiedziałam, że o to zapytasz – nie dała nastolatce nawet dokończyć. To było na tyle przewidywalne, że nie musiała – stęsknili się i czekają na ciebie, jak na szpilkach – zatrzymały się przed samochodem – słowo harcerza.
Panna Mulligan odetchnęła w duchu. Dobry znak. Przecież mogło być już tylko lepiej.
***
Zbliżał się późny wieczór. Gwiazdy tuliły do snu Beacon Hills i wszystkich jego mieszkańców. No może niezupełnie. Zaczynały się przecież wakacje! Ten dzień był dniem szczególnym dla licealistów. Oznaczał bowiem wolność od obowiązków szkolnych, chwile wytchnienia nad jeziorem, bądź w ogródku. Każdy chciał uczcić go na swój sposób. Niektórzy wylegiwali się przed komputerem, telewizorem, inni brali w dłonie rowery i wyruszali na szlak przygód, ale największa grupa ludzi zebrała się w domu, z którego muzykę słychać było na przynajmniej kilkanaście kolejnych kilometrów. Wtórowały jej radosne piski, okrzyki, wystrzały korków zamykających butelki szampana. Imprezowicze nie przejmując się niczym wywijali w rytm klubowych dźwięków, nierzadko nawet ich języki „stwierdzały”, iż pora na taniec i łapiąc przypadkową osobę poruszały się zwinnie w jamie ustnej to jednego, to drugiego.
Dokładnie w ten sposób bawili się uczniowie Beacon Hills High, którzy cokolwiek znaczyli. Tym razem to kapitan szkolnej drużyny lacrosse’a został gospodarzem „przyjęcia” - Scott McCall, który niedawno awansował na rzeczony stopień. Bezpośrednio stał się również najpopularniejszym chłopakiem w szkole, co umiejętnie wykorzystał spraszając na domówkę, na dobrą sprawę wszystko, co się ruszało. Dla niego oraz jego przyjaciół impreza posiadała jednakże drugie dno. Udało im się. Co? Udało im się przeżyć. Jakkolwiek mroczne jest ów stwierdzenie, jest także prawdziwe.
W przeciągu ostatnich dwóch lat nastolatek zmienił się nie do poznania. Nie był już chowającym się w cieniu szarakiem – astmatykiem, zyskał ogromną sprawność fizyczną, psychicznie również wydoroślał. I tylko nieliczni wiedzieli, iż w ten sposób wpłynęła na niego przemiana. Musiał pokonać wiele przeciwności, przeskoczyć niezliczoną ilość kłód rzucanych pod nogi przez złośliwy los. Lecz nie tylko McCall zmagał się z anauralnym wątkiem.
W Beacon Hills zwyczajność okazała się rzadkością, ale to tym zwyczajnym było najciężej. Śmiało mógł to potwierdzić Stiles, który mimo że supermocy nie zyskał, pokazał na jak wiele go stać. Zawsze stał za Scottem murem, przecież byli najlepszymi przyjaciółmi, jeden mógł za drugiego życie oddać i oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Pomagał mu, czasem lepiej, kiedy indziej gorzej, bywało iż z odrobiną kpiny, ale przeważnie wkładał całego siebie w ów ratunek. Był przy nim kiedy wilkołak stracił swoją, pierwszą miłość, kiedy nie panował nad przemianami i ryzykując własnym zdrowiem udowodnił, że kocha go niczym brata. Oczywiście został też zobligowany do pokonania własnych zmor. Między innymi napadów paniki. Nawet jeśli nie pojawiały się one często dbiły jakieś piętno na psychice nastolatka. Dodatkowo oswajanie ojca – szeryfa, człowieka twardo stąpającego po ziemi, trzymającego się faktów – z myślą w co są zamieszani, pożarło wiele godzin oraz nerwów. Jednak Stiles był Stilesem, nie miał w sobie niczego, co wyróżniałoby go z tłumu, przynajmniej tak sądziła dziewczyna, dla której stracił rozum już w podstawówce – Lydia Martin.
Rudowłosa piękność, uważana za słodką – idiotkę dostała od losu chyba najgorszy ze wszystkich darów. O ile darami można było te „prezenty” nazwać. Wbrew pozorom dziewczyna posiadała ogromną wiedzę książkową i nie była tylko ładną buzią, więc prędkie poukładanie faktów nie sprawiło jej większego problemu. Zawsze jednak obrywała, po czym wmawiano jej, iż śniła, bądź się naćpała. Z biegiem czasu zrozumiała, że musi przyjąć z pokorą wszystkie tajemnice i powoli je odkrywać. Miała bowiem przeczucia. Złe. słyszała głosy, odnajdywała ciała – martwe ciała, wrzeszczała, a ten wrzask słyszały inne stworzenia supernaturalne. Nazwała się medium, ale poprawnie jej rasa nosiła wdzięczny tytuł Banshee.
Musiała pożegnać się z chłopakiem, w którym była zakochana, bo okazał się morderczą jaszczurkąKanimą. Ale nie będziemy tego roztrząsać. Do rzeczy… Panna Martin przecierpiała równie wiele, a to pozwoliło jej spojrzeć przez chwile oczami potencjalnej wariatki, nie popularnej divy. Mimo wszystko nadal starała się utrzymać podium, pojawiać na imprezach, takiej jak ta, kończąca rok szkolny.
Została jeszcze Allison Argent. Zgadza się, jej nazwisko w wolnym tłumaczeniu na francuski oznacza „srebro”. Rodzina osiemnastolatki bowiem od pokoleń polowała na wilkołaki. Nienawidzili się aż do tego stopnia, że świętej pamięci ciotka brunetki podpaliła dom, w którym byli także ludzie. Zabiła ich, dla własnej wygody. Tego wtajemniczona dziewczyna nie mogła pojąć. Była bardzo wrażliwą osóbką, słabą, lecz pod wpływem kolejnych zdarzeń to się zmieniało. Allison stała się silną, potężną łowczynią, zaistniał tylko jeden jedyny problem. Mianowicie miłość. Pokochała wilka nie mając pojęcia o jego naturze. Nie potrafiła go zabić, nie chciała niszczyć żadnego, w ogóle. Niestety, jej matka i dziadek byli nieprzychylni, przez co oboje zginęli. No może niezupełnie. Kobieta naprawdę wyzionęła ducha, przeszyła się sama, gdyż została ugryziona przez alfę. Kierowała się kodeksem łowcy, który mówił, iż tak będzie najlepiej. Gerard Argent natomiast złamał święte prawa. Pragnął zdobyć władzę, ale poległ. Został zamknięty w domu spokojnej starości, tam czekając na śmierć. Allison już nigdy mu nie zaufała, nie wróciła też do Scotta, bo to on był tym właśnie wilkołakiem, który skradł jej serce. Nie oznaczało to jednak, że Allie przestała darzyć go uczuciem. W ów sytuacji została jej tylko grupka przyjaciół, do których o zgrozo, McCall się zaliczał oraz ojciec – łowca. Christopher obiecał jednak odpuścić sobie polowanie na znajomych córki.
Więc teraz chyba nikt się nie zawaha nad stwierdzeniem, że powód do świętowania był podwójny. Nastolatkowie mogli wreszcie odetchnąć z ulgą i powrócić do nudnawej, ale w miarę bezpiecznej egzystencji normalsów.
W rzeczonym momencie Stiles jak zwykle opowiadał Scottowi jakąś nadto ciekawą opowieść, na co chłopak tylko przytakiwał. Oboje byli już nieźle wstawieni, przez co McCall nie kontrolował natarczywości swojego spojrzenia, którym przeszywał byłą dziewczynę. Allie natomiast chichotała i popijała jakiś trunek, oddając się w pełni konwersacji z Isaaciem, którego historia była zupełnie inną bajką, ale tak, również należał do grupki wilkołaków.
