Rozdział dedykuję Jasperowi, Adze i Karo xx
Mawiają,
że nieświadomość jest błogosławieństwem w niektórych momentach. Czasem po
prostu wolelibyśmy nie wiedzieć o tym, co dzieje się wokół nas. Może przez to
pojawiałoby się mniej problemów? Może łatwiej byłoby umywać rączki, grać
głuptasa, ale ja widziałam, że coś
ukrywali. Moja „rodzina”, wszyscy dookoła okłamywali, aby mnie uchronić. Lecz
twierdzę, iż każdy powinien mieć możliwość wyboru, nikt trzeci nie może
decydować o tym, co mnie dotyczy, a ta sprawa z pewnością była moją działką.
Dlatego powinnam wiedzieć, chociaż teraz… Teraz oddałabym wszystko, aby
zwyczajnie odpuścić.
L.M.
Promyki słońca smagały jej twarz,
lecz nie z tego powodu Laura się przebudziła. W sumie… wszystko byłoby w
porządku gdyby nie fakt, że z dołu dobiegały głośne krzyki Melissy, Stilesa
oraz sapanie, czasem i warczenie Scotta. Dokładnie, nie mogła się pomylić,
perfidnie słyszała warczenie i nie chodziło o przenośnie, czyli pyskowanie.
Scott wydawał odgłosy mogące być chlubą jakiegoś dużego, agresywnego wilczura. Siedemnastolatka mimo
ciekawości nie chciała schodzić. Zbyt wiele się działo, jednak, z resztą jak zwykle, nikt nie uwierzył
jej w to, co widziała poprzedniej nocy. Nie łykała nic konkretnego, nie wzięła
do ust żadnych, podejrzanych pigułek. Była w stu procentach trzeźwa, a Daphne
Walsh na jej oczach przybrała postać… Demona? Monstrum? Ona sama piła do jasnej
ciasnej krew! Jak się później okazało sztuczną, lecz znała jej smak zbyt
dobrze. Wiedziała, że to nie mogła być fikcja.
Pogłaskała swoje kolano ręką. Jak
przypuszczała – rana po upadku zregenerowała się, podobnie i reszta blizn. To
było zbyt dziwne, nawet jak na jej chorą psychikę. Dopiero w tamtym momencie
przypomniała sobie dlaczego tak właściwie zamieszkała w Beacon Hills. Tracey
umarła, nie. Nie umarła, jak sądzili lekarze, coś pokroju Daphne ją zabiło.
Chociaż może… Laura nie umiała się zdecydować czyjej wersji ufa. Odruchowo
ujęła w dłoń naszyjnik i zacząwszy miętolić go w palcach skupiła uwagę na
odgłosach dochodzących z dołu. Wtem zostały zagłuszone, a Mulligan pochłonęła
cisza i spokój, przewlekające się z nieskończoną, czarną pustką.
Przez niecałe dziesięć minut
widziała jak Walsh siedzi w dziwnym, nieznanym niebieskookiej miejscu, w narysowanym
kredą pentagramie, a przed jej sylwetką piętrzą się kolejne świece. Jedna, na
drugiej – lecz nie gasły. Płonęły, co było nielogiczne. Laura powoli
przestawała wierzyć w logikę, z czasem i logika stała się nielogiczna. Jednak
nie to przykuło pełną jej uwagę. Szatynka
skupiła się na łacińskich słowach, wypowiadanych przez Daphne, były one tylko
dwa powtarzane bez przerwy, mianowicie „Ostendendum
Veritatem”.
- Pokaż Prawdę – wyszeptała pod
nosem wybudzając się z transu. Tak brzmiały w wolnym tłumaczeniu na angielski.
Wtedy coś sprawiło, że nie mogła dłużej usiedzieć w miejscu. Jakiś mebel runął
w salonie, a o jej uszy obił się ryk. Jak na szpilkach zbiegła po schodach,
lecz gdy spostrzegła, czego spostrzec nie powinna – zamarła.
Czas nagle się zatrzymał, cała
czwórka się zatrzymała wlepiając w siebie wzajemnie zdezorientowane spojrzenia.
Laura poczuła, iż słabnie. Bowiem twarz Scotta nie przypominała ludzkiej.
Wyglądał szkaradnie, zwierzęco, jak te wszystkie wilkołaki z jej ulubionych
seriali, a jego oczy… One błyszczały na
przemian złotem i czerwienią.
- O mój Boże – schowała usta w
dłoniach.
Stiles odsunął się od przyjaciela
wystawiając rękę w stronę nastolatki.
- Wytłumaczę ci – mruknął.
Melissa przytaknęła wciąż przytrzymując Scotta.
Ten po raz pierwszy od dawna
przestał się kontrolować. Nie miał z tym aż tak wielkiego problemu. Znalazł
sobie oparcie, wiedział co czynić, by utrzymać emocje w ryzach, ale wtedy…
Jakaś niewytłumaczalna siła zmuszała go do przybrania potwornego oblicza.
Przez moment panowała cisza. Było
słychać jedynie ich ciężkie oddechy, a jeśli ktoś wystarczająco się skupił mógł
wychwycić równie ociężałe bicia serc. I już Laura miała coś powiedzieć, lecz
zamiast tego krzyknęła spadając ze schodów prosto na tyłek. Spowodował to kolejny
atak McCalla. Dlatego Stilinski znów pomógł mamie wilkołaka w przyciśnięciu go
do ściany.
- Nie chcieliście mi uwierzyć – syknęła
przez zęby – nikt mi nie wierzył – podeszła do nich, wciąż zachowując w miarę
bezpieczną odległość… - po prostu dajcie spokój.
Nastolatka obróciła się na pięcie
i wyszła. Tak po prostu. Zostawiając ich samych. Stiles chciał pobiec za nią,
lecz Melissa chwyciła jego ramię.
- Musi to przemyśleć – mruknęła
robiąc zbolałą minę.
Miała rację, Laura chciała sobie
wszystko poukładać. Nie potrzebowała wyjaśnień, potrzebowała czasu. Chwyciwszy
rower Scotta, który tradycyjnie leżał na podjeździe, zaczęła pedałować i pędzić
przed siebie. Nastolatka nie zważała na nic dookoła, liczył się jedynie wiatr
we włosach wraz z poczuciem wszechmocy. Uwielbiała je, a gdy sunęła po asfalcie
odnosiła wrażenie, że lata. Lecz wtedy nie było ono tak silne. Na dobrą sprawę
niewiele prostych rzeczy pociesznych dla Mulligan na co dzień miało znaczenie w
owym momencie. Oszukali ją. Jej najlepsi przyjaciele wili się w kolejnych,
brudnych kłamstwach, podczas gdy ona sama niewinnie wierzyła w każde słowo.
Laura nie wiedziała na kongo bardziej jest wściekła, na siebie – za
niedomyślność i łatwe odpuszczenie niewytłumaczalnych zdarzeń, na Stilesa,
który kłamał w żywe oczy, na Scotta – wilko-yeti,
czy na milczącą Melissę. Jednego była pewna. Coś się działo i z nią, dopiero
teraz ułożyła poszczególne fakty. Kim, albo prędzej czym była w tym wszystkim.
Jeśli słowa Daphne miały okazać się prawdziwe postawiłaby na wampira. Ale czy wampiry istnieją?! Co istnieje?! Co
jest realne, a co fikcyjne?! – tak wiele pytań kłębiło się w głowie
szatynki. Samoleczenie, według Walsh żądza krwi – wampir! Tylko i wyłącznie
wampir! Nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że niczym Damon Salvatore –
ulubieniec Laury z książki L. J. Smith – będzie rozszarpywać tętnice i napawać
się ciepłą, lepką mazią.