- Um, stary słuchasz mnie w ogóle?
- Masz całkowitą rację, tak było – zaśmiał się dźwięcznie Scott. Dokładnie w ten sposób odpowiadał przyjacielowi od kilkunastu minut.
- Gerard wrócił musimy coś zrobić! – zawołał po chwili zastanowienia.
- Masz całk… - Stiles nie wytrzymał i spoglądając w swoją szklankę oblał Scotta pączem, tym samym przerywając jego wypowiedź.
- Co jest, oszalałeś!? – jęknął i przesmyknął dłonią po twarzy.
- To ty oszalałeś, gapisz się – syn szeryfa wskazał na Allison.
- Nie gapię – odparł oburzony McCall i spojrzał na plamę na koszulce.
- Gapisz – oboje obrócili się nagle, gdyż usłyszeli za swoimi plecami słodki, kobiecy głos. Zmierzyli dziewczynę pytającym spojrzeniem.
- No co? Mam patrzeć jak się pogrąża? – mruknęła oburzona Lydia i opróżniła kieliszek. Scott wywrócił oczyma a Stiles nic już nie powiedział. Wpatrywał się w nią tylko z ogłupiałym wyrazem twarzy. Nawet pijana wyglądała zjawiskowo.
- Zrób coś, aby to ona się gapiła – powiedziała wolno, jak do dziecka, gdyż brunet sprawiał wrażenie całkowicie niekumatego pod wpływem procentów.
- Na przykład? – zapytał kpiąco, słysząc iż muzyka staje się bardziej zmysłowa.
Lydia poruszyła zabawnie brwiami i uśmiechnęła się znacząco.
- Striptiz – Założyła ręce na piersi, a jej rozmówcy wybuchli lekceważącym śmiechem. Dopiero po kilku sekundach zorientowali się, iż rudzielec mówi w stu procentach poważnie.
- Wybacz, ale…– Stiles dopiero wtedy odzyskał mowę, choć język nadal mu się plątał.
- Och, co ci szkodzi? Boisz się sierściuchu? – prychnęła, ponieważ nią także władał alkohol.
McCall zastanowił się przez chwilę. Znów przeniósł wzrok na Allison, którą Isaac porwał do tańca. Westchnął głęboko i zrzucając wszystko ze stołu wskoczył na niego.
- Nie. Wierzę. – wydukał Stilinski.
- Lepiej uwierz! – zawołała Lydia bijąc brawo Scottowi. Chłopak poczuł się pewniej gdy usłyszał jak dziewczyny skandują jego imię. Zrzucił z siebie koszulkę, poruszając biodrami.
- Boże – jęknął Stiles i uderzył się ręką w czoło powstrzymując napad śmiechu.
- Ej, też spróbuj – panna Martin posłała mu znaczący uśmieszek, wiedziała że ją lubił, lubił lubił – może akurat komuś się spodoba – puściła mu oczko.
- Dziękuję, ale postoje – odparł w miarę spokojnie zabierając z ręki jakiegoś chłopaka butelkę pełną trunku. Musiał się napić. Porządniej, tak aby Lydia nie miała na niego żadnego wpływu, albo przynajmniej, żeby nie pamiętał kompletnie niczego, to też było przecież jakieś wyjście.
- Trudno – Wyrwała mu szkło – kto nie ryzykuje, nie pije toastu, czy jakoś tak – pociągnęła spory łyk i znalazła się na stole obok Scotta.
Ten natomiast przyciągnął uwagę nie tylko Allison, ale także kobiety, która stanęła w drzwiach. I to właśnie ona oberwała górną częścią jego garderoby. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie, w jakimś stopniu także złość, która z czasem zdominowała wszystko inne. Równo za nią do salonu wkroczyła siedemnastoletnia szatynka, która aż uchyliła usta ze zdziwienia. Obie rozglądały się wkoło badając opłakany stan pokoju, aż wreszcie pole widzenia zasłonił im nikt inny jak Stiles, co jeszcze bardziej zdenerwowało najstarszą z ów trójki.
- Scoooooott! – wrzasnęła na całe gardło Melissa, bo to właśnie ona wparowała do swojego domu. Jej towarzyszka nie dała rady utrzymać powagi i wybuchła gromkim śmiechem.
- To ten… Imprezka powitalna dla Laury? – Stilinski starał się ratować sytuację więc mocno przytulił dziewczynę – witamy w domu, jej, zabawa! Woho!
- Dzięki za chęci – nie mogąc powstrzymać napadu radości poklepała przyjaciela po ramionach – ale to nie przejdzie – zagryzła poliki od środka, aby powstrzymać rechot.
Wtedy dołączył do nich półnagi wilkołak.
- Mama? Nie miałaś wrócić jutro? – rozejrzał się dookoła nerwowo.
- Masz. To. W tej. Chwili. Skończyć. – wysyczała przez zęby.
- Zapowiada się ciekawe lato – skomentował Stiles nie puszczając panny Mulligan.
- Jak szedł numer taty? – Melissa nie wytrzymała i spojrzała na chłopaka z chęcią mordu.
To naprawdę nie wyglądało ciekawie, nawet Laura mimo swojego rozbawienia nie chciała znać ciągu dalszego. Szczerze współczuła chłopakom, choć z jednej strony żałowała, iż nie mogła wziąć udziału w tej, bądź podobnej zabawie. Ale Stiles miał sto procent racji. Czekały na nich długie wakacje, pod jednym dachem, nie tyle z wilkołakiem, co ze zdenerwowaną do granic możliwości Melissą McCall – matką. Choć swoją drogą, to miał być najmniejszy z problemów.
***
Gęsta mgła pożerała ciemny las uniemożliwiając widoczność w jeszcze większym stopniu. Wtórował jej również deszcz, opadający z ogromną siłą na ściółkę. Od czasu, do czasu czarne niebo przeszywała błyskawica, po której następował huk piorunu. Nikogo jednak nie dziwiła taka pogoda, przecież było to zupełnie normalne w Bradford. Anglicy przyzwyczaili się do zimna oraz burz, nie dociekali, więc nie mieli także pojęcia, iż tamta wiele znaczyła. O pnie drzew obijała się bowiem drobna postać kobiety, której białe kosmyki, spływające kaskadą na ramiona przybierały ciemnozłoty kolor. Nikt jej nie dostrzegł, ponieważ nikogo nie było tam o późnej porze. Nikt nie mógł dojrzeć, jak bardzo cierpiała, chwiała się. Uciekała, choć sama nie wiedziała przed czym i dokąd. Była tylko człowiekiem, nie mogła nic zdziałać.
- Proszę, nie! – wrzasnęła rzucając się z rezygnacją na kolana – proszę! – z jej oczu ciekły kryształowe łzy, które wreszcie zmieniły się w krwawe smugi. Znów poczuła palenie na szyi. Dotknęła miejsca, na którym zawsze widniał ten naszyjnik – biżuteria którą oddała. Jej dłonie zaczęły gnić, a skóra zajęła się ogniem, począwszy od obojczyka.
- Nie! Błagam! – lamentowała, ale grzmot ją zagłuszył. Wtedy przed męczennicą stanęła postać. Kobieta nie była w stanie określić niczego, gdyż demon miał na sobie długą, czarną płachtę i tylko tyle, prócz błyszczących płomieniem ślepi potrafiła zidentyfikować.
- Zdradziłaś mnie, córko! – coś nie użyło głosu, dźwięk obił się po prostu w czaszce blondynki, był i ją zabijał. Sprawiał, że pogrążała się w przerażeniu – zostałaś wybrana, nosiłaś go, stąpałaś po ów ziemi prawie cztery wieki! Teraz zgiń, gdyż ja tego chcę, gdyż nie podołałaś!
- Proszę, ja chc…ęęęęę! – wyzionęła ducha. Jej twarz  po raz ostatni zaszła się żyłami, a oczy przybrały czarny, pusty wyraz. Już po raz ostatni obnażyła kły. Potem zamieniła się w proch, dając oprawcy wgląd. Widział ją. Siedemnastolatkę, która pomagając jakiemuś chłopakowi doczłapać się do łózka momentalnie chwyciła łańcuszek, ponieważ ją oparzył.
- Laaaauraaaa – wysyczał i rozmył się w mroku nocy.  
 ***