- Wampir – szepnęła sama do
siebie, zaciskając palce na kierownicy mocniej. Wtem poczuła jak się chwieje.
Coś uderzyło w tylne koło roweru powodując upadek. Laura łupnęła o ziemię,
obróciła się, uchylając powieki. Zamarła. Wisiał nad nią, warczał, a jego oczy
błyszczały na przemian złotem i
czerwienią.
***
- Dzięki – mruknęła Lydia pod
nosem układając przed Isaaciem kubek gorącej kawy. Nie spojrzała na chłopaka
ani razu. W sumie było jej zlekka głupio za zachowanie poprzedniej nocy.
Wjechać samochodem do basenu – też coś! Przecież mogła zginąć! Gdyby nie on
aktualnie wąchałaby kwiatki od dołu, a tego nie chciałby nikt.
Lydia była nie tyle koniecznym
elementem supernaturalnego świata, co ważną postacią w wielu życiach. Doskonale
wiedziała, jak kiepsko jej rodzice znieśliby śmierć jedynej córki. Wystarczyło,
że stracili już siebie nawzajem. Allison – najlepsza przyjaciółka, Daphne –
kuzynka. Znajomi ze szkoły, może nawet Jackson pofatygowałby się na pogrzeb? No
i był też Stiles. Ruda nie do końca wiedziała co jest między nimi. Miała
świadomość tego, że się w niej kochał. Proszę, całe Beacon Hills o tym
wiedziało. Chłopak wzdychał do dziewczyny praktycznie od zawszę, lecz nigdy nie
zdobył się na odwagę, aby powiedzieć proste: „Lubię cię bardziej niż myślisz, umówisz się ze mną?”. Te kilka
łatwych słów. Najzwyklejsze w świecie zaproszenie na randkę, tego pragnęła.
Odrobiny normalności. W sumie… od odejścia Jacksona potrzebowała kogoś, kto
mógłby go zastąpić. Marzyła o najzwyklejszym w świecie banale – wzajemnej
miłości. Planowała po prostu spotkać „jego”
pewnego dnia, przeżyć kilka wspaniałych chwil, a potem bez pamięci się
zakochać. Jak na filmach. Jednak Lydia nigdy nie powiedziała tego na głos.
Zgrywając królewnę nie mogła palnąć takiego „głupstwa”.
Koniec końców lista potencjalnych kandydatów na księcia z bajki malała z dnia
na dzień. Każdy facet, który wpadał w oko rudzielca okazywał się niewypałem, a Stiles wciąż nie zaprosił jej na randkę.
Nawet siedząc w kuchni i grzebiąc widelcem w jajecznicy wiedziała, że
odpowiedzieć byłaby twierdząca. Choć nieczęsto o nim myślała, wtedy tak jakoś
wbił się do głowy Martin. Bez powodu, lecz momentalnie został przyćmiony i
wymazany z pamięci dziewczyny przez Isaaca.
- Powiedziałbym nie ma sprawy,
ale sama wiesz jak było – napił się kawy i rozejrzał po pomieszczeniu. Panował
w nim totalny chaos. Puszki po piwie walały się na wszystkie strony, wtórowały
im puste paczki chipsów oraz odłamki szkła. Szczerze, żadne z nich nie
wiedziało skąd ów szkło się tam wzięło.
- Zachowałam się jak totalna
idiotka do potęgi entej – mruknęła. Było jej już wszystko jedno. Przed Lahey’em
nie musiała bawić się w divę. Zbyt wiele wiedział o jej problemach i o tym, co
przeżyła, choć za dobrze się nie znali. Dodatkowo Isaac nie był nikim ważnym
dla Lydii, więc po kiego kolejne szopki? I tak wyglądała jak dziesięć
nieszczęść, on z resztą podobnie.
- Z grzeczności nie zaprzeczę –
odparł z tym swoim zadziornym uśmieszkiem, przez co i siedemnastolatka się
zaśmiała, opierając na ręce. Przyjrzała dokładnie twarzy wilkołaka i musiała
przyznać, że do najbrzydszych nie należał. Co więcej, Isaac był całkiem
przystojny… Rzecz jasna jak na natrętnego
błazna.
Miał jasne włosy, które
utrzymywał w całkowitym nieładzie. Dla efektu nawet lekko się kręciły, do tego
malinowe usta, dokładnie zarysowane kości policzkowe i duże oczy, dość
hipnotyzujące.
- Dlaczego to robisz? – zapytała
wreszcie, po chwili niezręcznej ciszy, usprawiedliwionej pochłanianiem późnego
śniadania.
- Co? – blondyn uniósł jedną brew
– robię co, Lyds?
- No wiesz, poszedłeś za mną po
bójce, wyłowiłeś z basenu… - Lydia założyła nogę na nogę, gdy Isaac wzruszył
ramionami.
- Czy każdy, dobry gest musi mieć
jakiś podtekst? Nie mogę być po prostu odruchowo miły? – mimo wszystko się
speszył. Peter zabronił mu mówić komukolwiek o zadaniu. Wiedział bowiem, że
jeśli pozostałe dzieciaki się dowiedzą zrobią szum wokół akcji „Chronić Banshee”. Chciał tego uniknąć.
- Nigdy wcześniej taki nie byłeś…
– brnęła dalej w swoim przekonaniu, że uprzejmość Isaaca posiada drugie dno.
- Cóż… - westchnął z nadzieją, że
ktoś z niebios ześle pomoc, tak się jednak nie stało.
- Hej, lecisz na mnie. – mruknęła
Lydia po chwili zastanowienia – Lecisz?
Lahey nie wiedział czy się śmiać
czy płakać. Nigdy w życiu nie pomyślałby, że ktoś osądzi go o coś podobnego,
kochać się w Martin?! Nie, nie on. Nie uważał jej za nieatrakcyjną. Nawet była
w jego typie, najzwyczajniej w świecie nie kręciło go stanie się drugim
Jacksonem. Nie lubił jej sposobu bycia i podejścia do spraw sercowych. Choć tak
na dobrą sprawę nie miał pojęcia co czuła.
Wtedy modlitwy Isaaca zostały
wysłuchane, z lekkim opóźnieniem, ale zawszę, ponieważ po całej posiadłości
rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Nastolatka jęknęła jakieś przekleństwo i
okrywając się szczelniej puchatym szlafrokiem wstała od stołu.
- Kogo nosi tak wcześnie… –
przeczesała włosy, a nie byłoby błędem nazwanie ich kudłami, dłonią i obróciła
się na pięcie.
- Jest po dwunastej, mała –
uśmiechnął się pod nosem ładując widelec do buzi.
- Co z tego?! – zawołała będąc
już w korytarzu. Wiedziała, że słyszał – i nie mów do mnie mała, jasne?! –
wtedy mogła usłyszeć dźwięczny śmiech wilkołaka, pod wpływem którego
podświadomie sama się zaśmiała. I właśnie taką, mimo kaca rozpromienioną, mogła
zobaczyć ją Carmen stojąca na werandzie. Lydia nie miała pojęcia dlaczego, ale
fakt, że Isaac był z nią powodował nagły powrót chęci do życia oraz zgubnej nadziei
na lepsze jutro. Jednak widząc Mortis mina rudzielca zrzedła. Znów uderzyła ją
świadomość, iż Daphne wie o wszystkim, Stella szaleje, a ona sama musi mieć
psychologa. Dlatego właśnie zachowała się niegrzecznie i bez słowa zatrzasnęła
drzwi przed nosem szatynki.
- Kto to był? – zapytał Lahey
torując jej drogę. Lydia wywróciła tylko oczami zerkając na niego z dołu.
Mimika twarzy siedemnastolatki znów stała się obojętna. Wróciła królowa śniegu – pomyślał, mimo to nie przestając się
uśmiechać.