A więc witam i o zdrówko się pytam. Jest już rozdział pierwszy, który powstawał w męczarniach. Boże, mieliście kiedyś tak, że pomysł był, chęci też, wena w jakimś stopniu podobnie, ale każde zdanie miało literówkę, ortografa, albo zero przecinka. Echm, inaczej to widziałam szczerze mówiąc. Impreza jest całkowitym spontanem i chciałam tego uniknąć, bo większość opowiadań ma taki właśnie początek. Ta jednak jest inna, ponieważ jesteśmy w domu, a nie w klubie ;) No i Melissa miała wejście smoka. A teraz kilka pytanek. Echm. Co sądzicie, jak na razie? Podoba Wam się zarys tej hisotrii? Nie będzie ona wielce poważna i mroczna, ponieważ piszę na podstawie TW i zabawne sceny wręcz MUSZĄ się przewijać. Mogę przypadkiem spieprzyć niektórce postaci, za co bardzo przepraszam, ale postaram się ogarnąć. 
DO TYCH, KTÓRZY TEEN WOLF NIE OGLĄDALI!
Czy chcecie abym stworzyła osobną zakładkę dla mitologii i zdarzeń które miały miejsce? Rozumiem, że wszystkogo możecie nie ogarnąć od razu, ja też nie opisuję tego jakoś znów perfekcyjnie, ale się staram. Do sprawy z tak zwaną Kanimą wrócę, wyjaśnię, spokojnie, spokojnie, wyjaśnię wszystko, jeśli będzie potrzeba, a teraz czekam na szczere opinie. 
Ja z informacjami i swoimi komentarzami wpadnę jutro, bo mam małe problemy z wifi, które i tak jest z odzysku ;>>
Pozdrawiam serdecznie, do miłego itd, itp...
@YourLittleBoo1

25 komentarzy:

  1. Boże święty jakie cudo! Wiedziałam, że umiesz pisać, ale tak! Kocham cię, kocham!
    Neeeeeeext >>>>>>>>>>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię, mam tylko prośbę, mogłabyś podpisać się następnym razem? :)
      xx

      Usuń
  2. Więc ...
    Na początku trochę się pogubiłam, bo nie widziałam czy piszesz to od początku historii ( pierwszego odcinak Teen Wolf) czy któryś sezon później, ale w po przeczytaniu 1/4 zrozumiałam i zapamiętam.
    Więc ogólnie - cały rozdział napisany bardzo ciekawie i pomysłowo. Nie jestem ogromną fanką jeśli chodzi o takie wybitne pisanie (wyrazy, które wymagają trochę więcej inteligenci by je zrozumieć, no chyba że moje IQ wynosi około 5%) ale jakoś z tego wybrnęłam i dałam radę przeczytać całe bez omijania żadnej linijki.
    Kocham to "opowiadanie" i mam nadzieję, że będziesz je pisać do końca.
    Na prawdę miło jest przeczytać coś co zna się an pamięć i oglądało się to przynajmniej trzy razy.
    Kocham cię i dziękuję, że to piszesz.
    Jednak perspektywa innego oglądającego jest również inna niż moja :) x
    Kocham - jeszcze raz xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz, miło mi że mogę przeczytać tak wiele pozytywów. Ja też cię kocham, za takie właśnie komentowanie :) Nie wydaje mi się, żeby styl którym piszę był jakiś szczególnie wyrafinowany. Złapałam jedynie dwa słówka, mianowicie
      kontemplacje - rozmyślanie nad sensem życia
      zobligowany - zobowiązany do czegoś
      Ja używam ich na codzień, ale jeśli byłby jeszcze jakiś problem - wal śmiało :)
      Jeszcze raz oddaję tę miłość xx
      @YourLittleBoo1

      Usuń
  3. Jak już człowiek kończy zachwycać się szablonem to patrzy na długość rozdziału i jeszcze bardziej się cieszy - i tak było ze mną.Mile zaskoczyłaś mnie ilością tekstu, do tego cholernie dobrego tekstu, co prawda jakieś drobne błędy się pojawiły, ale nie wpłynęły na jakość całości, więc nie mam zamiaru ich wypisywać.
    To opowiadanie trafia do moich ulubionych, i jestem tego pewna, że będę tutaj częstym/stałym gościem.
    Zakładka nie wydaje mi się konieczna, jeśli zamierzasz przybliżać pewne fakty w sposób czytelny i dość rozbudowany, bo mimo iż Teen Wolf nie oglądałam to nie czuję z tego powodu wielkich braków.