- Pani psycholog – burknęła i
oparła się o ścianę. Wiedziała, że Isaac tak po prostu nie odpuści. W sumie,
ona też potrzebowała kogoś, komu mogłaby się wygadać. Była silną, młodą
kobietą, popularną, ikoną dla wielu pierwszoklasistek, ale była też tylko
człowiekiem. Sama – otoczona ludźmi.
Do tej pory Lydii idealnie wychodziła ta gra. Umiała udać niezniszczalną,
jednak w tym momencie przestała. Co ma
być, to będzie – pomyślawszy tak zjechała po ścianie i schowała twarz w
dłoniach. Miała gdzieś fakt, że Isaac widział jej chwilowe załamanie. Musiała
od czasu do czasu popłakać. Nie znosiła użalania się, ale jej nerwy również nie
były zestali.
Wilkołak natomiast nie wiedział
jak się zachować. Carmen nie przestawała dzwonić, a Lydia płakać. Był sam
pomiędzy dwoma kobietami do jasnej ciasnej! Nie umiał dojść do żadnego
rozwiązania, więc po chwili zastanowienia westchnął ciężko i przykucnął przy
rudzielcu. Niepewnie położył dłoń na jej ramieniu ściskając, a gdy widział, że
to nic nie daje po prostu usiadł obok z nierozczytalną miną. Nie mówił, że
wszystko będzie dobrze. Nie wierzył w te słowa, w Beacon Hills nigdy nie było
tak, jakby jego mieszkańcy chcieli. Z tego co mówili Derek i Peter zbliżała się
kolejna fala bólu. On sam był w miarę zahartowany, koniec końców cierpienie uszlachetnia,
a blondyn na własnej skórze doświadczył jego definicji. Jednak taka Lydia,
która miała wszystko nie mogła udźwignąć następnych strat. A gdyby oprawcy
zamordowali jej matkę, bądź ojca?! Przecież na wojnie i w miłości każdy ruch
jest dozwolony, nikt nie patrzy na straty.
Bez słowa podał nastolatce
kawałek swojej koszulki. Martin tylko uniosła obie brwi, jej oczy wciąż były
zaszklone, a mina nietęga, dlatego sam otarł jej łzy.
- Już lepiej? – zapytał innym
tonem niż zazwyczaj. Nie mówił obojętnie, albo kpiąca, a delikatnie, szeptem.
Lydia tylko przytaknęła
przecierając twarz. Wstała na równe nogi, spojrzała w lustro i wziąwszy głęboki
oddech otworzyła drzwi wejściowe. Carmen wciąż opierała się o pergolę.
- W czym mogę pomóc? – ruda
odezwała się jakby nigdy nic, na co Mortis prychnęła.
- Wiem, że nie podoba ci się
pomysł z psychologiem, Lydio, ale to tylko moja praca. Nie chcę być twoim
wrogiem.
- A to ciekawe – przyznała Lydia.
Osoby, które wcześniej zajmowały to stanowisko tak naprawdę miały gdzieś jej
samopoczucie, chodziło im tylko o kasę. Carmen od pierwszego spotkania wydawała
się inna i emanowała lepszą energią.
- Możemy pójść na układ – Mortis
podeszła do drzwi i założyła ręce na piersi.
- Kontynuuj… - wtedy nawet Isaac
powracający do pionu zmarszczył brwi. Niepewnie stanął za siedemnastolatką
mierząc Carmen wzrokiem.
- Pomogę ci ogarnąć dom do
powrotu mamy, a ty zgodzisz się porozmawiać ze mną o problemach – rozejrzała
się po ogródku i skrzywiła. Armagedon
– to jedno słowo określało całość.
- Umowa stoi – za Lydię odezwał
się Isaac, a ruda przytaknęła. To był dobry pomysł. Ktoś przecież musiał tam
posprzątać, a przebiegłość Carmen im obojgu przypadła do gustu.
***
- Puść
mnie, debilu! – wrzeszczała na całe gardło lecz to nic nie dawało. Nie
potrafiła dotrzeć do wilkołaka, który przyciskał Laurę do muru. Warczał,
obserwował, a jego oczy wciąż błyszczały na te dwa kolory – złoto i czerwień.
Scott
nie miał pojęcia co się działo. Nie wiedział dlaczego nie panował nad mutacją,
choć nie miał z tym wcześniej wielkiego problemu. Tamtego jednak poranka
odniósł wrażenie, że coś – dokładnie, COŚ
– jakaś magiczna siła zmusza go do przybierania wilczej twarzy, co więcej,
odzywała się i wilcza natura. A gdy nastolatka wyszła z domu ta „magiczna siła” kazała mu podążyć za nią
i zatrzymać Mulligan za wszelką cenę. Nie mógł pozwolić jej uciec, nie i już.
-
Cholera no… - piszczała Laura starając się odepchnąć McCalla od siebie, lecz
był silniejszy.
Zamknęła
oczy, ponieważ Scott uniósł pazury, jakby tym gestem chciał uświadomić szatynkę
w fakcie, że wbije je w jej klatkę piersiową, nie czekając ani chwili dłużej.
Odetchnęła, zaczęła liczyć, zdarzył się i moment, w którym zadała sobie samej
pytanie „Co będzie po śmierci?”, lecz
nie odpowiedziała. Laura odniosła wrażenie, iż niespotykane fale dźwiękowe
uderzają o jej uszy. Słyszała te same słowa co rano, wypowiadane przez Daphne w
dziwnej wizji. Skupiając się na łacińskim zdaniu poczuła pieczenie krzyżów,
łopatek wraz ze świerzbieniem dziąseł. Lecz krzyże po chwili przestały
pulsować. Najzwyczajniej w świecie bolały. Jakby kości zmieniały swoje
położenie. Nie, to niedorzeczne – pomyślała,
ale nie zdążyła nic roztrząsnąć, bowiem wilkołak, który był jej oprawcą zawył z
bólu, tym samym puszczając Laurę wolno.
Odważyła
się unieść powieki i oniemiała. W nogę Scotta został wbity srebrny grot
strzały, a po kilku sekundach pojawiła się kolejna i jeszcze jedna – w ramieniu
oraz u dołu pleców. Mulligan rozejrzała się po ciasnej, zapyziałej uliczce, w
której się znaleźli. A gdy na dachu przeciwległego budynku zobaczyła Allison z
łukiem, wstrzymała oddech. Wtedy oficjalnie przestała rozumieć cokolwiek, tak
nagle zbyt wiele zaczęło dziać się w życiu Laury. Wilkołaki, czarownice, czy
inne voodo – nie znała jeszcze tytułu Daphne, najwidoczniej i łowcy. Ale zaraz – zastanowiła się. – Przecież Allie i Scott… Oni się… Spotykali?!
– to okazało się najmniej ważne. Łowcy,
wilkołaki, voodo-śmudu?! – prychnęła w myślach. Jednak nie było czasu na
kolejne domniemania, gdyż Allison krzyknęła:
- Wiej,
Laura, wiej! – popędziła naciągając cięciwę. Scott już człapał w jej kierunku.
Ale
Laurę strach jakby sparaliżował. Nie umiała się ruszyć, powiedzieć nic, nawet
wrzasnąć. Na domiar złego przeszywający ból… Jeszcze nigdy nie czuła się taka maleńka
i zagubiona za razem. Wlepiała tylko nieprzytomne spojrzenie to w Argent, to w
McCalla, a w ostateczności i Jeepa, który zaparkował niedaleko.
Siedemnastolatka
obserwowała anaturalne zajście jak przez szybę, jeszcze nic porządnie do niej
nie dotarło Głosy dobiegały później, obijając się echem o jej czaszkę.
Pomyślała, że jeśli się czegoś nie chwyci - upadnie. Próbowała, świat dookoła
zawirował, powieki stały się ociężałe i w ostateczności się poddała. Pozwoliła
aby sylwetka bezwładnie opadła, a potem… Potem leciała, przynajmniej tak
sądziła.
***
Unosząc ciężkie powieki nie miała
pojęcia gdzie się znajduje. Była sama w ciemnym pomieszczeniu, po którym
roznosił się zapach remontu, zmieszany z siarką oraz męską perfumą. Spostrzegła
podupadłe belki, a na nich sadzę, dodatkowo ściemniałe, jakby po pożarze meble
utwierdzały ją w fakcie, że nie zna tego miejsca i nigdy tam nie była. Jej
sylwetka natomiast spoczywała na starej kanapie, pod puchatym kocem.
Laura znalazła się momentalnie w
pozycji siedzącej i czujnym okiem zbadała niezidentyfikowane miejsce, ale wtedy
poczuła jak kręci jej się w głowie, więc powtórnie opadła na podłokietnik
mrugając szybciej.
Próbowała sobie cokolwiek
przypomnieć, pamiętała tylko dziwną akcję z wilkołaczym Scottem, łowczynią –
Allison oraz Silesem, który w porę zjawił się na miejscu. Potem zemdlała…
Leciała. Musiała lecieć, a może ktoś ją niósł. Nie miała bladego pojęcia co
dalej.
Mieszkając w Bradford nigdy nie
wpadłaby na to, że kiedykolwiek znajdzie się w podobnej sytuacji. Całe życie
egzystowała w przekonaniu, iż istoty anaturalne to tylko seriale, bądź książki,
do momentu śmierci Tracey. Jednak lekarze umiejętnie wpoili Laurze bajeczkę o
stanie pourazowym, wymyśliła to sobie… Też coś, ona widywała już to wcześniej. Było
ukryte za drzewami na pogrzebie babci, ale wzbudzało tylko jej ciekawość, nie
strach – choć miała marne pięć lat. Znajdowało się w klasie szkolnej, lecz kto
uwierzyłby jedenastolatce z tak zwanym „szkołowstrętem” oraz w zamku. Na
wycieczce, gdy Laura miała za sobą już trzynaście wiosen. Niestety nauczyciele
i koledzy upierali się, że na portrecie widnieje jasnowłosa kobieta, nie
monstrum. Właśnie przez niewiarę innych dziewczyna starała się zapomnieć i
ignorować momenty, w których widywała to… To coś. Ale skoro okazało się, że
świat wynaturzeń istnieje, dlaczego i Demon z jej snów na jawie miałby nie
istnieć?
- Napij się, herbata dobrze ci
zrobi – z zamyślenia wyrwał ją dopiero męski głos, a gdy Laura dostrzegła jego
właściciela pogubiła się całkiem. Kto jeszcze miał z tym wszystkim cokolwiek
wspólnego?!
- Derek? – głos Laury był słaby,
ona sama była słaba, ale chciała wreszcie usłyszeć całą prawdę. Poczuła, że
jemu może zaufać, więc znów, już pewniej, usiadła i ujęła kubek w dłonie. –
Powiesz mi w końcu o co chodzi? – podkurczyła nogi siorbiąc napar, a brunet
przytaknął.
- Dlatego cię stamtąd zabrałem.
Musisz wiedzieć, Lauro – mówił stanowczo, ale nie do końca wiedział od czego
zacząć.
- Więc tłumacz. Też jesteś… No
wiesz…
- Wilkołakiem? – zapytał
wykrzywiając wargi w kpiącym półuśmiechu – tak, jestem wilkołakiem, co więcej.
Jestem alfą.
- Zaraz... Alfa, okej, więc…
Okej. – zmarszczyła brwi. – już nie przerwę. – napiła się wlepiając w Hale’a
znaczące spojrzenie.
- Dwa lata temu mój wuj Peter
zabił swoją siostrzenicę i w ten sposób sam stał się Alfą. Aby zbudować potężne
stado zaczął przemieniać ludzi, gdyż to ugryzienie przywódcy może sprawić, że
wkroczysz w świat likantropii – Laura tylko przytakiwała słuchając słów Dereka.
Wierzyła, w sumie… Uwierzyłaby nawet gdyby mówiła to Melissa, Allison, Stiles,
Scott. Ktokolwiek. Chciała mieć po prostu poparcie w swojej cichej wierze w
supernaturalny świat. – Takim oto sposobem twój kumpel McCall stał się jego Betą.
Jednak mógł tego nie przeżyć. U wilkołaków jest tak, że jeśli masz w sobie to
tak zwane „coś”, możesz stać się jednym z nich. Jeśli nie – umierasz. – na te
słowa siedemnastolatka się wzdrygnęła. A więc nie tylko ona igrała ze śmiercią…
- Jednak Pet był niebezpieczny –
wtedy w słowo Dereka wszedł starszy Hale opierając się o zwęgloną futrynę –
paczka Scooby’ego z Beacon Hills musiała go ubić, lecz wcześniej rzucił się na
Banshee.
- Banshee – powtórzyła Laura patrząc
na Petera, przeszedł ją dreszcz. Nie miała pojęcia jakim cudem przeżył, ale
wiedziała, że zaraz się dowie. – o tę z legend? Kobietę zwiastującą śmierć?
- Coś w ten deseń – kontynuował
szatyn – Banshee wyczuwa to, że ktoś umrze, wrzeszczy.
- Lydia Martin – oświecił
rzeczowy Derek piorunując krewniaka spojrzeniem. Pet tylko wywrócił oczami.
- Psujesz zabawę, wiesz? –
zwrócił się pretensjonalnie do siostrzeńca.
- To nie jest zabawne. – burknął
w odpowiedzi niebieskooki.
- Mów za siebie, chłopczę –
usiadł na krawędzi kanapy i zmierzył Laurę, mówiąc dalej – Peter jednak był na
tyle potężny, że nawet po śmierci, a zabił go przedostatni, przetrwały Hale –
wskazał na Dereka. – potrafił skontaktować się z Banshee. Udało jej się
wyciągnąć tego cudnego gościa z zaświatów. W tym czasie nowy Alfa zaczął
świecić kłami na prawo i lewo, przez co przemieniał takie niedoroby jak na
przykład Isaac Lahey – Peter od zawsze kpił z siostrzeńca, a w miarę kiepskie tworzenie
przez niego stada dawało ku temu kolejny powód. – pechowe nastolatki stały się
jego nowym stadem. - W sumie same wilkołaki żyją w Beacon Hills od zawszę. Moja
siostra Talia, matka, babka, takie życie, ale twój przedział wiekowy, kochanie
dowiedział się o ich istnieniu przed dwoma laty. – Laura całkowicie zamilkła
starając poukładać sobie to, co już miała.
- Są także łowcy – głos zabrał
Derek ignorując znudzoną mimikę Petera – rodzina Argentów poluje na nas od
dawien dawna. Nie tylko oni, ale to najstarszy i najbardziej doświadczony ród.
Allison – dziewczyna Scotta jest jedną z nich.
- Zakazana miłość, to takie
urocze – zakpił starszy wilkołak.
- Dobra… - po kilku chwilach
odezwała się i Mulligan – Scott – wilk. Lydia – Banshee. Allison – łowca. A
czym jest Stiles?
- Nadpobudliwym, zbyt ciekawskim wrzodem
na małpim tyłku – odparł Derek pomrukliwie, na co Laura prychnęła, a Peter
zachichotał.
- Dereczek ma do niego słabość –
szatyn dźgnął nastolatkę w bok, ale ta nie podłapała żartu. Derek z resztą też.