    Co do tego stanu, że niby wena jest, a wkrada się tysiące błędów i błędzików - skąd ja to znam. :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, zaskoczyłaś mnie takim, pozytywnym komentarzem. Szablon robiłam dłuższą godzinkę, rozdział pisałam z dwa dni, ale widzę że warto. Uf, całe szczęście, że zakładka jest zbędna, bo szczerze nie mam do tego chęci. Upnieups xd
      Także pozdrawiam xx

      Usuń
  4. O wszyscy świeci! Zakochałam się. *o* Nie oglądałam Teen Wolf i właściwie, to niektórych rzeczy nie ogarniam (tak jak pisałaś, zresztą :p), ale co z tego. xD Każdy ma inny charakter i polubiłam wszystkich od razu. Szczególnie Lydię i Stilesa. No i w sumie Scotta i Laurę także. Melissa wymiata! Hahah. :D Wielkie wejście, myślałam, że się posikam, hahah. Biedny Scott przy okazji. :( Będzie miał lekko przesrane, ładnie mówiąc. :p
    Oł. Nie wiem, o co chodzi z ostatnią sceną, ale boję się. :( Czymkolwiek/kimkolwiek to coś było Laura jest zagrożona. A to źle, przecież! Ciekawa jestem, co stanie się dalej. :D
    Bosko piszesz, tak luźno i w ogóle podoba mi się. :D Czekam na kolejny. <3
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, słoneczka, ciepełka, udanej niedzieli i fajnego tygodnia. <3

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. CUDOWNEEEE <3 Historia zapowiada się wspaniale. Kocham Teen Wolf i cieszę się, że właśnie o tym to jest. Opowiadanie jest świetnie napisane!!! Wszystko schludnie i ślicznie. Jest dużo opisów i za to podziwiam, bo ja mam z tym problem. Rozdział baaaardzo dłuuugi i temu wspaniale się to czyta. Ja nie potrafię pisać takich dłuuugich i żałuję. Chyba muszę zacząć. Podoba mi się to, że Laura jest przyjaciółką Scott'a i Stiles'a. Ogólnie zawsze mi się podobają takie sytuacje, że ktoś przyjeżdża do nowego miejsca i zna tylko 2/3 osoby, a resztę poznaję i jest tak meeega zżyta z tymi osobami i reszta jest trochę zazdrosna. Nie wiem czy zrozumiałaś. Ale ogólnie to baaardzo mi się podoba i czekam na następny rozdział <3 Mam nadzieje, że będzie szybko :P <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://b-e-a-c-o-n--h-i-l-l-s.blogspot.com

      Usuń
  6. brak słów, rozdział cudny, wspaniały, wszystko co najlepsze to właśnie w tym rozdziale. Zapowiada się ciekawa historia i napewno nie zrezygnuję z czytania tego bloga. CUDO!!! Czekam na nexta nuda100

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, czuję się taka wyjątkowa i w ogóle, że rozdział mi zadedykowałaś. Do tego tak świetny rozdział. :D
    Początek podobał mi się najbardziej, w sensie te zapiski Laury. Naprawdę genialnie to wszystko opisałaś, tak prawie że poetycko. W ogóle cudownie potrafisz przedstawić to, o czym piszesz. Rzadko się zdarza, by czyjeś opisy sytuacji/miejsc/ludzi mnie nie nudziły, bo przeważnie są po prostu denne, ale u ciebie nie. Przeczytałam wszystko, nie pomijając nawet fragmentu, a mam takie swoje zwyczaje, haha. Postać Lary totalnie mnie zaciekawiła. Bo nie do końca rozumiem co w końcu stało się w jej domu? Jak zginęła jej matka? Dziewczyna napisała co innego, a teraz ta kobieta, Raders, mówi, że matka miała zawał, o ile dobrze pamiętam? Myślę, że coś tu jest nie tak i być może zadziałał jakiś czar, dzięki któremu ludzie zobaczyli coś zupełnie innego niż Laura, bo ja wierzę jej, a nie im. To byłoby zbyt proste, poza tym po końcówce rozdziału widać, że Laura nie jest tylko zwykłą dziewczyną i jej kłopoty nie skończą się wraz z przeprowadzką. Jest wiele rzeczy co do których mam pewne teorie, ale jak na razie nie będę nic zdradzać, bo muszę po prostu dowiedzieć się więcej.
    Stiles już mi się spodobał, chociaż szkoda, ze nie przyłączył się do Scotta, no weź. Następnym razem ja chcę jego striptiz. Albo chociaż żeby Melissa im nie przerwała, haha. Jest jeszcze sprawa tej kobiety, która zmieniła się w proch. O co chodzi? I czego to coś chce od Laury? Jejku, chyba nie doczekam się kolejnego rozdziału! Pisz szybko. :D