- Pomijając wyrachowany humor
Petera. – mówił dalej, nie sprzeczał się, ponieważ wiedział, że to do niczego
nie prowadzi. – Stiles nie jest niczym i całe szczęście, jest człowiekiem, ale
jak wspomniałem wtyka ciekawski nos wszędzie.
- Eee tam, ja widzę w nim dobrego
wilkołaka – Peter machnął ręką, ale pod wpływem mordującego wzroku Dereka wreszcie
się zamknął.
- Powinnaś jeszcze wiedzieć o
Kanimie, czyli wielkiej jaszczurce, która zabijała ludzi na zlecenie. Jak
seryjny morderca. Kanima to wilkołak, który nie dokończył przemiany. Fizyczna
strona jest gotowa na likantropię, psychiczna niekoniecznie. Na całe szczęście
Jackson – czyli Kanima przemienił się w porę.
- Dlatego przeniósł się do
Londynu – Laura nie chciała tego przyznać, jednak coraz bardziej wkręcała się w
tę historię. Wiele rzeczy zaczęło się wyjaśniać, a ona sama akceptowała
niezrozumiałe.
- Chyba miał dość bandy świrów –
szepnął Peter, wtedy i Laura i Derek zgromili go spojrzeniem w tym samym
momencie.
- Jest także Gerard Argent –
młodszy Hale mówił dalej, tak jakby komentarze wuja przestały istnieć.
- Staruszek ześwirował. Łowca od
siedmiu boleści. Brutalny, ale już nieszkodliwy, siedzi w domu starców – Peter
szczerze mówiąc nie mógł się doczekać momentu, w którym opowiedzą Laurze o jej
roli w tym wszystkim. Zastanawiał się także ile wyłapał sam Derek, ponieważ nie
opowiedział mu o wszystkim. Brunet miał jedynie namiastkę obszernej wiedzy
Peta.
Nastolatka przytaknęła, a w
pomieszczeniu zapadła cisza przerywana przez odgłosy ćwierkających ptaków za
oknem, gdyż znajdowali się w środku lasu. Szatynka spojrzała po mężczyznach
przyglądając się im obu z uwagą.
Peter był starszy, mimo wszystko
nie wyglądał na wujka Dereka. Przez dość opiętą koszulkę można było dostrzec
jego mięśnie, prezentował się jako wysoki oraz tajemniczy mężczyzna, podobnie
jak siostrzeniec. Lecz jego wyraz twarzy kończył się na niebezpiecznych
grymasach oraz kpiących uśmieszkach, natomiast Derek ściskał usta w cienkiej
linii, a czoło nieustannie marszczył. Wyglądał na przestępcę, cholernie
seksownego przestępcę. Siedemnastolatka podświadomie przegryzła wargę patrząc
na niego. Przez moment zaczęła zastanawiać się czy jest dobry w łóżku, jednak
skarciła się za podobne domniemania. Zważywszy na to, że nie należała do TAKICH dziewczyn. Proszę, nigdy w życiu
nie uprawiała seksu, tłumacząc się brakiem gotowości, a więc tym bardziej czuła
się winna, iż przed obliczem tak poważnych spraw zaczęła fantazjować o budzącym
grozę, potężnym wilkołaku.
- Czyim betą jest teraz Scott? –
palnęła jakby nigdy nic. Musiała coś powiedzieć, lecz najzwyczajniej w świecie
bała się pytać o siebie.
- To dość trudne – odparł Alfa –
teoretycznie Peter powinien być martwy, a więc gdy ja go zabiłem, przejąłem
jego stado.
- Okej, ale Pet żyje – zrobiła
znaczącą minę.
- I jest moim betą. Jednak Scott…
Cóż.
- Woli być ciotą – zachichotał
starszy Hale wzruszając ramionami.
- Omegą – poprawił Derek. – Scott
woli być Omegą, to znaczy wilkiem bez stada.
- Dlaczego ciotą? – zacytowała
Laura. Nie zorientowała się, że odruchowo miętoli włosy w rękach pletąc
warkocz.
- Wilkołaki w stadzie są
silniejsze. Z Omegi powinno się kpić.
- No dobra… A, a ja? – zapytała
wreszcie, pod wpływem czego Peter się uśmiechnął.
- No i dochodzimy do kolejnego
rozdziału. Laura, to skomplikowane i proszę żebyś nie uciekła i nie krzyczała.
- Derek – również zaczęła
wypowiedź od jego imienia, zaciskając usta w cienką linię – wyglądam na osobę,
która wieje z płaczem?
- Możemy przejść do rzeczy?! –
popędził znudzony Pet, a Derek wywrócił oczami.
- Łacina – szepnął pocierając
kilkudniowy zarost – twoja rasa nazywa się Mortiu.
- Mortui… - powtórzyła – żywy
trup?! Chwila?! Umarłam?! – znów przed jej oczami zawirowało. Owszem, był taki
czas w życiu, kiedy zastanawiała się nad tym, czy logiczna w jej wypadku nie
powinna być śmierć. Wtedy, w dniu „zawału” Tracey, oprawca wbił potężny kawał
mebla w jej brzuch. Pamiętała, że się wykrwawiała. Widziała ciemność, nie jak
opisują to ludzie – światło. Nie było udręki, nie było tak zwanej nicości.
- Powiedzmy. Koniec końców Mortui
to rodzaj klątwy, klątwy dziedzicznej. Jest tylko jedna na pokolenie, bądź
kilka pokoleń. Zawsze kobieta, bo to kobieta została przeklęta.
- W mojej rodzinie jest klątwa
związana z życiem po śmierci?! Śmierdzi mi to wampiryzmem.
- Ładne skojarzenie – westchnął
Hale. Wtedy zorientowali się, że Peter wyszedł z pokoju, ale nie odpuścili
sobie kontynuacji rozmowy. – W każdym razie ty nie jesteś człowiekiem, nie
jesteś też wampirem. Choć tak, potrzebujesz ludzkiej krwi do życia.
Laura zamarła. Przecież policjanci
znajdowali ciała wyssane z krwi. Ona sama widziała jak potwór mordował! Wtedy
wszystko zaczęło nabierać sensu. Była odpowiedzialna za śmierć dwudziestuparu
niewinnych ludzi! Jednak o dziwo nie czuła się winna. Nie bolało ją to, że
zabijała. Przecież taka była konieczność, znalazła się po prostu na górze
łańcucha pokarmowego. Bo czy człowieka każą za ubijanie świni?! Nie, tak po
prostu w życiu jest. Laura poczuła się drapieżnikiem, jednak momentalnie jej
siła opadła, ale nie zastąpiło jej poczucie winy, ani tym bardziej strach,
tylko niepewność.
- To ja zabijałam przez ostatnie
tygodnie, prawda? – zapytała przełykając głośno ślinę. Derek przytaknął.
- Mortui to rasa, która żywi się
na ludziach. Mortui jest po prostu martwa, dlatego łaknie krwi, podobnie i
łaknie ludzkich dusz.
- Dusz?! – jęknęła.
- Lauro, z każdym, kolejnym
upadkiem tracisz cząstkę siebie. Pomyśl tylko…
Po walce z Lydią straciła
skruchę, po kłótni ze Stilesem wewnętrzny spokój, po zabiciu człowieka – żal,
po pamiętnej nocy…
- Ja już nie płaczę, Derek –
szepnęła po chwili zastanowienia.
- Nie krwawisz – poprawił Peter
znów stając w drzwiach. W dłoni trzymał starą, grubą księgę. – ponieważ łzy
krwią duszy, nie ciała…
Znów zapanowała drażniąca cisza.
Laura westchnęła ciężko i rozwaliła warkocz, który zaplotła.
- Jestem tylko człowiekiem, krwawię gdy upadam – mruknęła ściszonym
tonem. Wtedy ten cytat przybrał innego znaczenia. Posiadła dowód, dowód na to,
że miała w sobie za wielu ludzkich zachowań, już nie.
- Można porównać to do opętania –
kontynuował Derek. – są dwie możliwości. Albo klątwa steruje tobą i nie wiesz
kiedy spełniasz jej zachcianki, albo ty sama kontrolujesz przemiany.
- Mam jakieś przemiany?
Po tych słowach Peter podał
Laurze rysunek, który ukradł Carmen. Gdy nastolatka spojrzała na świstek
zmarszczyła czoło.
- To ja – szepnęła – widzę
siebie.
- Bo źle patrzysz.
Po tych
słowach szatyna, przyjrzała się dokładniej i nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Demon, demon w pełnej krasie, nic więcej nic mniej. Co więcej, ona wiedziała,
że była tym demonem. Gdy tak patrzyła odniosła wrażenie, iż obojczyki zaczynają
piec. Jakby wisior chciał tego, lecz nie powiedziała. Myślała, że jej się tylko
zdaje, bowiem Derek nic o nim nie wiedział, a Peter milczał, udając równie
nieświadomego jego działania.
-
Natura dla kontrastu stworzyła Illuminatos. To kolejna rasa, tyle że jej
przedstawicielka się nie zmienia. Od sześciuset lat jest nią Daphne Walsh.
- To ci
niespodzianka – wtrąciła Mulligan nie mogąc oderwać wzroku od kawałka papieru.
- Twoja
nieśmiertelność zależy od ciebie. Nie wiadomo co rani Mortui, tak jak na wilki
wpływają poszczególne rośliny, tak na Mortui nie wpływa praktycznie nic. Jesteś
zależna od pełnego księżyca, co nie znaczy, że nie możesz się przemieniać i
kontrolować. Lauro, Daphne chce za wszelką cenę cię zniszczyć, Peter szuka
sposobu aby załatwić klątwę raz, a porządnie… Mamy tylko jedno żądanie.
-
Żądanie – uniosła jedną brew – chcecie żądać czegoś od potwora, przy którym
nikt nie jest bezpieczny?
- Nie
możesz nic powiedzieć swoim przyjaciołom, nie możesz zrobić szumu, im więcej
ludzi się do tego zabierze, tym gorzej będzie.
-
Chcesz abym ich okłamywała?! – wtedy poczuła napływającą falę złości, a jej
oczy błysnęły głębokim błękitem.
- Ile
czasu oni okłamywali ciebie? – podpuszczał starszy Hale. – Pomyśl, że to dla
ich dobra.
- Co
będę miała w zamian?
-
Nauczę cię samokontroli – powiedział dobitnie Derek.
Laura
zamyśliła się na moment, po czym cicho westchnęła.
- Umowa
stoi, tylko odwieź mnie do domu.
Klamka
zapadła. Co miało zostać powiedziane, powiedziane zostało. Dobili targu i oboje
musieli się ze swojej części wywiązać.
***
Po dwudziestu minutach drogi auto
Dereka zaparkowało przed posesją McCallów. Dziewczyna zdążyła w tym czasie
wszystko przemyśleć i postanowiła, że zaufa Hale’om. Musiała sprawiać wrażenie
nieświadomej tego, co się z nią działo. Nie chciała tracić duszy, nie chciała
zabijać. Ale to otrzymała od losu w prezencie i musiała walczyć, mimo wszystko.
Nastolatka posłała alfie krótkie
dziękuję na pożegnanie i weszła do środka. W salonie spotkała się z ciekawskimi
spojrzeniami Melissy, Scotta, Stilera oraz Allison, więc mruknęła jakieś
przekleństwo pod nosem.
- Poniosło mnie – powiedziała
wreszcie – nie powinnam trzaskać drzwiami na odchodne – założyła ręce na
piersi, gdy pani McCall uśmiechnęła się pokrzepiająco i objęła wychowankę.
- Już dobrze – poklepała Laurę po
plecach, a miejsce Melissy zajęła Allie.
- Witamy w bagnie – szepnęła, na
co obie zachichotały, później Mulligan spojrzała na Scotta i wywróciła oczami.
- Chodź, szczeniaku – szepnęła
rozkładając ręce do uścisku, a wilkołak ujął ją w ramiona. Do ich przytulasa od
razu dołączył Stiles i Laura została ściśnięta między dwoma chłopakami.
Uśmiechając się delikatnie obróciła tak, że teraz stała twarzą do Stilesa i to
na jego kark zarzuciła ramiona, chowając głowę z zagłębieniu szyi nastolatka,
jego obecność uspakajała ją szczególnie.
- Poczekajcie, zrobię wam zdjęcie!
– rzuciła Melissa biegnąc po aparat. Wpatrywała się w nich jak w obrazek przez
moment i stwierdziła, że ta chwila jest warta uwiecznienia.
- Allie, chodź do nas! – zawołał
Scott, a łowczyni nie dała się długo prosić. Podeszła bliżej i gdy Melissa
miała wcisnąć guzik, aby cyknąć im fotkę, McCall chwycił brunetkę w zgięciu
kolanowym i między łopatkami, pod wpływem czego pisnęła, Laura w tym momencie
wskoczyła na plecy Stilesa, więc zdjęcie wyszło co najmniej komicznie. I
właśnie to, komiczne zdjęcie zawisło w pokojach każdego z nich, oprawione w
ramkę. Uwieczniało bowiem jeden z ostatnich momentów, w którym wszyscy czworo
byli szczęśliwi, mimo wszystko.
***
O Boże. Tylko tyle mogę powiedzieć. To był zdecydowanie najokropniejszy tydzień w historii okropnych, wakacyjnych tygodni. Jedyne światło dali mi Laizak i Stebra, ale to tylko po nocach. Nieważne. Nie dość, że najpierw dostałam szlaban, to jeszcze później mój komputer padł. Jakby zawału dostał, skrótowo - hujnia. Przepraszam Was kochani, ale nie mogłam pojawić się wcześniej, ani z komentarzami, ani z rozdziałem. Chociaż na piątki się przerzuciliśmy, jeden plus :)
Najbardziej chcę przeprosić Betty Gilbert, ponieważ pojawia się pod moim każdym rozdziałem, a ja nie mogłam się wyrobić. Na dokładkę mam dni kobiece, trzydzieści dziewięć stopni gorączki i zatoki chore.
I wiecie co? Rozważałam usunięcie bloga. Tak po prostu, myślałam nad tym długo i zawsze dochodziłam do wniosku, że tak byłoby lepiej. Ale szkoda zmarnować wenę, bo pisać bym nie przestała. W sumie pisałabym dla siebie. Ale mniejsza.
Jak podobał się rozdział? Szczerze nie mam chęci na pisanie długiej notki od siebie pod postem, dlatego życzę tylko miłego czytania, przepraszam za problemy i nie wiem kiedy wpadnę do Was. Ale proszę, zostawiajcie linki, bo to, że nie komentuję nie znaczy, że nie czytam...
Cieszycie się, że Laura jest już świadoma? No i z ilości Dereka w tym rozdziale, teraz będzie pojawiał się częściej.
Także cz. I "a" mamy już za sobą , jak się nazywała itd, nazwy kolejnych rozdziałów możecie zobaczyć w zakładce.