    PS. Zapraszam do siebie na kolejny rozdział. :)
    http://banshee-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze? Skrytykowałam tyle blogów, że musiałam się ciężko zastanowić o co chodzi, ale tak... Pamiętam Cię. Winda do piekła... Może czasami przesadzam z krytyką, ale taka się urodziłam i kropka.
    Jednakże zaczynamy od nowa - cieszy mnie to, ale pozwól...
    Hymm, jeżeli chcę żebyś mi napisała erotyk to mam się z Tobą skontaktować przez facebooka? Nie ma sprawy! Ja tam daje prawdziwego, i tak Salvia swag, ale koniec tego dobrego... Piszesz na podstawie serialów? Polecam Lost Girl :)))
    ,,Jeśli posiadasz opinię, śmiało, wyraź ją." - ten no... W spadku też mam napisać, że posiadam opinię i przekazuję ją... no nie wiem... Łukaszowi? Mi się jakoś opinii nie posiada, tak samo ja książka nie opowiada, a obraz nie pokazuje.
    Jednakże to nieistotne detale... Zaczynam czytać i czekam na te sceny drastyczne, krwawe, wulgaryzmy... Wcale nie musisz używać wulgaryzmów, aby wypowiedź brzmiała równie efektownie. Dla przykładu ja ich nigdy nie użyłam, ponieważ mają one masę zamienników - wystarczy je tylko odpowiednio zastosować.
    Wykład filozofii w tym poście o kolejce górskiej mam za sobą. Osobiście zostawiam na pierwszym miejscu opis życia jako czwartej części mgnienia Naborowskiego, ale Tobie dobrze to idzie. Twierdzisz, że zmieniłaś stosunek do gimbazy? Bajecznie, ale pisząc trochę czerpiesz ze swoich przemyśleń? Moim zdaniem człowiek nie jest kruchą marionetką - jak napisałaś, a jego życie to nie karuzela... Chociaż kiedyś myślałam inaczej, bardziej emocjonalnie, aż (uwaga, historie z życia bla) pewien cholerny basista przy zerwaniu zapytał się mnie czy ma się bawić w mojego tatusia i nauczyć mnie życia. Dostał w pysk, to było podłe, bolesne, ale zaraz po tym wydarzeniu zniszczyłam go na każdej płaszczyźnie (tak, że wracał, płakał, iż nikogo już nie ma, chlip :< bardzo dobrze) no i poczułam, że stałam się twórcą własnego losu. Tadam...
    Lecimy dalej! Rzeczywiście, poprawiłaś się. Opisy są obszerniejsze... Fajnie to wszystko się komponuje, ale nie spoczywaj na laurach (Laaaauraaaa xD), bo zawsze może być lepiej (żeby się nie rozmyły w mroku nocy xD).
    ,,(...) po godzinach wychowywała syna" - to w pracy nie była matką? Może się czepiam... Przemiana nastolatka i "spraszanie na domówkę wszystkiego co się rusza" - podoba mi się... Ten zwrot przede wszystkim. Jak i wszystkie dociekliwe teksty.
    Zakończenie w swej okrutności mnie troszkę usatysfakcjonowało. Tak, było fajne. Ogólnie też piszesz lepiej, chociaż nie napiszę, że nie mam się do czego przyczepić, ale to kwestia ćwiczeń, czasu i podejścia... Sama zobaczysz :)
    Nie lubię tak spamić, ale prosiłaś też o informację, więc tak... Zaczynam z nowym opowiadaniem. Trochę okrutnym, z autentycznymi elementami, akcją, rabunkami, namiętnością, demonami, korsarzami i innymi teletubisiami. Póki co rewelacji nie ma, ale zapraszam ( http://infernalna-korsarka.blogspot.com/ )
    Pozdrawiam i życzę kolorowych koszmarków :}