Zdradzę jeszcze, że wkrótce pojawią się postaci takie jak:
Kira, Erica, w cz. "b" dowiemy się wiele więcej o Tracey, o demonie który przekazał klątwę Laurze i pojawi się ktoś nowy. Mianowicie Elizabeth Duncan. Ps: Nie zapomniałam o Joanne. Mam wszystko tak dokładnie rozpisane, że wszystko powinno mieć swoje miejsce, aż do końca tej części ;)
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam ściskając
xx
@YourLittleBoo1
Juleczko kochana, oto twój szablon, nie wiem jak się spodoba, nie miałam siły na css, dlatego dałam taki sam jak Adze. Zdechłabym robiąc po raz trzeci kolejny ;-;
Ale tak jak Peter powiedział w jednym odcinku do Stilesa:
"Dobrze, że nie jest wilkołakiem, chciałaby rozszarpać cię dwa razy w miesiącu. Jest kobietą"
Tak w skrócie. Także cieszcie się, że nie jestem wilkołakiem, bo nauczyłabym ten komputer i wszystko inne latać ;)
Świetny rozdział. Super się czytało! Nie usuwaj bloga, proszę, bo jeśli masz wnenę, to przecież możesz publikować rozdziały! Ja chcę wiedzieć co dalej <3 I był kochany Derek! Ale i tak ostatnia scena najpiękniesza, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń~A.
Dziewczynki, spaujemy dziś? ;)
Jeeej, czytając fragment o Lydii i Stilesie uświadomiłam sobie, że jest tym więcej niż prawda. Masz całkowitą rację, przecież on nie zrobił czegoś tak prostego i banalnego. Myślę, że boi się (bał? Malia, wyjdź bo nie wyczymię…) tego, jak ona zareaguje i że tego nie odwzajemni :(
OdpowiedzUsuńZ tak obszernej roli Dereka cieszę się niezmiernie :D Więcej, więcej, więcej… Ogólnie scena z Hale’ami była świetna i jakby wyjęta ze scenariusza TW. Wciąż liczę na jakieś “poważniejsze” relacje między Laurą i Derekiem ;) A Laura i te jej sprośne myśli, utwierdzają mnie w przekonaniu, że może coś tam być :)
I ta ostatnia scena... Tyle słodyczy i szczęścia... Chyba jestem po drugiej stronie tęczy :D
Matkooo, ty tak świetnie piszesz, wszystko czyta się z taką lekkością. Gdybyś odeszła te internety stałyby się puste, a tak świetnie napisane opowiadania znaleźlibyśmy tylko w księgarni na półce z bestsellerami :D
Mam wrażenie, że wraz z uświadomieniem Laury, akcja nabierze niezłego tempa i mam nadzieję, że druga część będzie tak samo świetna jak pierwsza.
“Posiadła dowód, dowód na to, że miała w sobie za wielu ludzkich zachowań, już nie” - wydaje mi się, że przed miała powinno być “nie”, chociaż kto tam wie ;D
~ Arawis
Prosiłaś mnie, żebym powiadomiła Cię o nowym rozdziale, a tak się złożyło, że także pojawił się dzisiaj, więc proszę bardzo, zapraszam :)
[http://keep-ya-far.blogspot.com]
Ślicznie :3
OdpowiedzUsuńNo przynajmniej mam jasność co się wyprawia xD (serio xD Nie oglądałam serialu, ale teraz po prostu muszę xD )
Derek... Boże xD Czy można kochać faceta który jest o 10 lat starszy xD Świetne jest to zdjęcie '3' Przydało by się podobne u mnie na ścianie :3
Życzę weny i dobrego początku w szkole (wakacje mogły by jeszcze potrwać z miesiąc ;-; )
Mam nadzieję że niedługo pojawi się rozdział.
~Kinga
Jejku, tylko nie usuwaj bloga, błagam. Właśnie mi szablon wczytuje... Ok, to ja komentuję. O jeju, po raz kolejny. Dużo Dereka, boże kocham gościa. Petera również. Podobała mi się ta scena z nimi. Wreszcie Laura wie o wszystkim. Pakt z nimi, jest super pomysłem. Nauka samokontroli.. Nie mogę się doczekać. Ej, Scott stracił kontrolę? Może to on potrzebuję nauczyciela? Hahah,jest boskie. Błagam nie przestawaj pisać <3 Kocham to opowiadanie, jest świetnie opisane i w ogóle. Ok pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJulia :*
Ps: O Jezuniu wczytało mi. Boże jaki on piękny... Wspaniały, Boże nie można tego słowami opisać. Boski. Jezu, tak bardzo Ci dziękuję i mam nadzieję, że kolejny pojawi się już nie długo. Jeszcze raz z całego serca dziękuję <3
Ps: Tam w napisie jest mały błąd. jest "scret" zamiast Secret, ale okej mimo to jest piękny <3
UsuńJejciu, nareszcie rozdział! Jestem rozentuzjowana :D Dla Ciebie to był najgorszy tydzień, a dla mnie najlepszy. Mam za sobą zakupowe szaleństwo, nocowanie u przyjaciółki i jak najbardziej udany mecz *.* Co do rozdziału, jezuuu tyle Derek'a I Peter'a <3 Żyć nie umierać. Hmm Lydia chce żeby Stiles zaprosił ja na randke? No nie powiem, zaskoczyłaś mnie z tym :D Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że Scott stracił kontrole i chciał zaatakować Lau :o Teksty Peter'a wymiatają:
OdpowiedzUsuń- Nadpobudliwym, zbyt ciekawskim wrzodem na małpim tyłku.
Kocham ten tekst! Prawie popłakałam się ze śmiechu. To tak świetnie oddaje Stiles'a xD Hm co bym mogła jeszcze dodać? Laura i samokontrola? No przydałoby się jej :D I to jeszcze Derek będzie ją uczył *_* Nie no, niebo normalnie. Cieszę się, że pojawi się Kira. Bardzo ją lubie, szczególnie od momentu kiedy w zjawiskowy sposób spadła ze schodów :D
Nie pozwalam Ci usunąć bloga! Nie i koniec! Taka świetna historia nie może się tak szybko zakończyć ;____;
Nie wiem co mogę jeszcze napisać. Dużo weny życzę i powodzenia w szkole :D
NO! Nareszcie będę gdzieś w pierwszych komentarzach, a nie jak zazwyczaj ostatnia... ale i tak mnie kochasz, no nie ? XD Boziu, ostatnio mam fazę na ten tekst. Wiem, że głupie, ale #sorrynotsorry
OdpowiedzUsuńI znowu zbaczam, grr... Warczę niczym Scott x) Tak, tak dzisiaj będzie głupawkowo ^^
Także ten tego ten... Pamiętam jak kiedyś pisałaś, że nie przypadkowo używasz tej pochyłej czcionki i jak tak czytałam i pisałaś tą czcionką o złoto-czerwonych oczętach McCalla i tak sobie zakładam, że to coś, co jakby zachęcało naszego wilkołaka do tych wybryków to była panna Walsch i te jej całe 'Pokaż prawdę' po łacinie. Esu! Znowu mam skojarzenia ze Scoobby Doo! Ogarniasz ? Daphne tu i tam xp O rety! Sama ze sobą nie wyrabiam x)
Miałam coś wspomnieć o błędach, ale to znowu same literówki i z jakieś cztery interpunkcyjne, aż mi się nie chce ciągle pisać o tym samym... eh... Jak to powiedział kiedyś Damon do Jeremiasza: Dlaczego życie nastolatka musi być takie trudne ?
A tak btw to, aż mi się ciepło na serduszku zrobiło jak wspomniałaś o TVD, ale szkoda, że już nie piszesz w tej tematyce, bo jednak wolałabym znać pierwowzór na którego podstawie piszesz, a Teen Wolf raczej nie prędko obejrzę, bo w tej chwili oglądam 6 innych seriali x) No, ale nie narzekam, bo to opowiadanie też pokochałam całym serduchem, więc nawet nie waż mi się go usuwać ! Nie pozwalam ! Jak i tak będziesz pisać to co ci szkodzi publikować ? Przy okazji sobie trochę poczytasz jak to cię inni chwalą i wgl są tacy słodziaśni jak ja ;*
Ale do rzeczy ! Cieszę się, że Laura została wreszcie doinformowana, a te wszystkie sekreciki na pewno wkręcą trochę akcji, a wiesz, że uwielbiam jak się dużo dzieje. Także ja być szczęśliwa- jak mówili nasi przodkowie neandertalczycy ;p
Jedyne do czego mam pretensje to to, że Lau trochę za łatwo się zgodziła na propozycję Dereka i Petera. Zabrakło mi tu jakiś wewnętrznych (nie zewnętrznych) przekomarzanek, a tutaj takie: - Okey ? - Okey. Trochę sucho, no ale wiesz, że ja się czepiam ;*
Mam jeszcze dwie sprawy i końszę, soooł...
Takie te rozkminy Lydii, że Stiles nigdy tak na dobrą sprawę do niej nie zagadał o żadnej randce... No nie spodobały mi się, ale zapewne domyślasz sie dlaczego ;) TEAM STAURA 4EVER!!!! Mode fangirl activate x) Wgl to co ty robisz, hm ? Ja tu się nastawiam na parring Isaac&Lydia (wciąż czekam na jakąś ich nazwę ;p) i oczywiście na Staurę, a ty co ? Dajesz tu jakieś szanse na Stydię (tak to się nazywa, no nie ? xp Wybacz mą niewiedzę) i na Dereka+Lau ? Nie zgadzam się ! Aż wstawię Jelenkę, która akurat doskonale oddaje me uczucia! ;') #feels
https://38.media.tumblr.com/427e083c7bacf379fc5ee0579d12fbfe/tumblr_mo34wrjxb01so4yflo1_500.gif
No, a ta ostatnia sprawa to jak Peter wspomniał, że widzi w Stilesie dobrego wilkołaka to... sama nwm... Część mnie jarała się na samą myśl jak dom Gilbertów (w pozytywnym znaczeniu x), a część była jak Damon ze swoim: No! No, no, no, no. Did I meantion? NO!
Anyway... Kończę i oczywiście zapraszam do siebie ciebie, a także innych, którzy być może zauważą link (tak, tak ja tu tak się po cichu reklamuje u cb ;p) i ślę pozdrowionka, weny sobie trochę pożyczę, bo masz jej zdecydowanie za dużo jak na jedną osobę. Podziel się z biednymi ! x) No, a także wielkie sorki za moją głupawkę, ale po odwiedzinach tu u ciebie często tak mam x) Btw, jakoś dużo mam dzisiaj skojarzeń z TVD... No, ale to już mój problemo ^^
Kisses, Lenena ;*
http://hsdsintvd.blogspot.com/
No to Laura świadoma. Musze przyznać, że też bym się wkurzyła, że przyjaciele ją okłamywali, ale jest to zrozumiałe. Chcieli w końcu ją chronić.
OdpowiedzUsuńCiesze się, że dowiedziałam się dużo więcej o Mortui. Byłam ciekawa na czym to dokładnie polega i jestem wbita w krzesło. Masz mnóstwo pomysłów i świetnie je wykorzystujesz. Tylko dlaczego aż tak Derekowi zależy, by nic nie mówiła przyjaciołom? No niby z drugiej strony racja, że oni też zatajali przed nią prawdę, ale może nie powinna się im odwdzięczać tym samym? No nie wiem, zobaczymy, czy pakt z Hale'ami wyjdzie jej na dobre.
Lydia umówiłaby się ze Stilesem, gdyby ją zapytał?! *krzyk szczęścia* Boże, czemu Stiles nie może znaleźć odwagi, by ją o to zapytać?! Nie wiedziałam, że to byłoby takie proste. Myślałam, że Lydia nie spotkałaby się nigdy ze Stilesem, a tu jednak! OMG! Moje serce jest rozdarte między Stilesem a lydią i Stilesem a Laurą. (podobnie jak w TW jest rozdarte między Stilesem a Lydią i Stilesem a Malią T.T ) To zdjęcie na końcu mnie rozczuliło :D
Erica? Kira? Wow, no to nie mogę się doczekać. A może jeszcze pojawi się Cora? Bardzo ją lubiłam ;3
Co do przeprosin, to jasne, że przyjęte :D Rozumiem, że nie masz za bardzo czasu, bo sama nie mam go za wiele. Niemniej jednak, jak znajdziesz chwilę zapraszam do siebie. ;)
Pozdrawiam serdecznie ;*
http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com
WOW! *_*
OdpowiedzUsuńAle masz super bloga!
Dopiero teraz go odkryłam, ale na maxa mnie wciągnął.
Rozdział niesamowity!
Dawaj szybciutko next ;]]
Pozdrawiam,
~Iggy ;**
PS. Zapraszam do mnie: http://lovemelikethat-r5.blogspot.com/
Świetne, świetne i jeszcze raz świetne!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko i czekam na ciąg dalszy, a tymczasem nominuję Cię do Liebster Blog Award!
Po więcej informacji i pytania zapraszam tutaj:
http://death-that-never-comes.blogspot.com/p/inne.html
Właśnie tak patrze i nie wiem jak to możliwe, że nie skomentowałam .
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Nie będę się dziś rozpisywać bo jak to każdą kobietę raz w miesiącu szlag mnie właśnie trafił i tak nie mam pomysłu na nic długiego,a więc krótko zwięźle i na temat. Nie usuwaj bloga. Jeśli masz taką potrzebę zawieś na miesiąc,dwa czy ile tam potrzebujesz, ale nie usuwaj. Naprawdę . Wolę żebyś zawiesiła niż usuwała bo nie chcę mieć takiego doła jak po 23x3 (pff nawet jej pogrzebu porządnego nie zrobili ) to jest moje zdanie. Zrobisz jak będziesz uważała.
Cała sytuacja z salonu wydała mi się troszeczkę podejrzana. Ciężko mi właściwie powiedzieć dlaczego, jednak zastanawiające jest to, dlaczego Scott zaczął ulegać przemianie, skoro zazwyczaj trzyma nerwy na wodzy. Nie będę jednak doszukiwać się tu spisku. Pewnie gdyby okazało się, że oni przyjaciele nie mówią mi całej prawdy, wybuchnęłabym histerycznie. Laura zachowała się w dość opanowany sposób i wcale jej się nie dziwię, że chciała zostać sama, w końcu wiele spraw spadło na nią tak po prostu.
OdpowiedzUsuńMimo tego, że wiem, że Isaac ma jedynie chronić Lydię to jednak lubię czytać o ich wspólnych momentach. Dobrze wykonuje swoje zadanie, przez co jest bardzo troskliwy, a oni cóż., niemal uroczy. Dobrze, że zjawiła się Carmen, przynajmniej będzie ktoś kto pomoże sprzątać im ten bajzel po całej imprezie. Ciekawa jednak najbardziej jestem jak wygladać może to zawierzanie się z problemów, jeśli postanowiłaś je opisać ;) Zupełnie nie mam pojęcia czemu Scott poleciał za Laurą, ale to wspaniałe, że w porę pojawiła się Alison no i Derek.
Dzięki całej tej rozmowie między nim a Laurą wiele spraw wyjaśniło się także dla mnie. Przynajmiej poukładałam sobie w głowie kto jest kim i myślę, że teraz pójdzie już z górki. Jestem szalenie ciekawa co wyjdzie ze współpracy pomiędzy tą dwójką.
Końcowa scena była po prostu słodka. Miło było przeczytać o jakiejś spontanicznej odskoczni od codziennych problemów bohaterów. Zdjęcie musiało wyjść naprawdę komiczne.
Pozdrawiam ;*