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak na początku, bo pewnie później zapomnę (skleroza w tak młodym wieku, za jakie grzechy?!) - w pełni zgadzam się z tymi kilkoma zdaniami szczerej prawdy zawartej w "ku pokrzepieniu serc". Czasem kibicujemy swoim ulubionym parom, postaciom i wgl, ale czy koniecznie pragniemy cukierkowego, przesłodzonego happy endu? No nie do końca, a przynajmniej ja się tym brzydzę. Aby opowiadanie, film czy książka lub inny twór był w miarę wiarygodny - pomijając wszelkie stwory nadnaturalne, których raczej w prawdziwym życiu nie spotkamy - trzeba pokazać, że w życiu nie jest łatwo. Owszem, wielokrotnie sięgamy po książkę po to, aby odciąć się od szarej rzeczywistości i poczytać o czymś, co tak naprawdę nie może się wydarzyć, ale talent autora polega na tym, że potrafi umiejętnie przedstawić zarówno to co złe, to co nam się nie podoba oraz to, co dobre. Happy end może być, ale czy koniecznie wszystkie dobre postacie muszą skakać po tęczy, a złe smażyć się w piekle lub przejść przemianę duchową? Ja na przykład w swoim wcześniejszym opowiadaniu każdy wątek zakończyłam pomyślnie i mimo że cieszyłam się ze szczęścia ukochanych bohaterów, krzywiłam się z powodu za dużej dawki cukru. Zrobiłam to dla czytelników i na pewno więcej takiego błędu nie popełnię. Dobra, kończę te wywody filozoficzne, o których mogłabym się rozpisać, i przechodzę do opowiadania.
    Rozdział mi się podobał, choć dużo się w nim nie działo. Ja akurat nie spotykam się często z dziełami, które rozpoczyna impreza, a więc taka kolej rzeczy przypadła mi do gustu. Widzę Stiles wciąż zakochany w Lydii, moje spragnione Stydii serduszko jest wielce ucieszone i czeka na jeszcze więcej! Pochwalam też opisy, jest ich sporo, dzięki czemu nie znający Teen Wolfa czytelnicy mogą jako tako połapać się w sytuacji, bo, jak wiemy, szczegółowy opis serialu zająłby wiele, wiele stron w Wordzie. Fani o ulubionych serialach mogą opowiadać godzinami :D
    Ach, chyba już chwaliłam poprawę Twojego stylu, a może i nie, ale i tak wspomnę, że Twój zasób słownictwa się urozmaicił i naprawdę przyjemnie się czyta. W pełni Cię rozumiem, bo też tak czasem mam, że niby pomysłów i weny nie brakuje, a jednak siadam przy laptopie, włączam to przeklęte opowiadanie i nie potrafię skleić nawet jednego, sensownego zdania, co bywa niezwykle irytujące. Także cieszę się, że ci się udało napisać, bo rozdział jest dobry i godzien uwagi oraz komentarza.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piszesz świetnie czekam na nowy ozdzial. KOCHAM STILESA <3
    A.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejka :)
    Po pierwsze dzięki za komentarz u nas i czekam, aż nadrobisz, a teraz przy okazji zapraszam na NN ;D
    Przechodząc do najważniejszego, a mianowicie rozdziału: przyjemnie się czytało, a opisy są bogate przez co wszyściutko sobie wyobraziłam i chyba nawet nie znając fabuły serialu doskonale wiedziałabym o co biega, a poza tym,że zachowałaś moje kochane postaci z programu TV to i tak już czuję jak bardzo różni się twój twór od serialu i jak bardzo jest cudowne i wyjątkowe mimo, iż to fanfik :D Wgl sie jaram, że ktoś zaczął pisać coś na podstawie Teen Wolfa xDD <33 No, słownictwo jak i wszystko inne jest gitara, błędów też nie wyłapałam, ale mnie to zawsze wciąga wszystko na maksa, że i tak nic nie dostrzegam xD Rozdział jest świetny, Stiles jak i reszta bohaterów też są cudni, wiec zostaje mi tylko czekać na kolejne NN!
    Życzę ci megaaa dużo weny i zapału :)
    Pozdrawiam cieplutko,
    trzym się ;**
    destiny-of-wolves

    OdpowiedzUsuń
  13. Dotarłam. Jestem w gronie tych osób, które nie oglądały nawet jednego odcinka TW, chociaż wielokrotnie się do tego przykładałam, ale jakoś nie mogę się przekonać. Zobaczymy, może mi się jeszcze odmieni. Dlatego mam nadzieję, że w komentarzu niczego nie pomylę, a jeśli tak to bardzo przepraszam - po prostu muszę sobie ogarnąć wszystko, kto z kim, dlaczego, i w ogóle co i jak :)
    A więc to Melissa jest tą osobą, która zabrała Laurę z domu dziecka, tak? Nie mogę chyba słowami wyrazić wdzięczności względem niej za właśnie taki czyn. No cóż, bądźmy szczerzy - w domu dziecka jest jak jest, ale większość dzieci czy młodzieży jest z tego powodu nieszczęśliwa, więc cieszę się, że Melissa dała szansę Laurze i wzięła ją pod swoje skrzydła. Dziewczyna nieco się denerwowała spotkaniem ze chłopakami, ale jak widać zupełnie niepotrzebnie, bo wszyscy powitali ją z uśmiechami na twarzy. Melissa miała więc rację - naprawdę na nią czekali.
    Myślę, że fajnie wplotłaś tę imprezę w ten rozdział, takie trochę rozluźnienie i można było naprawdę się pośmiać. Striptiz? Nie sądziłam, że Scott na to pójdzie, a tutaj proszę - zaskoczył mnie i siłą rzeczy nie mogłam powstrzymać się od uśmiechów. Ale niestety Melissa zaraz wkroczyła do akcji i zabawa dobiegła końca. Liczę na to, że chłopak jeszcze kiedyś będzie miał okazję dokończyć swoją misję ;>
    Dobra, a teraz muszę przyznać, że końcówka mnie totalnie przeraziła. Kim była ta kobieta i to coś, co ją zaatakowało? W ogóle dlaczego ona zginęła? I czy to ma jakiś związek z tym naszyjnikiem? Wybacz tyle pytań, ale po prostu dopiero poznaję cały ten obraz i tak dalej i zwracam uwagę na takie szczegóły. Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłam, hm.
    Tymczasem czekam na rozdział kolejny, dużo weny i czasu Ci życzę! Zostawiłam też komentarz pod prologiem, jeśli chciałabyś przeczytać :) Żegnam się już teraz i mam nadzieję do szybkiego napisania! Gorąco pozdrawiam x

    Tess.

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetnie się zaczęło! :D Genialne, nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Fajnie, że zamieszczasz takie przemiślenia w cytatach. Są cudowne wręcz. Takie głębokie, proste i zastanawiające. naprawdę, wspaniale Ci to wychodzi.
    Czyli Tracey była przyjaciółką Melissy. W sumie coś w tym stylu podejrzewałam :D Szkoda mi jej, że tak przeżyła jej smierć, ale ona jest silną kobietą i da radę. Woohoohoo, impreza u McCallów, wiedziałam że wydarzy się coś ciekawego :D Swoją drogą, fajnie,że u Ciebie Allison jeszcze żyje, lubiłam ją ;) Jestem ciekawa, czy uda Ci się stworzyć ten kochany sarkazm Stilesa. On jest po prostu genialny, uwielbiam go <3
    Jeszcze chcę dodać, że uwielbiam Twoje opisy. Są takie wyczerpujące i w ogóle nie zawadzają. Wszystko czyta się płynnie i nie ma czasu na nudy! Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałam dodać: końcówka jest tajemnicza i straszna zarazem. Takie bardzo w stylu Teen Wolf. jestem ciekawa co to wszystko oznacza, kim są te postaci i w ogóle. masakra, wszystko mnie tak strasznie zaciekawia! <3

      Usuń
  16. Nie mogę... Piszesz genialnie! Jestem w głębokim szoku. Uśmiałam się, zaciekawiłam, a wszystko było tak bardzo w stylu Teen Wolf, że czułam się jakbym oglądała kolejny odcinek ^_^. Mam jedno pytanie: Jak wstawiasz akapity?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę w Wordzie i tam normalnie tabem. A na blogspotcie to po prostu kilka spacji i jest ;))

      Usuń
  17. Co raz bardziej jestem przekonana do twojego opowiadania ;) Podoba mi się. Co prawda nigdy nie obejrzałam zdanego odcinka Teen Wolf, ale sądząc po tym co przeczytałam i domyślając się że są tu pewne powiązania myślę że to bardzo dobry serial. Dla mnie, kogoś kto nie zna fabuły tej serii i tego świata mimo wszystko całość jest w pełni zrozumiała. A to dlatego, że wspaniale opisujesz. Twój styl jest na wysokim poziomie i nie trudno mi sobie wyobrazić. Do tego piękny zasób słów. A więc od teraz Laura zamieszka z Melissą i jej synem Scottem, który jest wilkołakiem. Zapowiada się naprawdę interesująco. Melissa wydaje się być naprawdę równą babką, podoba mi się określenie "fajna mama" myślę że dobrze zaopiekuje się Laurą (nie żeby potrzebowała opieki). Sytuacja z domówką była po prostu komiczna. Scott ? I striptiz już w pierwszym rozdziale ? Coś czuję, że szybko go polubię a jego kumpel też jest świetny. Haha. Melissa była nieźle wkurzona. Wróciła z Laurą a tu impreza. Ale najbardziej intryguje mnie scena końcowa. Co się stało tej kobiecie ? Co tam do niej przyszło ? Czy to możliwe że to to samo, co Laura spotkała w tamtym domu. Niepokojące jest to coś. Ale to tylko plusuje. Aż przyjemnie się czyta takie wpisy. Mnóstwo się dzieje. Świetnie ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Rany, dziewczyno jesteś boska. Przez ciebie do teraz nie mogę złapać oddechu. Najpierw przy pięknym popisie Scotta umierałam ze śmiechu, a potem płynnie przeszłaś do scenki z morderstwem. Nie wiem jak to robisz - naprawdę ale pochłaniam twoje opowiadanie jak gąbka wodę.
    Poza tym mogę tylko spytać o jeden szczegół? Nie będziesz trzymać się sztywno fabuły, tak? Bo z tego co pamiętam z serialu to wilkołaki nie mogły się upić ale co tam. Ten świat w końcu tworzysz ty :D
    Czyli Laura umarła,tak? I do życia przywrócił ja ten facio dając naszyjnik taki jak miała tamta babka w ostatniej scence? Już się zaczyna dziać ^^ No nie ma co. Wakacje będą bezbłędne :P Normalnie zaraz pęknę. Idę czytać dalej :*

    OdpowiedzUsuń

Jeśli posiadasz opinię, śmiało, wyraź ją. Chętnie poczytam, co sądzisz o mojej twórczości i kto wie... Może porwiesz mnie także swoją?